poniedziałek, 10 lutego 2014

Domownicy

   -Przypadek?
   -Nie sądzę.
   -No, ale przecież...
   -Tak, wiem, a..
   -Wła...
   -Czy ja już mówiłem, jak bardzo nienawidzę słuchać jak ze sobą rozmawiacie? - Arkadiusz nie wytrzymał i powiedział Alec'owi i Izabeli, co myśli o ich wymianie zdań.
   -Masz cholerne szczęście, że rozmawiamy w jednym z trzech języków, które mógłbyś zrozumieć? - odpowiedział mu Alec.
   -Polemizowałbym, czy to szczęście. - odburknął. - Do jakich wniosków doszliście?
   -Że oficjalnie, nie powinniśmy wiedzieć kim jesteśmy. - odpowiedziała mu Izabela. - Co prawda w historii naszych poprzedników zdawały się przypadki, w których wyjawiali swoim ukochanym kim są, ale to było po latach wspólnego życia. Wtedy, gdy nie mogli już ukrywać, że nie starzeją się od 33 roku życia.
   -Wyprzedziliśmy się o rok. Przepraszam. - Arkadiusz spojrzał na nią wzrokiem karconego dziecka.
   -Czy ja już mówiłam, że mam cię dosyć? - spytała ironicznie.
   -Nie, ale i tak wytrzymałaś dlużej niż Antonio. - odparł - On po trzech dniach naszej znajomości chciał mnie pobić.
   -Pragnę ci przypomnieć nasze pierwsze spotkanie. Nie dziwię się, że chciał ci zrobic krzywdę.
   -Przepraszam - przerwał im Alec - Do rzeczy proszę.
   -Jakie możemy mieć problemy? Przecież Turpin iał na uwadze to, że są jakieś szanse na nasze spotkanie.
   -No tak - zgodziła się Izabela - ale jakie te szanse były?
   -To jego wina, że nie wziął pod uwagę Paddy'ego.
   -Może to i dobrze... - przyznała.
   -Świetnie - wtrącił poirytowany Alec - Czyli podsumowując: Oficialnie nie wiemy kim jesteśmy, nigdy więcj nie będziemy o tym wspominać i nigd nikt się o tym nie dowie.
   -Myślisz zbyt racjonalnie, jak na artystę. - twierdził po chwili Arkadiusz - Zgoda. Niech ta rozmowa zostanie między nami.

***

   Przyjechał? Tak, przyjechał. Uspokój się, powtarzała sobie, przecież to on, jak każdy inny z gości. Ciekawe ile już tu jest? Jego koń został oporądzony, a jego samego nie ma w pobliżu. Nazywała go w myslach "A". Pociągał ją, ale sama nie wiedziała dlaczego. Danielle, proszę, to tylko mężczyzna, jakich wielu. Ale ten jest wyjatkowy. Prowadziła ze sobą dyskusje. Nie mogła zrozumieć dlaczego na jego widok zadrżało w niej serce.

***

   -Czy ja dobrze widziałem, że twój kuzyn jest w Volterze?
   -Antonio! - wykrzyknęła Izabela - Już myślałam, że nie przyjedziesz.
   -Jakżebym mógł nie być na waszym przyjęciu? - uściskał ją serdecznie. - Za rzadko się widujemy.
   -A Maria? - spytał arkadiusz ściskając jego dłoń - Zaprosiliśmy was oboje.
   -Tak, wiem. Nie mogła przyjechać. - Doskonale wiedzieli, że sparaliżował ją strach związany ze spotkaniem z innymi ludźmi. - Jestem sam.
   -Tak, czy inaczej, miło nam będzie cię gościć. Czy zajęto się tobą należycie?
   -Owszem. Naprawdę tęskniłem za wami. - uśmiechnął się.
   -My za tobą też. - powiedział Arkadiusz - Nie ma jeszcze wszystkich gości, ale zapraszam cię do sali. Wszysyc domownicy powinni tam być. Również i ty.
   -Dziękuję ci. - odpowiedział wychodząc. - Rozumiem, że nasza długoletnia przyjaźń pozwala ci nazywać mnie "domownikiem".
   -Nie zupełnie. - odpowiedział zgodnie z prawdą - Alec też zasłużył na to miano.
   W miłej atmosferze dotarli do Wielkiej Sali.

3 komentarze:

  1. hm, hm, czekam na ciąg dalszy, bo na razie trochę wieje nudą... ale za to ładnie napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie napisane, aczkolwiek wydaje mi się, że opuściła Cię troszke wena, bo wpis mógłby być troszkę dłuższy i bardziej rozbudowany ;) czekam z niecierpliwością na dalszą część :D
    ~Bero

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobała mi się bardzo wymiana "zdań" Izabeli i Alec'a xd świetne! Hmm ciekawi mnie co będzie z ich sekrecikiem ^^ powodzenia i pozdrowienia - Sesilka

    OdpowiedzUsuń