Jeżeli nie chcesz mieć zniszczonej niespodzianki najlepiej już przestań czytać. Mówię poważnie, pytanie brzmi "Przybliż mi proszę co się będzie działo w drugim cyklu.". Tak, wiem, to nie pytanie, ale myślę, że można uznać. :)
W drugim cyklu....
W drugim cyklu będzie się dużo działo. Ogólnie rzecz biorąc będzie to historia małżeństwa Izabeli i Arkadiusza. Będzie dużo o relacjach między nimi, o rządzeniu Volterrą, o konfliktach między państwami, o zmianach w otoczeniu głównych bohaterów, o dzieciach pary królewskiej, o tajemnicy sprzed 15 lat, o nienawiści ludu do królowej, o jeszcze większych zmianach w otoczeniu małżonków, o śmierci kilku osób, o dramatycznym zakończeniu (o którym nie mogę nic powiedzieć bo byłby to MEGA SPOILER) i o jeszcze paru innych rzeczach. Będzie to sam w sobie zamknięty cykl, do którego będę później nawiązywać. Myślę, że wyczerpałam temat. W razie pytań, wiecie gdzie mnie znaleźć :)
Serdecznie pozdrawiam
TheAvcia
Historia przedstawiona w blogu jest oparta na kilku książkach i filmach. Nie zawiera prawdy historycznej.
sobota, 15 czerwca 2013
Październik
Październik 1003r.
Październik zaczął się wyjątkowo. Było ciepło i słonecznie. Aż chciało się żyć. Izabela spędzała dni w towarzystwie Nonny. Uczyła się od niej. Widać, że się lubiły. Potrafiły całymi dniami siedzieć i gadać na wiele różnych tematów. Czasami dosiadał się do nich Morten. Na początku nie przepadał za Nonną, ale w końcu ją zaczął tolerować i nie przeszkadzał mu fakt, że musi to robić na moje życzenie. Tak, życzyłem sobie tego. Byłem zły na siebie, że nie mogę zajmować się jednocześnie państwem i żoną, więc poprosiłem brata, żeby zajął się którymś z nich. Wybrał Izabelę, bo wciąż miał przed oczami te dwa dni, kiedy poprosiłem go o pomoc, bo jechaliśmy z Izabelą do Montepulciano. I tak sprawował władzę kiedy ja nie mogłem, ale to było na tyle rzadko, że aż tak to mu nie przeszkadzało.
To była ostatnia środa miesiąca. Nareszcie nikt nic ode mnie nie chciał. Wyjątkowo nie poszedłem do stajni. Leżałem z Izabelą na trawie przed zamkiem. Według mnie było już chłodno, według niej był upał. Wciąż nie przyzwyczaiła się do tutejszych temperatur. Wyglądała tak błogo. Jej brzuch był już zauważalnie większy. Nagle zerwała się na równe nogi i spojrzała w stronę wjazdu na dziedziniec. Zaczęła się śmiać i skakać z radości. Pobiegła w tamtą stronę. Gdy ją dogoniłem, przytulała właśnie jakiegoś wysokiego jeźdźca. "Alec!"-zawołałem-"Jak miło, że nas w końcu odwiedziłeś.". Nie śmiejcie się, ale wciąż nie widziałem jego twarzy. Poznałem go po koniu, na którym przyjechał. Alec wypuścił ją z objęć, przyjrzał się jej, potem jej brzuchowi i pogratulował. Przywitał się również ze mną i zdjął z konia wielki pakunek. Po rozłożeniu to coś było prawie tak wysokie jak on. Powiedział, że to prezent dla nas, takie uzupełnienie do prezentu ślubnego. Izabela od razu domyśliła się co to może być. Ja absolutnie nie wiedziałem do czego ten mały wielki człowiek jest zdolny. Zanim jednak wręczył nam swój podarunek, opowiedział nam swoją historię.
Od czasu wyjazdu z Irlandii, włóczył się po różnych włoskich państewkach zarabiając na życie poprzez robienie... różnych rzeczy. Domyśliłem się natury prezentu, kiedy wspomniał o malarstwie. Jeździł to tu, to tam, zdobywał szacunek wśród tamtejszych władców, chociaż czasami wypędzano go za jakieś przewinienia typu homoseksualizm itp. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale mu nie przeszkadzałem. Kiedy dowiedział się o weselu, ucieszył się, że Izabela też jest na półwyspie. Powiedział, że gdy tylko mnie poznał i zobaczył relacje między mną a Izabelą, zaczął prace nad prezentem. Skończywszy swoją opowieść otworzył pakunek.
Mogłem się spodziewać jakiegoś obrazu, ale to co wtedy pokazał było niesamowite. To były trzy obrazy wielkości ok. 1 m x 1,5 m. właściwie trzy portrety. Jeden mój, jeden Izabeli i jeden przedstawiający Izabelę całującą mnie w policzek. Izabela skomentowała coś w stylu "Mogłeś się bardziej postarać.", ja zaniemówiłem. Nie wyglądały jak obrazy, które do tej pory widziałem. Wyglądały jak fotografie, wyretuszowane, ale jednak fotografie. Już wtedy doszedłem do wniosku, że Alecay Lestrange jest zdolny do wielkich rzeczy. Na taras wyszła wtedy Danielle i zapatrzyła się w prezent. Podeszła do nas i z nieukrywaną nienawiścią do Izabeli pogratulowała artyście. Postanowiłem, że dwa z nich zawisną w wielkiej sali, tuż obok wejścia na schody, a trzeci u mnie w komnacie. Izabela zgodziła się z moją decyzją ostentacyjnie całując mnie w policzek, co wywołało salwę śmiechu.
Danielle wróciła do swoich spraw, a ja z Lestrange'ami poszedłem do wielkiej sali pokazać Alecowi, gdzie będą wisiały portrety. Zamknęliśmy drzwi. Przeczucie podpowiedziało Izabeli, żeby odprawić straż, tak więc zrobiła. Gdy zostaliśmy sami, Alec nagle powiedział wskazując na Izabelę "Jeżeli ta kobieta jest ci droga, szykuj wojsko.".
Arkadiusz
BTW: W tym miejscu chciałabym zrobić reklamę i polecić wam bloga mojej czytelniczki http://dlasiebie.blogujaca.pl/ miłej zabawy :D
wtorek, 11 czerwca 2013
Wrzesień
Wrzesień 1003r.
Drogi Pamiętniku,
To był wrzesień. Kończyło się lato. Była fantastyczna pogoda na zbieranie plonów. To był trzynasty września. Arkadiusz uparł się, żeby świętować ten dzień. Ja nie miałam zamiaru. Nie czułam się najlepiej z tym, że każdy w państwie zna moje imię, co dopiero kiedy każdy w państwie wie kiedy mam urodziny.
To jeszcze nie była jesień, jednak już czuło się zbliżające się zmiany. Słońce świeciło wysoko i mocno. Ptaki śpiewały, a konie leniwie pasły się na trawie. Istna sielanka. Tego dnia siedziałam na ławce przed stajnią. Miałam taką ogromną ochotę wejść do środka, ale Arkadiusz zaraz kazałby stajennym nie spuszczać mnie z oka. Miałam wrażenie, że przejmuje się ciążą bardziej niż ja. Finnegan leżał u moich stóp i próbował spać. Chciałam pójść do Babki, z którą, można powiedzieć, się zaprzyjaźniłam, ale przeczucie podpowiedziało mi, że jeszcze będę miała na to czas i że lepiej nie ruszać się z miejsca. Nie myliło się.
Przy bramie zrobiło się jakby głośniej i na dziedziniec wjechał Antonio z niewielką grupką rycerzy. Siadł z konia i podbiegł do mnie. W tym momencie z zamku wyszedł Arkadiusz i uradowany z wizyty przyjaciela podszedł do nas. Antonio zobaczył go, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Zaczął go przepraszać za swoje i jego siostry zachowanie. Arkadiusz nie był na niego zły, wręcz przeciwnie, był szczęśliwy z tego, że Antonio nie ma mu za złe małżeństwa ze mną. Gdy skończyliśmy uprzejmości, Antonio załamał się. Padł na kolana przed Arkadiuszem i prosił, a raczej błagał go o pomoc. Arkadiusz kazał mu wstać i cytuję "Przestać się wygłupiać, bo mu pomoże tak, że siostra go nie pozna". Antonio trochę się uspokoił i wstał. Uznał, że Arkadiusz go nie zrozumie, więc zwrócił się do mnie. Powiedział mi o swoich problemach z możnymi, chociaż ja bym to raczej nazwała wypłakiwaniem się w rękaw. Opowiedział o jednym z nich, który trzymał się dość blisko jego rodziny. Na tyle blisko, że udało mu się zaciągnąć Marię do łóżka i uciec zanim ta się obudziła. Antonio był przerażony tym faktem, bo od tamtego zdarzenia minął miesiąc, a Maria nie zachowuje się normalnie. Martwił się o nią, a mnie zrobiło się go żal. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nazwiemy to gwałtem i oboje, Arkadiusz i ja, pojedziemy do Montepulciano, żeby podnieść na duchu naszą "przyjaciółkę". Antonio, jakby pocieszony naszą decyzją, zaczął całować mnie po rękach i dziękować Bogu za moje wielkie serce. Zaczęłam się śmiać, chociaż zaraz spoważniałam. Nie było mi do śmiechu kiedy zdałam sobie sprawę co nas czeka.
To był pierwszy raz, kiedy przyjechałam do Montepulciano. Stolica wyglądała podobnie do całej reszty toskańskich miast. Miała w sobie coś z Volterry i Sieny. Była wyjątkowo urocza. Zamek Antonia był prawdziwą twierdzą, chociaż było po nim widać, że Salvatore umieją się bawić. Wielka sala była olbrzymia, a korytarz do niej prowadzący niezwykle szeroki. Arkadiusz i ja podjęliśmy decyzję, że będzie lepiej, kiedy to kobieta porozmawia z Marią. Weszłam po schodach i skierowałam się ku drzwiom, które wskazała mi służka. Zapukałam delikatnie i weszłam do środka.
Komnata nie była większa od tej, w której mieszkałam ja. Na środku stało wielkie łózko, a na nim siedziała Maria. Płakała. Nie wyglądała królewsko. Była ubrana w zwykłą sukienkę, jaką noszą wszystkie średniozamożne kobiety. Zachowywała się tak, jakby nie zauważyła mojej obecności. Usiadłam obok niej i przytuliłam ją do siebie. O dziwo nie odsunęła się, wręcz przeciwnie, wtuliła się w mój rękaw i jeszcze głośniej zaczęła płakać. Próbowałam ją uspokoić. Byłam pewna, że Arkadiusz i Antonio zastanawiają się, która z nas którą zabiła. Gdy przestała, podniosła wzrok i odsunęła się na mój widok. Uśmiechnęłam się do niej współczująco. Nie wyglądała już jak bezbronna płaczka. Wyglądała jak lwica, której dziecku zrobiłeś krzywdę. Tym razem uśmiechnęłam się najbardziej przepraszająco jak tylko mogłam. Ciekawa jestem czy jej krzyki słychać było w wielkiej sali. Kiedy w końcu się uspokoiła i usiadła, nie miałam już najmniejszej ochoty na pomaganie komukolwiek, jednak zostałam z nią i próbowałam zacząć rozmowę.
Wyszłam od niej dużo bardziej zmęczona, niż gdy do niej przyszłam. Zastałam Arkadiusza rozmawiającego w najlepsze z Antoniem. Kiedy mnie zobaczyli, natychmiast ucichli.
-I co?-dopytywał się Antonio.
Podeszłam do nich i usiadłam Arkadiuszowi na kolanach. Więcej nie pamiętam.
Obudziłam się następnego dnia.Arkadiusz siedział na łóżku. Nie, nie siedział. Opierał się na nim. W sumie trudno powiedzieć co robił. Szeptał moje imię i gładził dłoń ręką. Chyba nigdy mu tego nie mówiłam, ale wygląda fantastycznie, taki wielki tyran, który martwi się o mnie, chociaż tego nie lubię. Tak, wiem, trudno mi dogodzić. Zanim zdążył mi cokolwiek powiedzieć, do komnaty wpadł Antonio dziękując mi za to co zrobiłam. Nie miałam pojęcia co zrobiłam. Okazało się, że od mojego spotkania z Marią, zaczęła rozmawiać i jeść. Uznałam to za dobry sygnał. Nie mogłam jednak nie powiedzieć mu, ze jego siostra również spodziewa się dziecka. Tą wiadomością nie był już tak uradowany, ale przynajmniej wiem, że zrobiłam wszystko, co tylko mogłam.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę do domu. Zarówno Arkadiusz, jak i ja, był pewien, że Morten nie daruje nam zostawienia go ze wszystkimi sprawami kraju na czas dłuższy, niż przewidywaliśmy. Gdy dojechaliśmy okazało się, że nie potrzebnie się martwiliśmy. Morten nie był zły. Morten był absolutnie wkurzony. Zaczął nam opowiadać o sprawach, które dla nas są chlebem powszednim. Zaczęliśmy się śmiać. Wkrótce Morten dołączył do nas i śmialiśmy się już wszyscy. W końcu nie świętowaliśmy moich urodzin, ale nie cierpiałam z tego powodu. Zmieniłam otoczenie, zmieniłam dom, zmieniłam zwyczaje. Zdałam sobie sprawę, że nie będę już nigdy więcej tak tęsknić za Irlandią, co nie znaczy, że do niej nie wrócę.
To jeszcze nie była jesień, jednak już czuło się zbliżające się zmiany. Słońce świeciło wysoko i mocno. Ptaki śpiewały, a konie leniwie pasły się na trawie. Istna sielanka. Tego dnia siedziałam na ławce przed stajnią. Miałam taką ogromną ochotę wejść do środka, ale Arkadiusz zaraz kazałby stajennym nie spuszczać mnie z oka. Miałam wrażenie, że przejmuje się ciążą bardziej niż ja. Finnegan leżał u moich stóp i próbował spać. Chciałam pójść do Babki, z którą, można powiedzieć, się zaprzyjaźniłam, ale przeczucie podpowiedziało mi, że jeszcze będę miała na to czas i że lepiej nie ruszać się z miejsca. Nie myliło się.
Przy bramie zrobiło się jakby głośniej i na dziedziniec wjechał Antonio z niewielką grupką rycerzy. Siadł z konia i podbiegł do mnie. W tym momencie z zamku wyszedł Arkadiusz i uradowany z wizyty przyjaciela podszedł do nas. Antonio zobaczył go, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Zaczął go przepraszać za swoje i jego siostry zachowanie. Arkadiusz nie był na niego zły, wręcz przeciwnie, był szczęśliwy z tego, że Antonio nie ma mu za złe małżeństwa ze mną. Gdy skończyliśmy uprzejmości, Antonio załamał się. Padł na kolana przed Arkadiuszem i prosił, a raczej błagał go o pomoc. Arkadiusz kazał mu wstać i cytuję "Przestać się wygłupiać, bo mu pomoże tak, że siostra go nie pozna". Antonio trochę się uspokoił i wstał. Uznał, że Arkadiusz go nie zrozumie, więc zwrócił się do mnie. Powiedział mi o swoich problemach z możnymi, chociaż ja bym to raczej nazwała wypłakiwaniem się w rękaw. Opowiedział o jednym z nich, który trzymał się dość blisko jego rodziny. Na tyle blisko, że udało mu się zaciągnąć Marię do łóżka i uciec zanim ta się obudziła. Antonio był przerażony tym faktem, bo od tamtego zdarzenia minął miesiąc, a Maria nie zachowuje się normalnie. Martwił się o nią, a mnie zrobiło się go żal. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nazwiemy to gwałtem i oboje, Arkadiusz i ja, pojedziemy do Montepulciano, żeby podnieść na duchu naszą "przyjaciółkę". Antonio, jakby pocieszony naszą decyzją, zaczął całować mnie po rękach i dziękować Bogu za moje wielkie serce. Zaczęłam się śmiać, chociaż zaraz spoważniałam. Nie było mi do śmiechu kiedy zdałam sobie sprawę co nas czeka.
To był pierwszy raz, kiedy przyjechałam do Montepulciano. Stolica wyglądała podobnie do całej reszty toskańskich miast. Miała w sobie coś z Volterry i Sieny. Była wyjątkowo urocza. Zamek Antonia był prawdziwą twierdzą, chociaż było po nim widać, że Salvatore umieją się bawić. Wielka sala była olbrzymia, a korytarz do niej prowadzący niezwykle szeroki. Arkadiusz i ja podjęliśmy decyzję, że będzie lepiej, kiedy to kobieta porozmawia z Marią. Weszłam po schodach i skierowałam się ku drzwiom, które wskazała mi służka. Zapukałam delikatnie i weszłam do środka.
Komnata nie była większa od tej, w której mieszkałam ja. Na środku stało wielkie łózko, a na nim siedziała Maria. Płakała. Nie wyglądała królewsko. Była ubrana w zwykłą sukienkę, jaką noszą wszystkie średniozamożne kobiety. Zachowywała się tak, jakby nie zauważyła mojej obecności. Usiadłam obok niej i przytuliłam ją do siebie. O dziwo nie odsunęła się, wręcz przeciwnie, wtuliła się w mój rękaw i jeszcze głośniej zaczęła płakać. Próbowałam ją uspokoić. Byłam pewna, że Arkadiusz i Antonio zastanawiają się, która z nas którą zabiła. Gdy przestała, podniosła wzrok i odsunęła się na mój widok. Uśmiechnęłam się do niej współczująco. Nie wyglądała już jak bezbronna płaczka. Wyglądała jak lwica, której dziecku zrobiłeś krzywdę. Tym razem uśmiechnęłam się najbardziej przepraszająco jak tylko mogłam. Ciekawa jestem czy jej krzyki słychać było w wielkiej sali. Kiedy w końcu się uspokoiła i usiadła, nie miałam już najmniejszej ochoty na pomaganie komukolwiek, jednak zostałam z nią i próbowałam zacząć rozmowę.
Wyszłam od niej dużo bardziej zmęczona, niż gdy do niej przyszłam. Zastałam Arkadiusza rozmawiającego w najlepsze z Antoniem. Kiedy mnie zobaczyli, natychmiast ucichli.
-I co?-dopytywał się Antonio.
Podeszłam do nich i usiadłam Arkadiuszowi na kolanach. Więcej nie pamiętam.
Obudziłam się następnego dnia.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę do domu. Zarówno Arkadiusz, jak i ja, był pewien, że Morten nie daruje nam zostawienia go ze wszystkimi sprawami kraju na czas dłuższy, niż przewidywaliśmy. Gdy dojechaliśmy okazało się, że nie potrzebnie się martwiliśmy. Morten nie był zły. Morten był absolutnie wkurzony. Zaczął nam opowiadać o sprawach, które dla nas są chlebem powszednim. Zaczęliśmy się śmiać. Wkrótce Morten dołączył do nas i śmialiśmy się już wszyscy. W końcu nie świętowaliśmy moich urodzin, ale nie cierpiałam z tego powodu. Zmieniłam otoczenie, zmieniłam dom, zmieniłam zwyczaje. Zdałam sobie sprawę, że nie będę już nigdy więcej tak tęsknić za Irlandią, co nie znaczy, że do niej nie wrócę.
Twoja
Izabela
Dedykowane Miłoszowi, bo mam nadzieję, że fanboy nr 1 weźmie się w końcu za czytanie :D
piątek, 7 czerwca 2013
Sierpień
Sierpień 1003r.
To był wyjątkowo trudny miesiąc.
Pierwszy odkąd Izabela była w ciąży. Jeżeli myślałem, że trudno z nią wytrzymać to nie poznałem jej będącej przyszłą matką. Mimo jej ciągle zmieniających się humorów i krzyczenia o wszystko i o nic, z każdym dniem kochałem ją coraz bardziej.
W pierwszą środę sierpnia, jak to nie w środę, siedziałem w wielkiej sali i słuchałem co leży na sercach moim poddanym. W pewnym momencie weszła moja żona i usiadła na schodach przede mną, wsłuchując się w ich słowa. Akurat nadeszła pora jakieś wieśniaczki. Chciałem jej podziękować już po "Najjaśniejszy Panie...", ale Izabela uciszyła mnie gestem dłoni. Pomyślałem sobie, że choć była królową 14 tygodni, już nabrała królewskich gestów, manier, stylu i języka. Wpatrzony w nią z podziwem mimowolnie słuchałem starszej kobiety. Nie była aż tak stara. Ale z pewnością była starsza od Izabeli. Mówiła szybko i głos jej się łamał. Dopiero po chwili zauważyłem, że płacze. Nie lubiłem kobiet, które płaczem wymuszają swoje racje. Na szczęście Izabela taka nie jest.
Kobieta płakała, ale za żadne skarby świata nie chciałem wiedzieć o co. Siedziałem i kiwałem głową ze zrozumieniem, nie rozumiejąc absolutnie niczego. Moi radcy wyglądali podobnie, więc miałem nadzieję, że przynajmniej Izabela wie o co chodzi. Bardzo interesowało mnie, dlaczego tak bardzo chciała wysłuchać tej kobiety. Kiedy ta skończyła swój monolog, Izabela wstała i podeszła do niej. Zapewniła ją, że zarówno ona, jak i jej mąż, załatwią sprawę i żeby się tym nie martwiła. Z tego co pamiętam, to żadne z nas na początku nie przejęło się losem tej kobiety, ale najważniejsze, że ona pomyślała, że nam zależy.
Później przyszedł czas na... kilka innych osób. Oboje z Izabelą zastosowaliśmy tą samą zasadę co poprzednio, kiwaliśmy głową nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi na to co do nas mówią. Znów pojawiła się ta sama kobieta, która już wcześniej z nami "rozmawiała". Oczywiście służba zaraz ją wyprosiła, ale Izabela wstała i znowu do niej podeszła. Naprawdę zaczęła jej słuchać. A może od samego początku słuchała? Nie miałem pojęcia o co chodziło. Izabela jest naprawdę śliczna.
W pewnym momencie Izabela odwróciła się do mnie i zapytała co o tym sądzę. Nie wiedziałem o czym mam sądzić więc powiedziałem, żeby zrobiła jak myśli. W tym momencie podniósł się głos moich radców mówiących, że nie mamy czasu się czymś takim zajmować, że Król nie powinien przejmować się takimi rzeczami, że powinniśmy się zająć planowaniem polowania. Kiedy ucichli, Izabela spokojnie, ale stanowczo wytłumaczyła im, że są w błędzie i Król zajmie się tą sprawą, ponieważ jest ważniejsza niż planowanie polowania. Była zła. To był pierwszy raz, kiedy widziałem ja złą na kogoś innego niż ja. Nie powiem, nie podobała mi się ta sytuacja. Postanowiłem włączyć się do rozmowy. Wstałem i poprosiłem kobietę, żeby jeszcze raz, w skrócie, wyjaśniła o co chodzi.
Pochodziła z nieodległej wioski. Wioski, która słynęła z tego, że zabawiali się w niej rycerze mojego ojca. Kobieta miała im za złe, że wykorzystują ją, jej sąsiadki, ich matki, córki. Powiedziała, że grupa zgwałconych przez nich kobiet czeka przed zamkiem i że straż ich nie wpuściła. Izabela popatrzyła na mnie znacząco. Kazałem im przyjść.
Do sali weszło trzynaście kobiet. Starsze, młodsze, niektóre były jeszcze dziewczynkami. Odprawiłem innych i kazałem im mówić. Najmłodsza z nich, trzymała w ręce szmacianą lalkę. Siedem z nich było w ciąży. Spojrzałem na Izabelę. Pewnie też miała przed oczami wizję tego co mogło się stać, gdybym kilka miesięcy temu nie przybiegł jej z pomocą. Po raz pierwszy w swoim życiu czułem się dowartościowany. Po raz pierwszy w swoim życiu czułem, że gdyby nie ja Izabela prawdopodobnie stała by teraz przede mną w grupie tych kobiet (oczywiście jeżeli bym się ożenił). Pomyślałem sobie, że Izabela za wszelką cenę będzie chciała im pomóc i jeżeli ja się na to nie zgodzę, zrobi to za moimi plecami. Znów spytałem ją, co ona o tym sądzi. Podeszła do mnie i szepnęła na ucho swoją odpowiedź, muskając mnie przy tym ustami w policzek. Miała rację. Jej decyzja była na tyle kobieca, że ja bym na to nie wpadł. Zapewniłem wszystkie obecne kobiety, że to, że przyszły i mi o tym powiedziały, całkowicie zmieni sytuację. Zapytałem, dlaczego wcześniej nie przychodziły? Odpowiedziały, że kilka razy zostały odesłane stąd, za czasów rządów mojego ojca. Bały się, że mogę być do niego podobny.
Zgodnie z prośbą Izabeli, zakazałem rycerzom, pod groźbą kastracji, gwałcenia kogokolwiek. Na początku to nie skutkowało, dlatego kilka dni później (również za prośbą Izabeli) nakazałem każdemu mężczyźnie, który zgwałci kobietę, ożenić się z nią.
To działanie było na tyle niebezpieczne, że rycerze mieli zamiar wznieść bunt. Nie mam pojęcia dlaczego nie doszedł do skutku. Wiem natomiast, że od tamtej pory całe państwo uważało mnie za pantoflarza. Może faktycznie nie powinienem był zapraszać Izabeli na każdą radę i każdą decyzję z nią konsultować. Wiem tylko, że gdyby nie ona, w państwie żyło by się dużo gorzej.
Do pilnowania porządku wyznaczono specjalną radę, na czele której zgodziła się zasiąść Danielle. Izabela często wpadła do niej i z tego co wiem, to bardzo się nie kłóciły. Nie wiem co to jest, ale zawsze, kiedy widzę je razem, zachowują się strasznie wobec siebie. Radzie bezpośrednio podlegała część armii, w której byli sami żonaci żołnierze. Ten pomysł spodobał się na tyle, że wprowadzono go w innych państwach, nawet w Montepulciano, chociaż Antonio wciąż był na mnie zły.
Nieskromnie powiem, że był to początek rozkwitu Volterry.Dziesięć lat mojego panowania jako króla Właściwie to dziewięć (tamten rok bez Izabeli się nie liczy, bo niewiele wtedy zrobiłem) można powiedzieć, że były latami na które moje królestwo sobie zasłużyło.
W pewnym momencie Izabela odwróciła się do mnie i zapytała co o tym sądzę. Nie wiedziałem o czym mam sądzić więc powiedziałem, żeby zrobiła jak myśli. W tym momencie podniósł się głos moich radców mówiących, że nie mamy czasu się czymś takim zajmować, że Król nie powinien przejmować się takimi rzeczami, że powinniśmy się zająć planowaniem polowania. Kiedy ucichli, Izabela spokojnie, ale stanowczo wytłumaczyła im, że są w błędzie i Król zajmie się tą sprawą, ponieważ jest ważniejsza niż planowanie polowania. Była zła. To był pierwszy raz, kiedy widziałem ja złą na kogoś innego niż ja. Nie powiem, nie podobała mi się ta sytuacja. Postanowiłem włączyć się do rozmowy. Wstałem i poprosiłem kobietę, żeby jeszcze raz, w skrócie, wyjaśniła o co chodzi.
Pochodziła z nieodległej wioski. Wioski, która słynęła z tego, że zabawiali się w niej rycerze mojego ojca. Kobieta miała im za złe, że wykorzystują ją, jej sąsiadki, ich matki, córki. Powiedziała, że grupa zgwałconych przez nich kobiet czeka przed zamkiem i że straż ich nie wpuściła. Izabela popatrzyła na mnie znacząco. Kazałem im przyjść.
Do sali weszło trzynaście kobiet. Starsze, młodsze, niektóre były jeszcze dziewczynkami. Odprawiłem innych i kazałem im mówić. Najmłodsza z nich, trzymała w ręce szmacianą lalkę. Siedem z nich było w ciąży. Spojrzałem na Izabelę. Pewnie też miała przed oczami wizję tego co mogło się stać, gdybym kilka miesięcy temu nie przybiegł jej z pomocą. Po raz pierwszy w swoim życiu czułem się dowartościowany. Po raz pierwszy w swoim życiu czułem, że gdyby nie ja Izabela prawdopodobnie stała by teraz przede mną w grupie tych kobiet (oczywiście jeżeli bym się ożenił). Pomyślałem sobie, że Izabela za wszelką cenę będzie chciała im pomóc i jeżeli ja się na to nie zgodzę, zrobi to za moimi plecami. Znów spytałem ją, co ona o tym sądzi. Podeszła do mnie i szepnęła na ucho swoją odpowiedź, muskając mnie przy tym ustami w policzek. Miała rację. Jej decyzja była na tyle kobieca, że ja bym na to nie wpadł. Zapewniłem wszystkie obecne kobiety, że to, że przyszły i mi o tym powiedziały, całkowicie zmieni sytuację. Zapytałem, dlaczego wcześniej nie przychodziły? Odpowiedziały, że kilka razy zostały odesłane stąd, za czasów rządów mojego ojca. Bały się, że mogę być do niego podobny.
Zgodnie z prośbą Izabeli, zakazałem rycerzom, pod groźbą kastracji, gwałcenia kogokolwiek. Na początku to nie skutkowało, dlatego kilka dni później (również za prośbą Izabeli) nakazałem każdemu mężczyźnie, który zgwałci kobietę, ożenić się z nią.
To działanie było na tyle niebezpieczne, że rycerze mieli zamiar wznieść bunt. Nie mam pojęcia dlaczego nie doszedł do skutku. Wiem natomiast, że od tamtej pory całe państwo uważało mnie za pantoflarza. Może faktycznie nie powinienem był zapraszać Izabeli na każdą radę i każdą decyzję z nią konsultować. Wiem tylko, że gdyby nie ona, w państwie żyło by się dużo gorzej.
Do pilnowania porządku wyznaczono specjalną radę, na czele której zgodziła się zasiąść Danielle. Izabela często wpadła do niej i z tego co wiem, to bardzo się nie kłóciły. Nie wiem co to jest, ale zawsze, kiedy widzę je razem, zachowują się strasznie wobec siebie. Radzie bezpośrednio podlegała część armii, w której byli sami żonaci żołnierze. Ten pomysł spodobał się na tyle, że wprowadzono go w innych państwach, nawet w Montepulciano, chociaż Antonio wciąż był na mnie zły.
Nieskromnie powiem, że był to początek rozkwitu Volterry.
Arkadiusz
środa, 5 czerwca 2013
Konkurs z cyklu 1.
Zakończyliśmy konkurs z wiedzy o pierwszym cyklu. Dziękuję Wszystkim za zgłoszenia.
Pierwsze miejsce zajmuje Bartek z 37 punktami. To dziesięciopunktowa przewaga nad drugim miejscem.
Serdecznie gratuluję.
TheAvcia
PS: Post już się pisze, ale niestety nie mam weny ostatnio. Mam wiele nowych pomysłów, ale jakoś nie mogę i wdrożyć w życie. Mam nadzieję, że się wam spodobają.
Pierwsze miejsce zajmuje Bartek z 37 punktami. To dziesięciopunktowa przewaga nad drugim miejscem.
Serdecznie gratuluję.
TheAvcia
PS: Post już się pisze, ale niestety nie mam weny ostatnio. Mam wiele nowych pomysłów, ale jakoś nie mogę i wdrożyć w życie. Mam nadzieję, że się wam spodobają.
sobota, 1 czerwca 2013
Przerywnik
Znalazłam to na demotywatory.pl. Mam wrażenie, że idealnie oddaje to, co działo się na blogu wciągu ostatnich dwóch tygodni.
http://demotywatory.pl/4142422/Trzeba-przyznac-ze-ten-tydzien-jest-calkiem-interesujacy
Pozdrawiam serdecznie
TheAvcia
http://demotywatory.pl/4142422/Trzeba-przyznac-ze-ten-tydzien-jest-calkiem-interesujacy
Pozdrawiam serdecznie
TheAvcia
Subskrybuj:
Posty (Atom)