poniedziałek, 17 lutego 2014

Revenge is sweeter than you ever were

   To był uroczy wieczór. Wszyscy świetnie się bawili. Jedzenia nie ubywało, alkohol lał się strumieniami. Nie było nikogo, kto uznałby ucztę w zamku Volteryjskim za nieudaną. Był tylko jeden gość, któremu nie podobało się to, że tam był. Podobał mu się zamek. Bywał tam wcześniej, ale nigdy w tej roli. Chciał zostać nie zauważony. I być może by mu się udało, gdyby tylko wiedział, że to była najbezpieczniejsza impreza na świecie.
    Szedł korytarzem. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Wpadł na jakąś kobietę. To mogła być tamtejsza księżniczka. Nie zastanawiał się nad tym. Nie rzuciło mu się w oczy nic, poza tym, że na jej pięknej twarzy widać było łzy. Oj tak będziesz miała powody do płaczu, kiedy już wyjdę, myślał. Ruszył dalej. Zatrzymała go służąca i kazała zanieść pościel do jednej z komnat znajdującej się na drugim końcu zamku. Nie miał najmniejszego zamiaru tego robić, z drugiej strony miał zostać nie zauważonym. Było za późno, żeby jakkolwiek zmieniać plan. Zawrócił i wcisnął pierzynę zaskoczonemu strażnikowi, który nagle pojawił się przed nim.
   -Mają nas. - pomyślał.
   -Uspokój się. - odpowiedział sobie - Skąd mogliby wiedzieć.
   -A co jeśli ktoś im powiedział? - spytał sam siebie.
   -A niby kto miałby im powiedzieć. - wykpił się - Przecież nikt oprócz nas o tym nie wie.
   -A ta płaczka? - jedna część jego umysłu była zaniepokojona - Mogła nas rozpoznać.
   -Przecież nigdy nas nie widziała. - próbował się uspokoić - Skąd mogłaby wiedzieć jak wyglądamy?
   -No przecież. - przyznał sobie rację. - Ona nie ma prawa nas kojarzyć.

***

   -Wszystko w porządku? - spytał Arkadiusz, kiedy Danielle weszła do sali. - Już myślałem, że tu dzisiaj nie wrócisz. Wyglądałaś na smutną.
  -Tak. Wszystko dobrze. - skłamała - Mam tylko pewne obawy.
  -To znaczy? - spytał uśmiechając się do Izabeli i Marka stojących po drugiej stronie pomieszczenia.
   -Widzisz, co jeżeli właśnie na moich oczach stała się rzecz niemożliwa.
   Arkadiusz popatrzył na nią, nie tyle z niepokojem czy ciekawością, a ze zrozumieniem.

***

   -Raz kozie śmierć. - powtórzył po raz kolejny.
   -Zamkniesz się wreszcie? - upomniał się - Przez ciebie nie mogę się skupić.
   -Przepraszam - mruknął - Po prostu, nie jestem pewien, czy dobrze robimy.
   -Za późno na zmianę planu. - westchnął - A nawet jeśli, to nie wrócimy do domu z niczym.
   -Ale tu jest straż. Zabije nas.
   -Nie męcz. Ktoś dzisiaj musi zginąć.
   I to będzie on, dodał tak, by drugi on tego nie usłyszał.

***

   Nie jest dobrze, mruknął Arkadiusz rozglądając się po sali. Zbyt dużo świadków, chyba, że właśnie o to mu chodzi. Nie możemy dać po sobie poznać, że się go spodziewamy.
   Spojrzał na Izabelę. Wydawała się być niczego nieświadoma, ale doskonale wiedział, że słyszała wszystko. Przeniósł wzrok na Aleca. Stał w  połowie odległości między nią, a drzwiami wejściowymi. Najlepsze miejsce, żeby powstrzymać napastnika. Czasami Arkadiusz był pełen podziwu dla inteligencji tego młodego chłopaka. To była jedna z tych chwil. Dyskretnie Danielle przekazała ciekawemu Mortenowi, co się dzieje. Ten, podobnie jak wcześniej jego brat, pokiwał głową i zajął miejsce naprzeciwko Aleca. Arkadiusz zdawał sobie sprawę, że nie ma pojęcia czego oczekiwać od "gościa", dlatego przeszedł kilka metrów bliżej Izabeli, gdyby to jednak zamach miał być na niego. Zamach? Zastanowił się. Dlaczego mówi o zamachu, kiedy to Danielle ma tylko obawy. Obawy, które można bardzo łatwo potwierdzić. Stanęła za młodszym bratem, jakby bała się, że może stać na drodze. Morten przywołał do siebie kapitana straży i kazał zwiększyć ilość żołnierzy w i w okół sali. Goście mieli o niczym nie wiedzieć.

***

   -Nie możemy ni mu zrobić. - znów próbował przekonać drugiego siebie do zmiany decyzji. - Przecież jest ważny. Zabiją nas, jak nas złapią.
   -I co z tego? To jest zemsta. Nie obchodzi mnie, co będzie później. Najważniejsze, że jego już nie będzie. - odpowiedział sobie szukając stroju na przebranie.
   -Jak możesz zabić kogoś tak przystojnego? - upierał się
   -Zapomniałem, że masz do niego słabość. - skarcił się w duchu - Możesz nie patrzyć na to jak go zabijam.
   -Jak mogę nie patrzyć? - spytał się - Przecież patrzymy tymi samymi oczami.
   -Więc będziesz musiał to jakoś przeboleć. - Prychnął zdenerwowany znajdując strój strażnika - Tylko mi nie przeszkadzaj.

***

   Stali w tym ustawieniu przez chwilę całkowicie nie zwracając na siebie uwagi tłumu ich otaczającego. W pewnym momencie do sali weszło dwóch strażników, a po nich jeszcze trzech.
   -On tu jest. - pomyślał Alec. - Słyszę jak wali mu serce.
   -Który to? - spytała go Izabela.
   Arkadiusz nie był o tyle wstrząśnięty tym, że Alec tak szybko go rozpoznał, ale tym, że słyszał tę wymianę myśli. To tak można?
   -Można. - odpowiedział mu. - Ten najbardziej z lewej.
   -Wiesz kto to jest? - spytał zszokowany Arkadiusz.
   -Nie. Nie widzę jego twarzy.
   -Idzie w twoją stronę. - wtrąciła Izabela - Zachowuj się normalnie jakbyś go w ogóle nie widział.

   Napastnik przeszedł pod ścianę, jakby naprawdę nie chciał zwrócić na siebie uwagi.
   -Nie jestem w stanie tego zrobić. Nie potrafię. - odezwał się w myślach.
   -Już nie możemy zawrócić. - upierał się - To tylko chwilka. Nigdy więcej nie będziesz musiał widzieć jego twarzy.
   -Nie o to chodzi. - przerwał sobie - Kiedy z nim walczyliśmy było inaczej. Nie wiedziałem, który to.
   -Tak, wiem. - odpowiedział - Dlatego zaatakowaliśmy jego brata. Co za różnica? Tym razem zabijemy tego właściwego. - rzucił po namyśle i ruszył przed siebie.

   -Poznaje go. - powiedział wolno i z nadmiernym opanowaniem Alec.
   -Kto to jest? - rzucili chórem zdenerwowani Arkadiusz i Izabela
   -To...
   -W imieniu jego wysokości króla Marco I, jedynego i prawowitego władcy Arezzo skazuję cię na śmierć. -szepnął napastnik i dźgnął Arkadiusza nożem pod żebro. W jego oczach widać było lęk może nawet współczucie i przeprosiny, ale głos miał spokojny i pewny siebie.
   Arkadiusz doskonale wiedział co, to oznacza. Padł na ziemię uprzednio przewracając stół, zwracając w ten sposób uwagę straży. Następne wydarzenia miały miejsce w ciągu następnych sekund. Żołnierze powalili napastnika. Morten przytrzymał przerażoną Danielle przed doskoczeniem do starszego brata. Alec i Izabela jednocześnie przybiegli do Arkadiusza - Izabela zgrywająca zaniepokojoną żonę, Alec sprawdzający jak głębokie są rany. Ktoś wezwał medyka. Goście ścisnęli się po drugiej stronie sali. Wyprowadzono więźnia. Przybiegł medyk, który na szczęście też kręcił się niedaleko. Wyczołgiwany z sali napastnik zdążył tylko powiedzieć prawie bezgłośnie: "Zemsta był słodsza niż ty kiedykolwiek".


Dla Śliwki i Elizy spóźniony prezent urodzinowy. Wszystkiego najlepszego!

Tytuł postu to także tytuł piosenki zespołu "TheVeronicas". Enjoy

poniedziałek, 10 lutego 2014

Domownicy

   -Przypadek?
   -Nie sądzę.
   -No, ale przecież...
   -Tak, wiem, a..
   -Wła...
   -Czy ja już mówiłem, jak bardzo nienawidzę słuchać jak ze sobą rozmawiacie? - Arkadiusz nie wytrzymał i powiedział Alec'owi i Izabeli, co myśli o ich wymianie zdań.
   -Masz cholerne szczęście, że rozmawiamy w jednym z trzech języków, które mógłbyś zrozumieć? - odpowiedział mu Alec.
   -Polemizowałbym, czy to szczęście. - odburknął. - Do jakich wniosków doszliście?
   -Że oficjalnie, nie powinniśmy wiedzieć kim jesteśmy. - odpowiedziała mu Izabela. - Co prawda w historii naszych poprzedników zdawały się przypadki, w których wyjawiali swoim ukochanym kim są, ale to było po latach wspólnego życia. Wtedy, gdy nie mogli już ukrywać, że nie starzeją się od 33 roku życia.
   -Wyprzedziliśmy się o rok. Przepraszam. - Arkadiusz spojrzał na nią wzrokiem karconego dziecka.
   -Czy ja już mówiłam, że mam cię dosyć? - spytała ironicznie.
   -Nie, ale i tak wytrzymałaś dlużej niż Antonio. - odparł - On po trzech dniach naszej znajomości chciał mnie pobić.
   -Pragnę ci przypomnieć nasze pierwsze spotkanie. Nie dziwię się, że chciał ci zrobic krzywdę.
   -Przepraszam - przerwał im Alec - Do rzeczy proszę.
   -Jakie możemy mieć problemy? Przecież Turpin iał na uwadze to, że są jakieś szanse na nasze spotkanie.
   -No tak - zgodziła się Izabela - ale jakie te szanse były?
   -To jego wina, że nie wziął pod uwagę Paddy'ego.
   -Może to i dobrze... - przyznała.
   -Świetnie - wtrącił poirytowany Alec - Czyli podsumowując: Oficialnie nie wiemy kim jesteśmy, nigdy więcj nie będziemy o tym wspominać i nigd nikt się o tym nie dowie.
   -Myślisz zbyt racjonalnie, jak na artystę. - twierdził po chwili Arkadiusz - Zgoda. Niech ta rozmowa zostanie między nami.

***

   Przyjechał? Tak, przyjechał. Uspokój się, powtarzała sobie, przecież to on, jak każdy inny z gości. Ciekawe ile już tu jest? Jego koń został oporądzony, a jego samego nie ma w pobliżu. Nazywała go w myslach "A". Pociągał ją, ale sama nie wiedziała dlaczego. Danielle, proszę, to tylko mężczyzna, jakich wielu. Ale ten jest wyjatkowy. Prowadziła ze sobą dyskusje. Nie mogła zrozumieć dlaczego na jego widok zadrżało w niej serce.

***

   -Czy ja dobrze widziałem, że twój kuzyn jest w Volterze?
   -Antonio! - wykrzyknęła Izabela - Już myślałam, że nie przyjedziesz.
   -Jakżebym mógł nie być na waszym przyjęciu? - uściskał ją serdecznie. - Za rzadko się widujemy.
   -A Maria? - spytał arkadiusz ściskając jego dłoń - Zaprosiliśmy was oboje.
   -Tak, wiem. Nie mogła przyjechać. - Doskonale wiedzieli, że sparaliżował ją strach związany ze spotkaniem z innymi ludźmi. - Jestem sam.
   -Tak, czy inaczej, miło nam będzie cię gościć. Czy zajęto się tobą należycie?
   -Owszem. Naprawdę tęskniłem za wami. - uśmiechnął się.
   -My za tobą też. - powiedział Arkadiusz - Nie ma jeszcze wszystkich gości, ale zapraszam cię do sali. Wszysyc domownicy powinni tam być. Również i ty.
   -Dziękuję ci. - odpowiedział wychodząc. - Rozumiem, że nasza długoletnia przyjaźń pozwala ci nazywać mnie "domownikiem".
   -Nie zupełnie. - odpowiedział zgodnie z prawdą - Alec też zasłużył na to miano.
   W miłej atmosferze dotarli do Wielkiej Sali.