Styczeń 1004r.
Drogi Pamiętniku, Już nie miałam wątpliwości, że z Arkadiuszem dzieje się coś złego. Całymi dniami siedział w gabinecie i coś planował. Nie pozwalał nikomu wchodzić do środka. Często rozmawiał z dowódcami resztek jego wojsk. Chodził po zamku podenerwowany. Nie traktował poddanych jak do tej pory, traktował ich jak problemy, które trzeba rozwiązać, albo ominąć. Bałam się z nim rozmawiać. Nocami przyciągałam go do siebie i przytulałam, ale on odpowiadał tylko pustymi pocałunkami w czoło. Zachowywał się tak, jak przed tą pamiętną burzą. Byłam zła na siebie, bo myślałam, że to moja wina.
Któregoś wieczoru, jeszcze listopadowego, siedziałam na schodach do ogrodu i bawiłam się z Finneganem. W pewnym momencie podszedł do mnie Luca i zaczęliśmy rozmawiać. On też zauważył zmianę w zachowaniu Arkadiusza. Był bardziej zamknięty w sobie i rzadko bywał w stajniach. Można się było domyśleć, że tak się stanie, skoro miał teraz na głowie dobro całego królestwa, ale ja wiedziałam, że on zbyt kocha konie, żeby o nich zapomnieć.
Mój rozmówca musiał już iść, a ja zostałam sama z psem, który drzemał na moich kolanach. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że rozmowa z przyjacielem może być tak pomocna. W pewnym momencie poczułam obecność osoby trzeciej i odwróciłam się. Arkadiusz stał na schodach i wpatrywał się w dal tym swoim nieobecnym wzrokiem. Chciałam wstać, ale mnie uprzedził i podszedł. Usiadł obok i wziął moją rękę, nie tak delikatnie jak zazwyczaj, ale jednak czule, w sposób, który mnie zaskoczył.
-Jedziesz do Irlandii.-powiedział.
Izabela spojrzała na niego niewielerozumiejącym wzrokiem. A jednak, to była jej wina.
-Co?-zapytała-Jak to, jadę do Irlandii?
-W zasadzie oboje jedziemy.-odparł niezrażony jej strachem.-To ostatni moment na taki wyjazd. Kiedy urodzisz, nie będziesz miała czasu na podróże. Wypływamy za dwa dni.
-A skąd w ogóle pomysł, że ja chcę dokądkolwiek płynąć?-niemal krzyknęła i wstała ze stopnia. Rozbudzony podniesionym głosem Finnegan usiadł na ziemi wpatrując się w swoją właścicielkę.-Nie sądzisz, ze byłoby miło zapytać mnie o zdanie, zanim zacząłeś planować wyjazd?
-Izabelo-Arkadiusz zaczął tym doprowadzającym Izabelę do szału spokojnym tonem, po czym również wstał i chwycił ją za ramiona, jakby bał się, że mu ucieknie.-Każdy tęskni za ojczyzną. Ty również. Wolę, żebyś tęskniła trochę mniej, kiedy nasze dziecko przyjdzie na świat. Robię to tylko dlatego, że troszczę się o ciebie i o nie.
Oczywiście skłamał. Wierzył, że kiedy Izabela znajdzie się z powrotem w znanym miejscu, odrodzi się w niej na nowo kobieta, w której się zakochał. Chciał w to wierzyć. Czuł by się lepiej z myślą, że nie zmieniła się aż tak i że da się ją jeszcze przywrócić. Chciał, żeby ten samolubny uczynek został mu zapisany na lepszej stronie księgi uczynków, bo przecież robi to dla dobra swojej żony i dziecka.
Dla Izabeli wyjazd do Irlandii to nie było tylko przeprawienie się przez pół Europy. To nie był także powrót do ukochanej ojczyzny, ponieważ Izabela za ojczyzną nie tęskniła. Nic tam jej do niej nie ciągnęło. Nic z wyjątkiem... Nicklausa. Przyjaciel od dziecka, z którym nie widziała się prawie od roku, a ile przez ten rok się działo? Nick nie wiedział, że Izabela jest mężatką. Ba, żeby tyle. Nie wiedział, że jest najważniejszą kobietą w całym państwie. Chociaż tęskniła za nim, to jednak nie chciała się z nim widzieć. Nie chciała, bo bała się jego reakcji. Mógłby wpaść w szał, a ona nie chciała nikogo denerwować. Może dlatego, że sama by się wtedy zdenerwowała, a przecież dla niej teraz najważniejsze jest dziecko. Poza tym to by oznaczało, że muszą się spotkać z osobami odpowiedzialnymi, za ziemie i ludzi. W jej hrabstwie najważniejsi byli Hrabia i... jego małżonka. Tak, Izabela nie była mściwa, ale na tej dziwce chciała się zemścić tak, żeby w całym hrabstwie uważali Jaśnie Panią za skończoną idiotkę. Tylko jak to potem wyjaśnić? Ludzie to ciemna masa i uwierzą w każde słowo, jeżeli dobrze się je przedstawi. Ale Arkadiusz? On z całą pewnością nie jest jak inni ludzie. Nie. Izabela to czuła, przeczuwała, wiedziała to. W każdym stadzie wyczuwa się swoich. Arkadiusz z całą pewnością był jej, tak jak Alec. Tylko czy on to też czuł? Jeżeli jest tym, czym ona, to na pewno ją zrozumie. W czym więc problem?
-Zgoda.-powiedziała już spokojniejsza-Możemy jechać. Stawiam tylko jeden warunek.
***
Bujało. Co za kretyn wymyślił, żeby siedzieć rano na statku? No tak, mój szanowny małżonek. Aż żałuję, że mu nie nażygałam na buty. Szczerze? Byłam zła, że nie dowiedziałam się o wyjeździe kilka dni wcześniej. Napisałabym do Aleca. Popłynąłby z nami. Ucieszyłby się, że znów widzi dom. A może wcale nie chciałby jechać? Jak Paddy. Ten typ człowieka szybko się przystosowuje. Ale z rozmów ze stryjem wynikało jasno, że tęskni za Irlandią, więc dlaczego został? Kobieta???
Jeszcze bardziej bujało. Zbliżał się sztorm. Byłam tak niezadowolona, jak Morten, gdy dowiedział się, że przez najbliższy miesiąc całe państwo jest skazane na jego rządy, a on na problemy państwa. Miałam ochotę udusić Arkadiusza. Nie wiem, czy to mężczyźni są tacy niedomyślni, czy tylko mój mąż. Leżałam w kajucie i próbowałam spać. bieganie na pokładzie nade mną zdecydowanie mi na to nie pozwalało.
Ale najbardziej bujało w czasie sztormu. Wyszłam pełna najgorszych obaw. Może się nie znam, ale czy nie należy ustawić statku dziobem bo fal, żeby jak najmniej ruszało statkiem? Ach, faceci i to ich "Daj spokój. Ja się na tym znam. Ja to wszystko załatwię.". Czy świat nie byłby lepszy gdyby czasami słuchali tego co mamy do powiedzenia? My kobiety od zawsze byłyśmy dodatkiem do męskiego życia. Zamierzałam to skończyć. Zamierzałam wziąć sprawy w swoje ręce. I muszę przyznać, całkiem nieźle mi poszło. Myślę, że cała Volterra jest mi za to wdzięczna.
***
Irlandia nie zmieniła się nic przez ten rok. Te same drogi, te same domy. Zrobiło się sentymentalnie. Arkadiusz najwyraźniej planował wszystko od dawna, ponieważ w porcie na nasz statek czekał powóz i eskorta do zamku. Przejeżdżaliśmy właśnie przez moją rodzinną wieś. Spojrzałam na dom Mickaelsonów. W oknach paliło się światło. Kazałam zatrzymać orszak. Nie wzbudzając większej sensacji wysiadłam i zapatrzyłam się w drewnianą ruinę stojącą po drugiej stronie drogi. Nie wiem, czy drewniany dom może w ciągu rok tak wyniszczeć, w każdym razie miejsce, w którym urodziłam się ja i reszta mojej rodziny przypominało jak po przejściu tornada, albo po przeżyciu pożaru. Nie, nie zakręciła mi się łezka w oku. Stałam i patrzyłam jak do środka wpada mroźny wiatr. Arkadiusz również wyszedł, stanął obok i objął mnie ramieniem. Po chwili zauważyłam, że zaczyna dygotać. No tak. Na półwyspie nigdy nie ma takich mrozów, jak tutaj w nawet najcieplejszą zimową noc. Nie przyznałby się do tego, ale zmarzł. Jego męskie ego nie pozwoliło by mu na to. Popatrzyłam na śnieg padający wokoło. Śnieg to coś czego nie będzie dużo w Volterze, ale czy to powód, żeby tam nie wracać? Śnieg jest zimny i mokry, wpada do butów i moczy ubranie. Nie da się cieszyć śniegiem. Przeszkadza w pracy i sprawia, że wszyscy wkoło są rozkojarzeni. Jedyną zaletą śniegu jest to, że kilka dni w roku nie trzeba pracować na roli, ale skoro to już nie jest moje zadanie...
Wsiedliśmy do powozu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Zamek wyglądał tak, jak wcześniej. Nic się nie zmieniło. Te same stare obskurne kamienne mury witały przyjezdnych. Boże, jak ja nienawidziłam tego miejsca. Wysiedliśmy na starym obskurnym kamiennym dziedzińcu i udaliśmy się starymi obskurnymi kamiennymi schodami do starej obskurnej kamiennej sali reprezentacyjnej. Tam powitał nas Jaśnie Pan Hrabia z małżonką. Władca był bardzo przejęty wizytą króla (co z tego, ze państwo owego króla było prawie dwa razy mniejsze od hrabstwa, w którym się znajdowaliśmy?) choć nie dawał tego po sobie poznać. Ta krowa na początku była dowartościowana faktem, że ktoś takiej klasy zechciał przemierzyć pół Europy, żeby ich odwiedzić. Jej entuzjazm trochę osłabł, gdy zobaczyła kto jest żoną owego gościa. Udawałam, że nie zauważyłam opadu jej szczęki i znakomicie bawiłam się robiąc za tłumaczkę dopóki Panowie nie zdali sobie sprawy, że mogą porozumiewać się po angielsku. Zostaliśmy zaproszeni na uroczystą ucztę. Były podane potrawy, których dotąd ten zamek nie widział. Jaśnie Pani Hrabina, wciąż będąc w szoku, postanowiła, że pójdzie się przejść po ogrodach gdyż "nienajlepiej się czuje". Z udawaną troską o jej zdrowie, przeprosiłam władców i wyszłam w noc.
Ach, ogrody. Nie takie ładne jak w Volterze, ale pełne swojego uroku (stare, ale nie kamienne). Wpatrywałam się w gwiazdy i oddychałam chłodnym irlandzkim powietrzem. Rozejrzałam się. Ta **** siedziała na schodach i niemalże płakała. Bynajmniej nie zrobiło mi się jej żal. Świadoma straży stojących dookoła podeszłam do niej.
-Czego chcesz?-zapytała młodsza z kobiet.
-Ależ nic.-odpowiedziała Izabela i usiadła obok niej.-Nic, co by mogło być uznane za chęć upokorzenia Ciebie, Jaśnie Pani.
-Odsuń się ode mnie, wiedźmo.-Hrabina cofnęła się.-Nie wiem jakich sztuczek użyłaś. Może zwyczajnie go okłamałaś. Nie wiem. Żaden Król nie ożeniłby się z taką gęsią jak ty.
-Masz racje.-powiedziała niewzruszona i przysunęła się w jej stronę-Jak dobrze, że był tylko księciem.
Ach, ogrody. Nie takie ładne jak w Volterze, ale pełne swojego uroku (stare, ale nie kamienne). Wpatrywałam się w gwiazdy i oddychałam chłodnym irlandzkim powietrzem. Rozejrzałam się. Ta **** siedziała na schodach i niemalże płakała. Bynajmniej nie zrobiło mi się jej żal. Świadoma straży stojących dookoła podeszłam do niej.
-Czego chcesz?-zapytała młodsza z kobiet.
-Ależ nic.-odpowiedziała Izabela i usiadła obok niej.-Nic, co by mogło być uznane za chęć upokorzenia Ciebie, Jaśnie Pani.
-Odsuń się ode mnie, wiedźmo.-Hrabina cofnęła się.-Nie wiem jakich sztuczek użyłaś. Może zwyczajnie go okłamałaś. Nie wiem. Żaden Król nie ożeniłby się z taką gęsią jak ty.
-Masz racje.-powiedziała niewzruszona i przysunęła się w jej stronę-Jak dobrze, że był tylko księciem.
Ach, ludzie i ich obawy. Tak łatwo nimi manipulować.
-Idź stąd, potworze.-Kobieta siedziała już na krańcu stopnia. Nie miała dokąd dalej uciekać.-Czego chcesz? Pieniędzy? Klejnotów? Mój mąż da ci wszystko czego chcesz.
-Myślisz, że nie mam tego? Myślisz, że mnie nie stać? Te czasy już dawno minęły.-Izabela wpadła w szał. Gdyby ktoś ją wtedy zobaczył, pomyślałby, że oszalała. Śmiała się i chichotała. Tak dobrze nie bawiła się od początku kwietnia. Hrabina była przerażona, ale to ją nawet bardziej nakręcało.
Ludzie. Nie widzą tego, co mają pod nosem.
Nagle poczuła nieodparta potrzebę. Przypomniała sobie wszystko czego nauczyła się u Danielle. Krzyk Hrabiny został przerwany mocnym pocałunkiem.
***
-I jak ona się czuje?-Hrabia wstał i z udawaną troską o żonę wpatrywał się w Izabele.
-Nienajlepiej.-odparła z równie udawaną troską.-Wygląda na to, że zaczyna majaczyć.
Usiadła przy stole i przysłuchiwała się konwersacji władców. Nagle drzwi otworzyły się i do sali wbiegła mokra... od śniegu Hrabina.
-Ty! Ty (Ze względu na młody wiek autorki wszystkie wulgaryzmy w tej części zostaną pominięte)! Jak mogłaś, ty *****!
Arkadiusz niewiele rozumiał z celtyckiego, jednak musiał być kompletnym kretynem, jeżeli nie domyśliłby się, iż ta obraża jego małżonkę. Hrabia wstał zmieszany całą sytuacją, a Izabela udawała, że nie kompletnie nie zna powodu dla którego ta ***** miałaby ją obrażać.
-Przepraszam-zaczął Arkadiusz-ale nie rozumiem dlaczegóż to mielibyśmy przebywać tak długą drogę, tylko po to, żeby wysłuchiwać, jak inni nas obrażają.
-Ależ, najdroższy,-wtrąciła mu Izabela-ja również nie widzę ku temu powodu. niemniej jednak tak się stało, a ja jestem zbyt zmęczona, żeby tego wysłuchiwać.-Wstała i wyszła na środek sali.-Czy w taki sposób współcześni Irlandczycy witają swoich gości?-zwróciła się do tłumu.-Czy tak mają was zapamiętać przybysze z daleka? Dorastałam tutaj. Kochałam to miejsce. Kochałam tych ludzi, który tu mieszkali. Chcecie pozwolić na to, żebym zapamiętała moją ojczyznę jako miejsce nieprzyjazne, do którego nie należy wracać?-Izabela wczuła się w swoją przemowę tak bardzo, że po policzkach ciekły jej łzy. Ich obecność przyjęła z mściwym uśmiechem, którego nikt miał okazji zauważyć, ponieważ zniknął tak szybko jak się pojawił. Nikt, z wyjątkiem Arkadiusza.
-Możesz myśleć sobie co chcesz... Jeżeli w ten sposób reprezentujesz nasz kraj... Możesz tu więcej nie wracać.
-Oczywiście, Najjaśniejsza Pani-Po obecnych przeszedł szept zaskoczenia. Królowa mówiąca do Hrabiny "Najjaśniejsza Pani"?-Nie wiem czym zaszkodziła Pani moja obecność, ale mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
-Obecność? OBECNOŚĆ!? Ty... Ty mnie zgwałciłaś!
-Proszę?-Izabela przestała udawać przejęcie. Wyglądała raczej, jakby ktoś jej powiedział, że przypomina starego grubasa z wyjątkiem tego, że nie jest ani stara ani gruba.
Po sali przeszedł szmer rozbawienia. Hrabina postradała zmysły?
-Ty, Ty już dobrze wiesz co zrobiłaś.-Kobieta wyglądała żałośnie, jakby była obłąkana.
Hrabia postanowił zareagować. Kazał wyprowadzić małżonkę z sali w chwili, gdy cały dwór tarzał się po podłodze ze śmiechu. Może było to niestosowne, ale najwyraźniej nikt nie został za to potępiony, gdyż Jaśnie Hrabia chciał zrobić to samo. Kłaniając się w pas i przepraszając za zachowanie żony żegnał gości. Hrabina nigdy więcej nie wyszła z komnaty.
-Nienajlepiej.-odparła z równie udawaną troską.-Wygląda na to, że zaczyna majaczyć.
Usiadła przy stole i przysłuchiwała się konwersacji władców. Nagle drzwi otworzyły się i do sali wbiegła mokra... od śniegu Hrabina.
-Ty! Ty (Ze względu na młody wiek autorki wszystkie wulgaryzmy w tej części zostaną pominięte)! Jak mogłaś, ty *****!
Arkadiusz niewiele rozumiał z celtyckiego, jednak musiał być kompletnym kretynem, jeżeli nie domyśliłby się, iż ta obraża jego małżonkę. Hrabia wstał zmieszany całą sytuacją, a Izabela udawała, że nie kompletnie nie zna powodu dla którego ta ***** miałaby ją obrażać.
-Przepraszam-zaczął Arkadiusz-ale nie rozumiem dlaczegóż to mielibyśmy przebywać tak długą drogę, tylko po to, żeby wysłuchiwać, jak inni nas obrażają.
-Ależ, najdroższy,-wtrąciła mu Izabela-ja również nie widzę ku temu powodu. niemniej jednak tak się stało, a ja jestem zbyt zmęczona, żeby tego wysłuchiwać.-Wstała i wyszła na środek sali.-Czy w taki sposób współcześni Irlandczycy witają swoich gości?-zwróciła się do tłumu.-Czy tak mają was zapamiętać przybysze z daleka? Dorastałam tutaj. Kochałam to miejsce. Kochałam tych ludzi, który tu mieszkali. Chcecie pozwolić na to, żebym zapamiętała moją ojczyznę jako miejsce nieprzyjazne, do którego nie należy wracać?-Izabela wczuła się w swoją przemowę tak bardzo, że po policzkach ciekły jej łzy. Ich obecność przyjęła z mściwym uśmiechem, którego nikt miał okazji zauważyć, ponieważ zniknął tak szybko jak się pojawił. Nikt, z wyjątkiem Arkadiusza.
-Możesz myśleć sobie co chcesz... Jeżeli w ten sposób reprezentujesz nasz kraj... Możesz tu więcej nie wracać.
-Oczywiście, Najjaśniejsza Pani-Po obecnych przeszedł szept zaskoczenia. Królowa mówiąca do Hrabiny "Najjaśniejsza Pani"?-Nie wiem czym zaszkodziła Pani moja obecność, ale mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
-Obecność? OBECNOŚĆ!? Ty... Ty mnie zgwałciłaś!
-Proszę?-Izabela przestała udawać przejęcie. Wyglądała raczej, jakby ktoś jej powiedział, że przypomina starego grubasa z wyjątkiem tego, że nie jest ani stara ani gruba.
Po sali przeszedł szmer rozbawienia. Hrabina postradała zmysły?
-Ty, Ty już dobrze wiesz co zrobiłaś.-Kobieta wyglądała żałośnie, jakby była obłąkana.
Hrabia postanowił zareagować. Kazał wyprowadzić małżonkę z sali w chwili, gdy cały dwór tarzał się po podłodze ze śmiechu. Może było to niestosowne, ale najwyraźniej nikt nie został za to potępiony, gdyż Jaśnie Hrabia chciał zrobić to samo. Kłaniając się w pas i przepraszając za zachowanie żony żegnał gości. Hrabina nigdy więcej nie wyszła z komnaty.
Ma dziwka za swoje! To źle, że chciałam, żeby cierpiała?Nieważne. Czułam się dobrze.
Upokorzenie tej ***** było najlepszym co mnie do tamtej pory spotkało. Do tamtej pory, bo nie musiałam czekać nawet miesiąca, żeby stało się coś o wiele lepszego. Z tamtej nocy, w pamięci utknął mi pewien szczegół. Arkadiusz się uśmiechnął. Uśmiechnął się, ale dopiero wtedy, gdy wyjaśniłam mu wszystko co miało miejsce. Nie pominęłam nawet tego co działo się przed wejściem do sali, pożal się Boże, "Hrabiny". Jak dobrze, że nie spytał o to jak do tego doszło. Musiałabym się nieźle tłumaczyć, a on nigdy w życiu nie wybaczyłby tego ani mnie, ani Danielle.
Twoja
Izabela
Postanowilam zadedykować tego posta nowej czytelniczce Kindze. Dzięki, że jesteś ze mną, wiem, że to Ci się spodoba i nie przestrasz się tego, co może jeszcze się zdarzyc :)