piątek, 12 lipca 2013

Grudzień

Grudzień 1003r.

      [...] Nareszcie temperatura zrobiła się znośna dla Izabeli. Dla mnie robiło się zimno, jak zawsze o tej porze roku. Od czasu bitwy mijał już miesiąc i wszystko wskazywało na to, że Lorenzo, brat Marca, zamierza się zemścić. Tak, braterska miłość omal nie zaważyła o losach wojny. Czułem się winny śmierci Scypiona i Tytusa, chociaż wiem, że nie mogłem nic na to poradzić. Morten dochodził do siebie, a Antonio już prawie zapomniał, że też został ranny. Świat wyglądał jakby budził się z koszmaru. Ludzie wykonywali swoje codzienne czynności tak, jak to robili przed bitwą. Może nie powodziło im się tak, jak wcześniej, ale większych zmian chyba nie zauważyli.

   Ja czułem się inaczej. Mijał miesiąc odkąd zabiłem kogoś. Po nocach nawiedzał mnie obraz tego młodego chłopaka, którego życie zakończyło się od mojego jednego ciosu mieczem. Chciałem powiedzieć o wszystkim Izabeli. Ona by mnie zrozumiała, ale również przestraszyła by się. Nie chciałem jej denerwować. Nie w takim stanie. Może i była silną kobietą, ale jednak wciąż kobietą, w dodatku w ciąży. Jeszcze nie wiedziałem wtedy o jej możliwościach. Chociaż powinienem się ich domyślać od dawna.

   Miałem jeszcze dwa wyjścia-Paddy lub Nonna. Paddy był spokrewniony z Izabelą i istniała szansa, że zrozumiał by mnie, z drugiej strony bałem się przyznać mu do tego, co się stało. Nonna, z kolei, nakrzyczała by na mnie i miała by pretensje, ale, jako kobieta, również przejęłaby się i przestraszyła. Zdecydowałem się jednak na mniejsze zło. Staruszka, może lekko zwariowana, ale jednak potrafiła zachować się jak matka, kiedy tylko ktoś tego potrzebował.

   Postanowiłem zaryzykować. Wyszedłem z zamku i skierowałem się w stronę ogrodów. Paddy byłby świetny w słuchaniu, ale to by absolutnie nic nie zmieniło. Ta sama, jak zwykle, drewniana chatka zapraszała do środka otwartymi drzwiami. Poczułem się co najmniej jakbym pomylił domy, co było trudne, zważywszy na fakt, że to był jedyny dom po tej stronie ogrodów. Dochodzące ze środka śmiechy stały się głośniejsze. Niemożliwe. Czyżby Starsza Pani wpuściła gości do swojej "fortecy"?

   Wszedłem do środka i stanąłem w drzwiach izby, w której wszyscy siedzieli. Zastałem całą trójkę-Nonnę, Paddy'ego i Izabelę. Przez chwilę nie zauważyli mojej obecności. W końcu Izabela zwróciła na mnie uwagę i wskazała mi miejsce obok siebie. Usiadłem tam i wziąłem ją za rękę. Najwyraźniej Nonna i Paddy świetnie się dogadywali. Tak dobrze, że nigdy tego nie zauważyłem. Byłem pewien, że się nie znają do chwili, gdy Paddy miał atak. Zmiany, wszędzie zmiany. 

   To nie były jedyne zmiany, które można było zauważyć. Kilka dni zajęło mi znalezieni ich wszystkich. 
   Od bitwy, Arkadiusz stracił poczucie humoru. Nie śmiał się, nie żartował. Siedział i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w rozmówcę. Chciałam mu pomóc, ale nie mogłam. Miałam wrażenie, że nie powiedział mi o wszystkim co go martwi. 
   Prawie codziennie bywałam u Babki. Przemiła kobieta, która traktowała mnie jak córkę i uczyła swojego "zawodu". Niektórzy mogliby pomyśleć, że jest wiedźmą, ale do prawdziwej czarownicy trochę jej było daleko. Pewnie myślała, że nie zauważam Paddy'ego, który bywał u niej codziennie. Czasami zostawałam trochę dłużej i obserwowałam ich. Wszyscy zachowywaliśmy się trochę jak dzieci, ale to nie ja całowałam Babkę po rękach i opowiadałam historie z czasów jak mieszkałam w Irlandii. No dobra, opowiadałam, ale po rękach jej już nie całowałam. 
   Wojna z Arezzo miała wielki wpływ na to co działo się dookoła. Najlepszym tego przykładem była Danielle. Księżniczka, która zdecydowanie próbowała naśladować swojego starszego brata, uważała go za wzór, i wręcz gardziła młodszym bratem. Danielle martwiła się o stan zdrowia Mortena do tego stopnia, że siedziała przy jego łóżku godzinami. Przyjemnie było patrzyć jak braterska miłość wygrywa walkę z przyzwyczajeniami. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że ,tak naprawdę, nikt jej nie zna, że udaje kogoś, kim nie jest. 
   Ale nie tylko Morten zwrócił na siebie uwagę Danielle. Antonio, pomimo skończonej wojny, wciąż przyjeżdżał do nas co drugi dzień. Przychodził "odwiedzać rannego towarzysza broni", ale ja i znałam prawdziwy powód jego wizyt. Kiedy siedział ranny w namiocie szpitalnym i obserwował ukochaną, stało się coś, czego nigdy by nie przewidział. Danielle martwiła się o niego. Dowiedziałam się później, że zmęczona i zdenerwowana usiadła obok niego i zaczęła płakać mu w rękaw. Dla samego Anotnia to też był szok. Nagle zdał sobie sprawę, że jest w stanie dokonać wszystkiego. Z całego serca życzyłam mu powodzenia. 
   Mniejsze zło, hę? Klara na wieść o zbliżającej się wojnie przestała w ogóle martwić się swoim nieszczęściem. I dobrze. Oboje z Lucą potrzebowali odpoczynku od tragedii życiowych. Arkadiusz nie pozwolił Luce walczyć, ponieważ... ponieważ był samolubny (jego konie szybko by się nie przystosowały do nowego jeźdźca). 
   Ale chyba ważną, choć prawie niezauważalną zmianą był stosunek mojego teścia do mnie. Od bitwy, a w zasadzie od kiedy moje przeczucie zapobiegło katastrofie (tak, wiem, skromność poziom max.), król przestał żywić do mnie nie chęć i zaczął mnie... tolerować? Tak, przestałam być dla niego wrogiem od kiedy okazało się, że chcę dla Volterry jak najlepiej. Hmm... Zawsze chciałam, ale miło, że ktoś to w końcu zauważył.

   Nie zwracałem uwagi na te wszystkie rzeczy. To był już prawie rok od przyjazdu Izabeli. Prawie rok odkąd się w niej zakochałem. A jednak, z każdym dniem poznawałem ją co raz bardziej. Z każdym dniem przestawała być młodą irlandzką stajenną, która mnie oczarowała swoją osobą, a stawała się dojrzałą, pewną siebie królową, która wie co należy i czego nie wolno. Bałem się, że to przeze mnie straciła siebie i swoje marzenia. Bałem się, że sprawiłem, że stała się tym, kogo wszyscy od niej oczekiwali. Bałem się, że dając jej wolność zamknąłem ją w klatce, z której nie ma ucieczki. Nie chciałem takiej Izabeli. 



I nigdy nie będę chciał.

Arkadiusz

Dla Bero, bo już się nie mogła doczekać. ;)

5 komentarzy:

  1. Całkiem fajnie się rozkręca :) cieszę się, że dodałaś, ale nie dawaj się nagabywać i pisz wtedy kiedy czujesz sercem ;) pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne, postaram się. Faktem jest to, że mam wanę, której brakowało mi przez ostatni miesiąc. :)

      TA

      Usuń
    2. Heh, to miłego relaksu ;)

      Usuń
  2. Super :D i bardzo dziękuję ;)
    Bardzo mnie rozśmieszyło: "skromność poziom max" hahah ;P
    Staram się coś narysować, bo mnie naszła wena, mam nadzieję że nie wyjdzie beznadziejnie ,_,
    ~Bero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to. Bardzo lubię, jak w komentarzach występują cytaty, które najbardziej się podobały. Rysunek nie musi być piękny, ale miło, że nad nim pracujesz.

      TheAvcia

      Usuń