niedziela, 22 września 2013

Ale to już było.

-Ależ ja nic nie sugeruję. Nie myślisz, że byłoby miło gdyby Antonio dowiedział się od Ciebie?-zasugerowała Izabela.
-Oczywiście.-zgodził się Arkadiusz-ale wolałbym mu powiedzieć z tobą, a do tego czasu musisz wydobrzeć.
-Arkadiusz, do jasnej cholery. Marek ma już dwa miesiące. Kiedy masz zamiar mu powiedzieć?
-Wydaje mi się, że to nie jest odpowiednie słownictwo dla królowej.-Zauważył król senior, który pojawił się jakby znikąd.-A już zwłaszcza przy dzieciach.-pogłaskał po głowie Marka, który spał sobie spokojnie u niego na rękach.
   Boże, spieprzyłam, pomyślała Izabela. Pieprzony hipokryta, pomyślał Arkadiusz.
-No, ale przecież nikt nie słyszał, a w dodatku masz rację.-uśmiechnął się czarująco do synowej, po czym zwrócił się do jej męża-Synu! Kiedy masz zamiar powiedzieć Antoniu? Chyba twój przyjaciel powinien dowiedzieć się od ciebie. Nie sądzisz?
-Aaa.. Ależ oczywiście, Ojcze.-Arkadiusz nie krył zmieszania spowodowanego odkryciem, iż król senior ma coś w rodzaju poczucia humoru. Do ciągłych pretensji zdążył się już przyzwyczaić.-Zamierzałem mu powiedzieć... Eee... Morten!-krzyknął na brata, który właśnie pojawił się w końcu korytarza.-Morten!-podbiegł do niego.-Kiedy w najbliższym czasie chciałbyś sprawować ogólną opiekę nad państwem?
-W najbliższym czasie? Hmm pomyślmy...-Morten wyglądał, jakby naprawdę rozważał tę opcję.-Nigdy! Wcale! Affatto! Wykluczone! Możesz zapomnieć o tym, że kiedykolwiek będę wykonywał twoje obowiązki panowania nad tym burdelem!
-Spokój tam!-Król senior cicho, lecz stanowczo uciszył kłócących się braci.-Obudzicie go. Do czasu twojego.... To znaczy waszego powrotu, ja mogę sprawować rządy. W końcu robiłem to przez prawie czterdzieści lat.
-Co o tym myślisz, Izabelo?-Arkadiusz zwrócił się do małżonki, która właśnie przejmowała budzącego się ze snu Marka.
-Myślę, że to dobry pomysł, ale nasz syn musi jechać z nami. Tak.-odpowiedziała widząc jego zaskoczoną minę.-Antonio z pewnością będzie chciał go zobaczyć, a z miasta nie wyjedzie ze względu na Marię.
-Ona mądrze mówi, synu. Wysłuchaj jej.
   Tak, Arkadiusz był zaskoczony, że on sam o tym nie pomyślał. Jednak dobrze, że miał ją przy sobie.
-Postanowione.-Arkadiusz klasnął w dłonie rozbudzając do końca Marka i natychmiast uspokoił go.-Jedziemy we troje. My i jeszcze paru żołnierzy. Nie za dużo. Drogi łączące Volterrę z Montepulciano nie są zbyt niebezpieczne. Poradzisz sobie?-To ostatnie skierował do Ojca.
-Synu, ty nie zadawaj głupich pytań. W końcu nie jestem aż tak stary, Ty nie ucz ojca dzieci robić. A ty,-spojrzał na młodszego ze swoich synów.-Wyrażał byś się ładniej przy damach.

***

-Czy on zawsze się tak zachowuje?
Szli we dwoje po trawie. Arkadiusz normalnie, Izabela boso śpiewając dokazującemu Markowi jakąś starą irlandzką pieśń.
-Zawsze kiedy coś go obudzi.-Izabela przestała śpiewać, w zamian zaczęła bawić syna swoimi włosami.
-Co?
-A ty o kim mówisz?-Izabela odwróciła głowę wywołując tym samym płacz Marka.
-O Mortenie. Jest jakiś dziwny ostatnio. Ma o wszystko pretensje nie bawi się tak jak kiedyś.
-Zachowuje się normalnie. Tak mniej więcej od naszego ślubu.
-Właśnie.-Arkadiusz miał minę jakby właśnie odkrył coś oczywistego-Coś się musiało stać. Za bardzo cię lubi, żeby to była twoja wina.
   Zatrzymał się, żeby pogłaskać Finnegana wygrzewającego się w wiosennym słońcu, ale ten wstał i obrażony udał się w stronę domów dla pracowników stajni.
-A temu co?
-Myślę, że jeszcze nie przywykł do nowej sytuacji.-Izabela spojrzała współczująco na oddalającego się psa.
-Jakiej nowej sytuacji?
-Takiej, że stracił swoje miejsce w rodzinnej hierarchii.
-Świetnie.-wykrzyknął-Teraz będę musiał przepraszać i psa. Jezu, dlaczego to się dzieje?
-Może potrzeba ci odpoczynku.-Izabela z nadmierną troską położyła mu dłoń na ramieniu.-Może powinieneś uspokoić się i wyciszyć. Myślę, że cię to troszkę przerasta.
-Mówisz o obecnej sytuacji, byciu królem, byciu ojcem czy tego, że wszyscy mają do mnie o wszystko pretensje?
-Odrobinę z każdego.-Izabela posłała mu jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów.-Odpocznij. Rozwiążesz wszystkie problemy gdy wrócimy.

***

   Jeżeli Arkadiusz uznał, że wyjazd do Montepulciano będzie przebiegał beztrosko, to się bardzo pomylił. Powitał ich Antonio nazbyt zdenerwowany niż zwykle. Nie zauważył nawet iż jest ich trójka. Serdecznie pogratulował im, ale w duchu chciał, żeby znaleźli się z powrotem w Volterze. Za wszelką cenę udawał, że nic się nie dzieje, ale nie przekonał ani Arkadiusza, ani Izabeli. Nagle Arkadiusz poczuł się, jakby cofnął się w czasie o dwa miesiące.
-Maria rodzi a ty stoisz tutaj i zastanawiasz się jak nas spławić?

Bardzo wszystkich przepraszam, że tak mało i tak długo to trwało, ale czasami po prostu nie ma kiedy albo nie ma co pisać. Dziękuję serdecznie Śliwce i Julii za to, że mnie popędzały. Dzięki wam w końcu spięłam się w sobie i coś wrzuciłam. Dzięki :)

8 komentarzy:

  1. "Boże, spieprzyłam, pomyślała Izabela. Pieprzony hipokryta, pomyślał Arkadiusz."
    Bosz, ległam i nie wstaję xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc cieszę się czytając tego typu komentarze. Jeszcze raz dzięki Ci Śliwko ;)

      Usuń
  2. No w końcu ileż można czekać :P Po ostatnim akapicie widzę, że się rozkręcasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkręcam się? Hah :D rozkręcać się będę w następnych cyklach, ale dziękuję.

      Usuń
    2. "Jeżeli Arkadiusz uznał, że wyjazd do Montepulciano będzie przebiegał beztrosko, to się bardzo pomylił." i tak nie zrozumiesz, ale chce się czegoś więcej dowiedzieć o tym wyjeździe :P

      Usuń
    3. Z tym, że ja więcej o tym wyjeździe nie napiszę. :/

      Usuń
  3. W następnych cyklach? Kobieto! To ja już nie wiem jak Ty bardziej to rozkręcać będziesz jeśli już jest tak wartka akcja ale... ja tam ciągle czekam na Aniołki ! :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Wartkiej akcji nie ma, ale będzie z aniołami (albo demonami-nie którzy wiedzą o co chodzi). Będą dalsze cykle ponieważ inaczej nie zaczynałabym w sposób w jaki zaczęłam :)

    OdpowiedzUsuń