poniedziałek, 20 stycznia 2014

Starzy znajomi

   -To ona? - spytał jeden z mężczyzn.
   -Nie. To na pewno nie ona. - wtrąciła kobieta - Zupełnie do siebie nie podobna.
   -Mówię wam, że to ona. Tylko się trochę zmieniła. - powiedział drugi. - Wypiękniała.
   -Ty musisz tak mówić. - zaoponował pierwszy - Ale mnie się wydaje, że przytyła.
   -Zawsze musisz się czepiać? - spytała kobieta.
   -Tak. - odpowiedział jej - Ciesz się, że tobie nie mówię, że masz krzywe nogi, za niskie czoło, jesteś zbyt wygadana itp.
   -Jesteś doprawdy uroczy. Dziękuję ci, że mi tak nie mówisz.
   -Zawsze do usług, Ma Pani. - skłonił się nisko i ucałował jej dłoń. - Co nie zmienia faktu, że jest jakaś inna.
   -Nie macie nic innego do roboty? - spytała Izabela.

   Od dłuższej chwili obserwowała tą wymianę zdań między Paddy'm, Lucą i Klarą. Zdawała sobie sprawę, że mówią o niej. Zdawała sobie sprawę, że to były żarty. Ale najgorsze było to, że zdawała sobie sprawę, że niestety mają rację.

   -Oj nie złość się, mała Izy. - Stryjek cmoknął ją po przyjacielsku w policzek. - Przecież wiesz, że się przekomarzamy.
   -Wiem - uśmiechnęła się lekko i schyliła się po drugie kopyto Vincitore.

   Minęło dużo czasu od kiedy oboje z Arkadiuszem byli w stajni. Można się było tego spodziewać po parze królewskiej, jednakże większość miała im za złe to, że zaniedbują swoje obowiązki wobec koni. Od kiedy Arkadiusz dowiedział się kim naprawdę jest Izabela, przestał się przejmować, że coś jej się stanie. Od kilku dni, codziennie po kilka godzin spędzała w stajni i zajmowała się swoimi ulubieńcami. Postanowiła również nadrobić zaległości w kontaktach ze stryjem, przyjaciółmi z "pracy" i Finnegan'em. Popołudniami siedziała na schodach do ogrodu i śpiewała irlandzkie pieśni, a pies opierał głowę o jej stopy. Arkadiusz, gdy tylko mógł, zaglądał do stajni i pilnował wszystkiego, a później dołączał do małżonki i słuchał tego starego romantycznego języka, którym ona tak dobrze władała. Widać było, że i na nim odbiły się początki panowania. Musiał zaprowadzić porządek w bałaganie spowodowanym przez jego ojca. Teraz, gdy go zabrakło, mógł nareszcie otwarcie mówić co było źle zarządzane i co można zrobić lepiej. Chyba ten mały skandal bardzo mu pomógł w całkowitym przejęciu władzy.

   -Oboje wyglądacie na zmęczonych. - zauważył Luca - Bycie najważniejszymi osobami w państwie nie jest usłane różami, co?
   -Jakbyś się nie mógł domyślić. - powiedziała Izabela ostrożnie, ze względu na dziecko, schylając się po kolejne kopyto jej niegdysiejszego wychowanka. - Nigdy nie marzyłam o księciu na białym koniu. I teraz wiem dlaczego. - westchnęła.
   -Vinictore jest kary. - wtrącił jeździec - I to nie Arkadiusz na nim jeździ. - uśmiechnął się zalotnie.
   Izabela filuternie puściła mu oczko i dźgnęła łokciem pod żebra.
   -Mów tak jeszcze a naprawdę wszyscy uwierzą, że coś jest między nami - spojrzała ostrożnie na roześmianą w głos Klarę i dodała - mój ty prosiaczku.

   Paddy i Klara tarzali się po ziemi ze śmiechu na widok Luci, który spłonął rumieńcem, gdy Izabela pocałowała go w policzek.

   Nigdy nie był zazdrosny. Nigdy nawet nie przypuszczał, że mógłby być, bo nigdy do tej pory nie miał o kogo być zazdrosny. Bał się, że nie sprosta jej oczekiwaniom. Wiedział, że ten lęk jest irracjonalny, a jednak, mimo wszystko, nie opuszczał go. Wiedział to, bo przecież ona go kocha. Tylko jego. Nikogo innego. I nigdy więcej nikogo nie pokocha. Ale on nigdy nie będzie tego pewny.

   -Zdajesz sobie sprawę, że powinienem cię ściąć za romansowanie z królową?-Wtrącił Arkadiusz, który pojawił się jakby znikąd.
   -Arkadiuszu, powtarzałam ci tyle razy - krzyknęła Izabela - Za cicho się poruszasz.
   -Przepraszam. - uśmiechnął się figlarnie - Naprawdę zacznę ćwiczyć tupanie.
   -Dobrze dzieci - wtrącił Paddy zwracając się do nich - Vincitore stęsknił się za wami. Nas ma na co dzień, dlatego właśnie już sobie pójdziemy. Żegnam waszą królewską mość.
   -Żebym ci kiedyś nie odpowiedział. - Krzyknął za oddalającymi się Arkadiusz. - Jak możesz się tak zachowywać w miejscu publicznym?-zwrócił się do Izabeli.
   -Nie rozumiem o co ci chodzi. - odpowiedziała spokojnie biorąc czesząc koniowi grzywę.
   -Izy, kochanie - wziął jej twarz w dłonie, przerwała pracę i spojrzała na niego - Mówię o tobie i o Luce. Przecież teraz, po tej całej aferze, jesteś wrogiem publicznym numer jeden. Chcesz, żeby ludzie przychodzili do mnie i donosili, że moja żona zdradza mnie z jakimś stajennym?
   -Luca jest jeźdźcem. - odpowiedziała spokojnie - I zarówno ty, jak i ja, wiemy, że to nieprawda.
   -Ludzie będą mówić co innego.
   -Ludzie mówią różne rzeczy. - zdenerwowała się i wróciła do dotychczasowego zajęcia. - Wiem bo sama kiedyś byłam ludem. Nie musimy się nimi przejmować - uśmiechnęła się kokieteryjnie.
   -Tylko nie chcę potem się tłumaczyć.- zbagatelizował zmianę jej nastroju.
   -A tak przy okazji... - Izabela była już całkiem pochłonięta czyszczeniem konia - Pisałam z Alec'iem. Bardzo się ucieszył poznając twoją tajemnicę. Przyjedzie do Volterry najszybciej, jak się da, ale chwilowo bawi w Rzymie u papieża.
   -Pozdrów go ode mnie, gdy będziesz z nim pisać. Myślę, że ostatnio zaniedbaliśmy naszych bliskich przyjaciół - powiedział głaszcząc Vincitore za uchem - Powinniśmy wystawić jakąś ucztę i zaprosić Aleca, Antonio i innych. Trzeba im powiedzieć o tej radosnej nowinie. - pocałował ją w brzuch i odszedł w kierunku zamku.
   -A! I jeszcze jedno - rzucił przez ramie - Następnym razem powiedz Luce, że ja jeżdżę na BIAŁYM koniu.

1 komentarz: