środa, 24 kwietnia 2013

Znowu...?

   Danielle weszła do stajni. Zastała tam Aleca siodłającego konia.
-Ach. Więc to jest ten słynny Courteous, o którym tak wiele słyszałam.-Kobieta podeszła do konia i pogłaskała go za uchem, na co przyjaźnie zarżał. Uśmiechnęła się do niego.
-Tak. To on.-Alec przerwał czynność i oparł się o zwierzę w celu bliższemu przyglądnięciu się księżniczce. Wcześniej nie zauważył jaka jest piękna. Mimo to, nie interesowała go. Nie była blondynką.- Chciałabyś może go dosiąść?
   Danielle spojrzała na niego zaskoczona. Nigdy wcześniej nikt jej czegoś takiego nie zaproponował.
-Zawsze myślałam, że tego księżniczce nie wypada.
-Oboje dobrze wiemy,-zbliżył się do niej na odległość paru centymetrów i zakręcił jej włosy na palcu-że nie jesteś typem kobiety, która nie zrobi tego, co się jej zakaże.
-Tak?-popatrzyła na niego spode łba.-Więc jakim typem kobiety jestem?
-Takim, który nie przyjął by tego do siebie.-powiedział, pociągnął za włosy i pocałował.  

***

-Izabela, Izabela!-Luca biegł ku wchodzącej do stajni kobiecie.-Och. Przepraszam. Najjaśniejsza Pani.-poprawił się.
-Przestań.-Izabela uderzyła go w bok, śmiejąc się od ucha do ucha.-Co się stało?
-A nic!-odwzajemnił uśmiech.-Chciałem cię tylko prosić o pomoc ze względu na dawne czasy.
-Dawne czasy? Te dawne czasy były jeszcze wczoraj.-Nie kryła rozbawienia.-O co chodzi?
-Widzisz... Ja....-Przyciągnął kobietę, którą trzymał za rękę.-Ja chciałbym się ożenić.
-To gratuluję!-Izabela rozpoznała w kobiecie tą blondynkę ze Sieny, która wręczała im kwiaty po wygranym wyścigu.-Jakiż to problem?
-Może mogłabyś nacisnąć na męża, żeby ten ubłagał króla, żeby Klara- tu przytulił policzek do włosów kobiety- mogła zostać moją żoną i zamieszkać tutaj. Ze mną.
-Och, Luca.-Izabela pogłaskała go po policzku.-Myślę, ze jeżeli byś chciał, to mógłbyś sam pójść do Arkadiusza i go o to poprosić. Znasz go. Na pewno ci nie odmówi.
-No wiem...-uśmiechnął się do niej.-Ale mimo wszystko... Wstawiłabyś się za mną?
-Oczywiście. I miło cię poznać Klaro.-spojrzała na kobietę, a ta odwzajemniła uśmiech.

***

   Izabela podeszła do męża, który rozmawiał z królem Sieny.
-Przepraszam cię.-zwróciła się do męża-Czy mogłabym zająć ci minutkę?
-Jest taka urocza, że grzechem byłoby odmówić.-powiedział król do Arkadiusza.
-Dobrze.-zgodził się.-ale naprawdę szybko.
   Odeszli kilka metrów, wystarczająco daleko, żeby nikt ich nie słyszał i widział.
-Czy coś się stało?-zapytał, przyglądając się jej twarzy jakby szukał oznak choroby.
-Nie, nie. Tylko, widzisz.... Luca chce się ożenić.
-To świetnie, ale nadal nie widzę powodu dla którego miałbym odchodzić od rozmowy.
-Już mówię w czym rzecz. Zaraz tam wrócisz. Twój jeździec prosiłby cię, żebyś poprosił króla o pozwolenie na ślub z tą blondynką-Klarą.
-Mniej niż dzień jestem królem, a on już ze mną nie rozmawia.-udał rozżalenie.
-To nie tak.-stanęła na palcach i pocałowała go w nos.-On po prostu wie do kogo się zwrócić, żeby sprawa była załatwiona.

***

   Stała w swojej komnacie. Teraz naprawdę czuła, że jest jej. Spojrzała do lustra, które stało po przeciwnej stronie pokoju. Nie wyglądała inaczej jednak tak się czuła. Była kimś innym. Sprawowała inną funkcję.
   Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę?
   Do pomieszczenia wszedł wysoki ciemno-włosy mężczyzna.
-Wszędzie cię szukałem. Chciałem z tobą porozmawiać.-powiedział Arkadiusz-Nadal chcę.-dodał z uśmiechem.
-Słucham?-Izabela zamknęła drzwi i wskazała łóżko, żeby na nim usiadł.
   Arkadiusz spełnił jej sugestię, a ona usiadła obok niego.
-Mam parę spraw. Pierwsza. Alec postanowił zostać w Volterze jeszcze jeden dzień.
-To świetnie.-ucieszyła się Izabela.
-Tak. Też się cieszę.-Arkadiusz podzielił jej optymizm- Druga. Ślub Klary i Luci odbędzie się za tydzień.
-Fantastycznie!-Krzyknęła z radości.
-Tak.I... Trzecia.-Jego entuzjazm przygasł.-Od tej pory jesteśmy małżeństwem.
-Jesteśmy małżeństwem już od 24 godzin.-zauważyła Izabela i spojrzała na niego z troską.-Czy coś się stało?
-Nie, skąd? Widzisz, nie chcę, żebyś czuła się dziwnie lub nieprzyjemnie, kiedy będziesz grać rolę do której cię zmusiłem.
-Ależ ty mnie do niczego nie musiałeś zmuszać.-Izabela zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało, więc dodała-Przecież oboje zrobiliśmy to dla dobra Paddy'ego. A teraz, kiedy czuje się lepiej, możemy...
-On nie czuje się jeszcze dobrze.-przerwał jej-Nie chcę, żeby było dla ciebie kłopotem to co się dzieje dookoła.
-Zapewniam cię, że gdyby byłby to dla mnie kłopot to ty pierwszy byś o tym wiedział.-pocałowała go w policzek.
-Cieszę się.-odpowiedział.-Od tej pory możesz robić co ci się żywnie podoba. Możesz pracować w stajni, zabawiać się z damami dworu, chodzić na targ, przysłuchiwać się dyskusjom politycznym a nawet uprawiać ogródek. Chcę, żebyś czuła się wolna. nie chcę cię ograniczać. Ma być ci tu dobrze, przynajmniej dopóki...
-Czuję się świetnie.-zapewniła go uśmiechając się szeroko.-Dziękuję za wszystko co dla nas robisz. Jestem zachwycona tym wszystkim. Naprawdę dziękuję.
-Nie ma za co.-zawahał się i z krzywym uśmiechem na ustach pocałował ją w czoło.-Nie ma za co.-powtórzył zamykając drzwi.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Siostry

   Ten ranek był chłodny i ponury. Izabela siedziała i jadła w milczeniu, a Arkadiusz przypatrywał jej się z drugiego końca stołu. Zupełnie nie przypominała tej Izabeli, która widział kilka godzin wcześniej. Tamta była zmęczona. Kobieta, która siedziała teraz przed nim niczym jej nie przypominała. Była wyspana i uśmiechnięta. Kiedy skończyła, oboje wyszli do ogrodu, gdzie goście zaczęli już przygotowywać się do drogi. Zgodnie ze zwyczajem, należało się z nimi pożegnać. Normalnie nie wyjeżdżali by w takim pośpiechu bo wesele powinno trwać co najmniej kilka dni, ale żaden z króli by nie wytrzymał późniejszych dni, kiedy to ludność przychodziłaby z prośbami o ratunek, gdyż zbliżały się wylewy rzek.

   To była najdziwniejsza wiosna w dotychczasowym życiu Izabeli. Nie dość, że zmieniła całkowicie miejsce zamieszkania, została żoną i królową państwa, ale także zaczęła wierzyć. Był to jeden z warunków wzięcia przez nich ślubu. Izabela ma zostać chrześcijanką. Co prawda nie podobała jej się ta wizja, ale czego się nie robi z miłości? Bardziej podobała się jej jednak religia żydowska, ale nikt o tym nie musiał wiedzieć. Spokojnie przyjmowała to, że z dnia na dzień stała się kimś zupełnie innym. Najbardziej jednak bolało ją to, że od tej pory muszą udawać z Danielle, że ona jej nienawidzi, aby nikt nie dowiedział się o tym co łączyło je przed ślubem.

***

-Jak się czujesz?
-Co?-Victoria podskoczyła słysząc głosy siostry.
-Pytam jak się czujesz.-powiedziała rozbawiona Izabela.-Wczoraj wydawałaś się być zmęczona. Widziałam, że Morten cię odprowadził. Jest taki miły.
-Yyy... Tak. Odprowadził mnie.... Miły... Dobrze się czuję.-odpowiedziała Victoria jąkając się.
   Izabela przyjrzała jej się uważnie.
-Nie wyglądasz tak. Dobrze spałaś?
   "W zasadzie w ogóle nie spałam"-pomyślała Victoria.
-Tak. Jak dziecko. Komnata przeznaczona dla mnie była rewelacyjna.
-Cieszę się.-uśmiechnęła się Izabela.-Volturi umieją zadbać o takie szczegóły.
   Victoria zastanawiała się, czy zachowanie Izabeli spowodowane jest wydarzeniami z poprzedniej nocy w komnacie Mortena, czy też jej siostra o niczym nie wie i to jak się zachowuje nie ma z tym nic wspólnego.
-No nic.-powiedziała spokojnie próbując zmienić temat.-Chyba będę się już zbierać.
-O nie! Nie teraz. Nie gdy wszyscy goście wyjeżdżają.
-Muszę. Jeśli teraz nie wyjadę to już nigdy.-uśmiechnęła się smutno.

   Nigdy się nie lubiły. Prowadziły wojny o wszystko. Izabela była ewidentnie faworyzowana przez matkę i dlatego Victoria nienawidziła domu i rodziny. Cieszyła się, gdy wyjechała. Wyjazd z Izabelą do Szkocji był ratunkiem dla niej od ciągłych "Dobrych Rad" matki. Izabela nigdy nie miała nic za złe siostrze. Ona również nienawidziła matki. W kłótniach z siostrą potrafiła pokazać swoje emocje jednocześnie nie pozwalając Victorii pokazać swoich. Pod tym względem była niebezpieczna, dlatego właśnie z biegiem czasu przestały się kłócić bo zawsze, prędzej czy później, dochodziło między nimi do walki na ostre przedmioty. Zarówno Izabela jak i Victoria zajmowały się ich młodszą siostrą. Nic wiec dziwnego, że Charlotta pomagała zawsze tej, która akurat była w pobliżu. Uwielbiała ich walki. Zawsze wtedy siadała z boku i obserwowała ich zachowania. Zawsze brała stronę zwycięzcy. Teraz obie siostry chciały być jak najdalej od drugiej, jednocześnie nie tracąc jej za bardzo. Zwykła uprzejmość kazała im wypowiadać słowa, jednak doświadczenie nakazywało jak najszybciej stracić drugą z oczu.

-Dobrze.-powiedziała Izabela ściskając siostrę.-Skoro taka jest twoja wola. Ale obiecaj mi jedno.
-Hmm?-Victoria wsiadła na konia.
-Wrócisz tu jeszcze kiedyś.
   Victorii przed oczami mignęła uśmiechnięta twarz Mortena, a pod powiekami pojawiły się łzy. Pomyślała, ze przecież się z nim nie pożegnała. I wcale nie chce to robić.
-Oczywiście.-skłamała siostrze, cmoknęła ją w policzek i ruszyła. Przejeżdżając przez bramę spojrzała raz jeszcze w stronę rodziny królewskiej do której właśnie doszła Izabela. Przytulając się do męża żegnała gości. Victoria nie pozwalając na to, żeby jej emocje zwyciężyły nad jej zdrowym rozsądkiem nałożyła kaptur i wyjechała z miasta.

***

-Nie patrz tak na niego.-On powiedział do Danielle.
-Ty tak patrzyłeś na nią.-Ona powiedziała od Mortena.
-Może, ale ja to co innego.
-Czyżby?-Danielle przyjrzała się uważnie bratu-Czyżby stało się coś o czym bym nie wiedziała?-podeszła bliżej.-Są rzeczy, o których nie wiesz, ze wiem.-zniżyła głos do szeptu.
-Hipokryzja aż bije od ciebie, Siostro.-Morten odsunął się od niej, nie dając po sobie poznać, że wie o czym ona mówi.-Odrzucasz wszelkie zaloty, nawet od Antonia, który dałby ci więcej niż byś chciała i zasługiwała, a ty tak po prostu pożerasz wzrokiem tego młodego wieśniaka.
   Izabela udała, że tego nie słyszała.
-Ha! I ty nazywasz mnie hipokrytką? A kim ona jest? Na pewno nie jedną z dam, które tak lubisz pieprzyć. I kto tu jest hipokrytą?
-Danielle.-Król-emeryt zwrócił się do córki.-Damie taki język nie przystoi.
-Pieprzyć to!-Danielle zeszła ze schodów i udała się w stronę stajni, gdzie Alec szykował się do drogi.
   Izabela starała się ukryć uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. "Siostry"-pomyśleli oboje, ona i Morten.

środa, 17 kwietnia 2013

Noc poślubna

   Kiedy wszyscy goście rozeszli się po komnatach Izabela nareszcie mogła usiąść. Była zmęczona ponieważ zbliżał się świt. Arkadiusz dołączył do niej i pocałował w policzek.
-Wyglądasz na zmęczoną.-uśmiechnął się do niej słabo, ponieważ sam nie czuł się lepiej. "Nasza noc poślubna będzie musiała odbyć się kiedy indziej"-pomyślał.
   Izabela popatrzyła na niego spod rzęs. (czytaj: Are you fuck kidding me?) Ona również nie była zachwycona sposobem w jaki spędziła tę noc.Nie wiedzieli, że ich noc poślubna była wykorzystana przez kogoś innego. Nawet kilku ktosiów.

***

-Danielle,czy ty wiesz co robisz?-Alec próbował się od niej uwolnić, ale ona bez problemu go przytrzymała i zamknęła drzwi od swojej komnaty.
-Daj spokój. Gdybym wiedziała co robię to nie byłabym tak pijana.-uśmiechnęła się do niego zdejmując mu koszulę.
-Danielle, proszę.-złapał ją za nadgarstki.-Nie powinniśmy. Co by powiedzieli Arkadiusz i Izabela?
-Ucieszyli by się, że nie są sami.-Uśmiechnęła się gładząc palcem mięśnie jego nagiej piersi.-Tylko raz. Co może się stać?

***

   Przyciągnął ją do siebie. Całował namiętnie i agresywnie. Nie zraziła się. Pragnęła go, inaczej co by tu robiła. Oboje byli dorośli. Oboje wiedzieli czemu znaleźli się w tym miejscu. On chciał jej, a ona nie wiedziała czego chciała. To wydawało jej się najwłaściwsze. Nic mu nie brakowało. Był przystojny, młody, bogaty. Spełnienie marzeń. Jednak ją interesował z zupełnie innego powodu. Najwyraźniej nikt nie zdawał sobie sprawy, że on przeżywał wewnętrzną burzę. Walczył ze sobą i przez to był taki pociągający.

   Padła naga na łóżko, a on położył się na niej. Delikatnie pieścił ustami jej piersi. "Jest zmienny"-pomyślała-"Tajemniczy. Ciekawe czym mnie jeszcze zaskoczy." Przyciągnęła go do siebie i wyszeptała jego imię. Dla niego było to nowe zjawisko. Żadna z jego dotychczasowych kobiet nie reagowała tak na niego, a on nie reagował tak na nią. Wiedział, że jest wyjątkowa. Chciał ją zatrzymać przy sobie na dłużej, ale co by brat powiedział. Przecież nie mógł tego zrobić jego żonie.

-Morten...-powiedziała cicho Victoria przytulając się do niego.-Chciałabym cię lepiej poznać.
   Uśmiechnął się i głęboko w niej zatonął.

***

   Rano Danielle leżała w zmiętej pościeli i podziwiała mocno umięśnione plecy mężczyzny, z którym spędziła ostatnią noc. Alec ubierał się, żeby móc w miarę bezpiecznie przejść do przydzielonej mu komnaty i tam przebrać się. Już miał pociągnąć za klamkę, ale odwrócił się i spojrzał na leżącą w łóżku kobietę. Ta wstała i podeszła do niego. Pocałowawszy go zamknęła za nim drzwi i z uśmiechem na ustach rzuciła się na poduszki.

***
   Morten leżał obok niej, wpatrując się w tył jej głowy. Żadne z nich nie spało. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem.
-Victoria-wyszeptał ostrożnie, a ona znów zaczęła łkać.-Victoria, przepraszam. Nie powinienem...-Czego nie powinien? Pragnąć jej? Nienawidził się za to co jej zrobił. Zrobił jej krzywdę, a teraz ona przez niego płacze.-Przepraszam.-wtulił nos w jej włosy.
-Za co?-powiedziała przez łzy.-Przecież wiedziałam co będzie. Nie mogę cię o nic winić.
   Spojrzał na plamę krwi na pościeli. Wiedział, że już zawsze będzie przypominać mu tą noc. Nie będzie to miłe wspomnienie, ale być może jedyne z tą niesamowitą kobietą.
-Victorio...-zamknął ją w ramionach i delikatnie gładził włosy policzkiem.-Wynagrodzę ci to.-Mówił cicho i spokojnie całując jednocześnie jej głowę.
-Jak?-spytała zła na samą siebie.-Przecież to nie twoja wina. Jedynie siebie mogę winić za to co się stało.-popatrzyła na niego wściekła a po policzkach wciąż spływały jej łzy.
   Popatrzył na nią i delikatnie starł je, po czym ostrożnie wsunął wargi między jej usta. Zamierzał zdecydowanie zmienić jej nastawienie. Była nieufna, ale pozwoliła mu na chwilę rozkoszy. Pieścił ją i szeptał jej imię. Nie brał nic, za to dawał wszystko co miał, a ona przyjmowała to z ochotą. Powoli ból i strach opuszczały jej ciało. Gdy niepokój już całkiem ja opuścił, a ona czuła się lepiej niż nigdy dotąd, była przygotowana na ból podobny do tego, który jej sprawił wcześniej. On jednak nie przestawał jej rozpieszczać. Ssał jej pierś tak, że ona prawie tego nie czuła, jednak ogarniała ją błoga rozkosz. Kiedy już nie sądziła, że może czuć się lepiej, on wypełnił ją całą.


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wesele

   Wyszli we dwoje na rozgrzany od słońca plac. Poddani obrzucali ich kwiatami i wypuszczali białe gołębie. Od tej pory Arkadiusz i Izabela nie byli zwykłymi Arkadiuszem i Izabelą. Od tej pory byli Królem i Królową Volterry. Za nimi wyszli ich krewni i reszta gości. Przyjęcie weselne miało odbyć się w zamku, gdzie w końcu się udali.

   Przez cały dzień Arkadiusz nie zamienił z Izabelą żadnego słowa. Nareszcie mógł to zrobić w czasie tańca.
Ale od początku.

   Gdy małżonkowie dojechali do zamku, natychmiast w okół nich zjawiło się pełno służby. Nikt nie traktował ich jak przedtem, chociaż Arkadiusz był tym bardziej zaskoczony niż Izabela. Weszli do sali, a tam zalała ich fala gości. Gdy młoda para w końcu uwolniła się z objęć Królów, Lordów, Hrabiów itd. Mogli wreszcie przejść do konkretów-tańca.

   Od wyścigów w Sienie, Izabela znacznie poprawiła swoją technikę. Arkadiusz już nie musiał jej trzymać, ale najwyraźniej chciał, albo zapomniał, że przed ślubem nauczył ją tańczyć.
-Nie miałem okazji ci tego wcześniej powiedzieć, ale wyglądasz przepięknie.-szepnął jej do ucha, na co goście zachichotali-Ale i tak uważam, ze jest to dla ciebie obraza.
-Dziękuję.-uśmiechnęła się.-Ty też wyglądasz do ludzi.
   Roześmiał się cicho i pocałował ją, a tłum skwitował to szmerem śmiechów.
-Jak ci się podoba prezent od Aleca?-zapytała.
-To znaczy? Czyżbym o czymś nie wiedział?
-Zobacz kto gra.
   Arkadiusz spojrzał w stronę stanowiska dla muzyków. Nie wiedział o co chodzi.
-To moi znajomi z Irlandii.-powiedziała kobieta-Razem z nimi jeździłam po całym hrabstwie i śpiewałam na weselach.
-Co robiłaś?-Arkadiusz miał taką minę, jakby właśnie się dowiedział, że Izabela pochodziła z księżyca, miała 30 dzieci lub zarabiała na życie przez bycie ladacznicą.
-Śpiewałam na weselach.-powtórzyła spokojnie, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
-Nie wiedziałem o tym.-przyznał.-Zawsze myślałem, że jesteś... byłaś-poprawił się-wieśniaczką o której nikt nigdy nie słyszał.
-Mam wrażenie jakby to zmieniało twój pogląd o mnie.-powiedziała przestraszona.
-Nie zupełnie.-cmoknął ją w policzek, słysząc, że muzyka dobiega końca.-To utwierdza mnie w przekonaniu, że marnowałaś się u mnie w stajni.

***

-A więc...-zaczął nie pewnie Morten-Jesteś siostrą Izabeli.
-Tak, Jaśnie Panie, jestem.-odpowiedziała siedząca obok niego Victoria, obserwując Królową tańczącą z małżonkiem.
-Proszę.-Książę obrócił się do niej i wziął ją za ręce, w chwili, gdy popatrzyła na niego.-Mów mi po imieniu.
-Dobrze...-zawahała się.-Mortenie, skąd to stwierdzenie?
-Jesteście podobne.-tym razem on obserwował brata.
   Victoria roześmiała się.
-Czyżby? Mamy zupełnie inne włosy, oczy, głosy, zainteresowania, oczekiwania od mężczyzn-tu bacznie przyjrzała się siedzącemu obok mężczyźnie- no i oczywiście charaktery. Gdzież tu widać podobieństwo?
-W temperamencie.-uśmiechnął się do niej nie spuszczając wzroku z młodej pary.-Ale to chyba cecha wspólna wszystkich Irlandek. Wszystkich, które znam.
-Ale my się prawie w ogóle nie znamy.-zauważyła.
-A więc...-odwrócił się do niej i przejechał dłonią po policzku-uważam. ze powinniśmy się lepiej poznać.

***

-Ci grający, to prezent od ciebie?-zapytała Danielle z podziwem w głosie.-Dlaczego?
   Alec opowiedział jej o popularności Izabeli w Irlandii i o tym jak co bogatsi ludzie życzyli sobie słyszeć jej głos na swoich uroczystościach weselnych.
-Szczerze, nie wiedziałam, że potrafi śpiewać.-odparła zaskoczona.
-Jak mało kto.-odpowiedział, obserwując kuzynkę.-Ale tańczyć nigdy nie umiała. Nie mam pojęcia skąd w niej ta zmiana.
-Myślę...-powiedziała Księżniczka-że to wina mojego brata.
   Alecay roześmiał się i wzorem innych poprosił ją do tańca.

   Tak lekko czuła się w jego ramionach, jakby były stworzone właśnie dla niej. Spojrzała na młodszego brata, który już od chwili tańczył z Victorią i na Antonia, który wściekły na Aleca tańczył ze swoją siostrą. Na ten widok wybuchła śmiechem.
-Oj, nie wydaje mi się, żeby Król Montepulciano cię polubił.
   Irlandczyk popatrzył na nią, później na niego i zrozumiał o co chodzi.
-Czyżbym o czymś nie wiedział? Przepraszam jeśli będą jakieś problemy.
   Przytuliła się do jego ramienia, żeby stłumić śmiech.
-Wręcz przeciwnie. Jesteś najlepszym co do tej pory mnie spotkało.

***

   Victoria tańcząc z Mortenem czuła się dziwnie bezpieczna. Pasowała do niego i wiedziała, że obydwoje zdawali sobie z tego sprawę. Morten delikatnie gładził ją po talii. Nie protestowała. Przeciwnie. Chciała, żeby to robił. Chciała, sobie udowodnić, że nie jest jak inne kobiety. Że wie czego chcę i potrafi o siebie zadbać. Było dokładnie odwrotnie i Książę to przejrzał. Przytuliła się do niego. "Co jest w tych młodych książętach"-pomyślała-"że tak dobrze jest być w ich towarzystwie?"

***

   Po zmianie partnerów Arkadiusz tańczył z Marią, Izabela z Antoniem, Victoria z Paddy'm, a Danielle z Mortenem.
  (Nie za bardzo chcę opisywać jak Maria objeżdża z góry na dół Arkadiusza za to, że żeni się z wieśniaczką, a nie z nią. Najważniejsze z tego to to, że w końcu Arkadiuszowi udaje się ją przekonać, że to dla dobra Paddy'ego i to, że nikt absolutnie nie wiedział, że się kłócą w tym też, że nikt nie dowiedział się kim naprawdę była Izabela.)

-Więc, Wasza Królewska Mość, jak to jest jednego dnia z wieśniaczki zostać królową? To musi być niezwykle trudne. Pewnie nie radzisz sobie z tym sama. Komuś musiałaś o tym powiedzieć.-Antonio dołączył do swojej siostry w planie zrujnowania wesela.
-Jest trudne, Wasza Wysokość, ale nie widzę powodu nazywania mnie "królową", skoro nie jest się o tym przekonanym.
   Antonio po raz kolejny modlił się do zdrowego rozsądku swojego przyjaciela.

***

Taniec Victorii ze Stryjem wyglądał ciekawie. Nie było wiadomo czy to on podtrzymuje ją, czy ona jego. Obok nich tańczyło rodzeństwo Pana Młodego.

-I co o nich wszystkich myślisz?-zapytała Danielle brata.
-Nie doceniałem Lestrangów. Co jeden to lepszy. Zdecydowanie pasują do naszego świata. Zastanawia mnie to, jak oni dawali sobie radę z uprawą ziemi przez tyle lat. Ja na ich miejscu bym zwariował.-odpowiedział Morten.
-Może masz rację.-odpowiedziała kryjąc twarz za włosami-W pewien sposób są uroczy.
-Uroczy?-popatrzył na nią podejrzliwie. Naglę poczuł jakąś dziwną więź ze swoją siostrą. Więź o której wcześniej
-Tak, uroczy. Spójrz tylko na nich. Muszą coś w sobie mieć. Izabela pojawia się nie wiadomo skąd i Arkadiusz natychmiast traci dla niej głowę. Na ich wesele przyjeżdżają Victoria i Alec i ani ty ani ja nie jesteśmy w stanie o nich zapomnieć. To chyba o czymś świadczy.
-Może o tym, że jesteśmy spragnieni nowości. Prędzej czy później przestanie to być dla nas nowe. -spojrzał na Arkadiusza, potem na Izabelę.-Nie sądzę, aby ich związek potrwał długo.

***

   Tańce trwały długo, a po nich odbyła się uczta. Weselnicy jedli i pili największe, najbardziej egzotyczne potrawy jakie kiedykolwiek dane im było spotkać. Wszyscy fantastycznie się bawili. W przerwie między posiłkami do młodej pary ciągle ktoś podchodził i zagadywał o różne rzeczy.

-Ależ Arkadiuszu, ta twoja Izabela jest wręcz urocza. A jak mówi. Mogłabym godzinami siedzieć i słuchać jej głosu i akcentu.-zaśmiała się jedna ze starych przyjaciółek Króla.
-Uważaj Magdaleno, jej zdaniem to my mówimy z akcentem.-Pan młody uśmiechnął się do niej mocniej objął małżonkę.
-Arkadiuszu, kochanie!
   Cała trójka obróciła się w stronę z której dobiegał wysoki aksamitny głos, a jego właścicielka podeszła do nich i objęła męża Izabeli.
-Właśnie wróciłam na półwysep i dowiedziałam się, że się żenisz. Chyba nie masz nic przeciwko, że przyszłam?-powiedziała kobieta, kokietująco odrzucając do tyłu prawie białe włosy.
-Oczywiście, że nie Margot. Zawsze miło cię widzieć.-powiedział, po czym zwrócił się do Magdaleny i Izabeli.-Margot Winters - Moja żona Izabela.
   Królowa zdała sobie sprawę, że był to pierwszy raz kiedy Arkadiusz ją tak nazwał. Kiedy Margot zwróciła ku niej twarz, Izabela omal nie jęknęła. Patrzyła na piękną, wysoką i szczupłą kobietę ubraną w ciemno niebieską idealnie dopasowaną do niej suknię. Włosy wiły się w okół doskonale owalnej twarzy o kremowej karnacjiSzare oczy w oprawie długich rzęs, tak przejrzyste jak górskie jeziora, nadal hipnotyzowały Arkadiusza.
-No cóż, Arkadiuszu, jest urocza.-jej szare oczy tym razem były skupione na Izabeli.-Ale to prawie dziecko. -pełen słodyczy ton był jawnie protekcjonalny.
-Od czasu do czasu wolno mi przebywać w obecności dorosłych.-odezwała się Izabela, która nagle poczuła się mało ważna. Podniosła buntowniczo podbródek i uważnie spoglądała w oczy kobiety. Schowałam zabawki już jakiś czas temu.
-No, no.-zauważyła Margot poirytowana chichotem Magdaleny.-Jesteś Irlandką, prawda?
-Tak. Proszę mi powiedzieć, pani, kim pani jest?
-Izabelo.-Błyskawicznie pojawiła się obok nich Danielle. Jej ton był raczej szorstki, ale tylko Arkadiusz i Izabela dostrzegli w nim nutkę rozbawienia. -Pozwolisz? Goście chcieliby zamienić z tobą kilka słów.-Uznała, ze najwyższa pora interweniować.

   Po chwili obydwie znalazły się w ogrodzie. Danielle po zamknięciu drzwi wybuchnęła dźwięcznym śmiechem.
-Och, Izy.-wysapała między kolejnymi wybuchami śmiechu.-Byłoby cudownie, gdybyś tam została i dała jej nauczkę! Pomyślałam tylko, że to nie najlepszy moment. Och... -Otarła załzawione oczy.-widziałaś minę Magdaleny? Krztusiła się swoim winem i bez powodzenia próbowała się opanować. Za żadne skarby świata nie chciałabym stracić takiego widoku! Nie mogę pojąć jak Arkadiusz mógł kiedykolwiek związać się z tą kobietą! Zimnokrwista snobka.
-Arkadiusz i Margot Winters?
-O tak. Myślałam, ze o tym wiesz.-westchnęła i znów otarła oczy. -Nie sądzę, żeby kiedykolwiek myślał o niej poważnie... Mam o nim zbyt dobre zdanie. Margot oddała by wszystko, żeby patrzył na nią tak jak patrzy na ciebie. Parę miesięcy temu się pokłócili. Zdaje się, że była zazdrosna o czas, który Arkadiusz spędzał z końmi. -Parsknęła z niechęcią i strzepnęła dłońmi po sukni.-Chciała, żeby inni wykonywali całą pracę, a on sam tymczasem zajmował się tylko nią. Postawiła mu coś na kształt ultimatum i wróciła na wyspy .-Danielle roześmiała się z niekłamaną radością. -Teraz przyszło jej spuścić nos na kwintę. Zamiast usychać z tęsknoty za nią, Arkadiusz szczęśliwie się ożenił. Z tobą.-Ujęła szwagierkę pod ramię.
-Tak.-Szepnęła Izabela.-Teraz jest moim mężem.-W jej głosie zabrzmiał smutek i Danielle spojrzała na nią uważnie.



Dedykowane Indze ♥

czwartek, 11 kwietnia 2013

Sekundy...

   W katedrze Santa Maria Bella zebrało się wiele ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć przyszłą parę królewską. Ponieważ ślub miał być połączony z koronacją, wydarzenie to było niezwykle ciekawe.

   Arkadiusz stał spokojnie przed wejściem i czekał, aż przyjedzie powóz z jego przyszłą żoną. Wcześniej myślał, że się denerwował, ale to nie było nic z porównaniem do tego jak czuł się w tej chwili. Bolała go głowa, a po plecach spływał mu zimny pot. Prawie nie słyszał gwaru ludzi dookoła niego.

   Wreszcie pod świątynie zajechał biały powóz, a z niego wysiadła kobieta ubrana w piękną białą suknię.

   Izabela była trochę mniej podenerwowana od niego. Świetnie się bawiła oglądając tych wszystkich ludzi przybyłych na jej wesele. Nigdy nie przypuszczała, że na świecie w ogóle jest tyle osób. Była zafascynowana ich zachowaniami. Jedni cieszyli się i czcili ją jak boginię, inni płakali, jeszcze inni udawali, że jej wcale nie zauważają. W pewnym momencie poczuła falę nostalgii. Za chwilę miała zakończyć pewien etap w swoim życiu. To działo się zbyt szybko. Dopiero co odeszli wszyscy jej bliscy, a ona pojechała na drugi koniec Europy. Zawahała się. Czy na pewno tego chce? Wtedy go zobaczyła, stojącego przy drzwiach, ubranego na biało. Był zdenerwowany. Wiedziała, ze czekał na nią.

   Suknia Irlandki była długa do ziemi i śnieżnobiała. Nagie ramiona kobiety były oplecione ze wszystkich stron bladym, prześwitującym materiałem. Ubranie było idealnie skrojone do figury Izabeli. Od linii jej bioder, suknia rozszerzała się tworząc wrażenie kielicha kwiatu. Rękawy były obcisłe do ramion, niżej rozszerzały się i ostro kończyły sprawiając podobne wrażenie co dół sukni. Na ramiączkach i złączeniach przyszyte były drogie kamienie.  Talię miała przewiązaną sznurem rubinów spływający spokojnie w dół. Włosy miała upięte wysoko. Na jej twarz spływało ledwie kilka kosmyków jej rudych kręconych włosów, ledwie widocznych pod welonem.



   Arkadiusz oniemiał. Morten kłamał mówiąc, że wyglądała niesamowicie. To była obelga dla tego jak wyglądała Izabela. Tak Arkadiusz wyobrażał sobie anioły. "Boże" -pomyślał-"Przecież ona jest aniołem. Jest piękna, mądra, zabawna, skromna, pomocna, nieoceniona. Zwykli śmiertelnicy nie są tacy. Jest wyjątkowa, dlatego uczynię ją najszczęśliwszą kobietą na Ziemi."

   Wysiadła z powozu, a on podał jej rękę. Stali tak chwilę, napawając się ostatnimi chwilami wolności. Kiedy cała atmosfera zaczęła ich przytłaczać, Arkadiusz dał subtelny znak gwardii. Drzwi otworzyły się, rozbrzmiała muzyka, a oni weszli do środka.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Minuty...

   16 kwietnia roku pańskiego 1003 był wyjątkowo słonecznym dniem. W mieście było dość gwarno, zważywszy na to, że był to dzień zaślubin Księcia Volterry Arkadiusza z Księżniczką Izabelą (gdyż taka była oficjalna wersja). Tej soboty do miasta zjechały setki różnych osobistości. Byli królowie z małżonkami, całe rodziny królewskie, Książęta i damy dworu, duchowni i rycerze. Znalazło się nawet miejsce dla mieszczan i chłopów. Tego dnia zamek pękał w szwach. Po salach, komnatach i korytarzach kręciła się służba, a zaproszeni goście wszędzie szukali pary młodej.

   Arkadiusz stał w stajni i głaskał Vincitore za uchem.
-Dziś wielki dzień.-powiedział.-Chociaż jestem pewny, że Izabela dużo bardziej się stresuje niż ja.

***

-Arkadiuszu, gdzie ty byłeś?-Zawołał Morten, który przerwał rozmowę z Antoniem.-Czyżbyś w ostatniej chwili zmienił zdanie?
-Widzę, że bardzo na to liczycie.-uśmiechnął się całkowicie rozluźniony.-Nie licz na to.-przyjacielsko popchnął brata.-Nic na świecie ni przekona mnie do tego.
-Przepraszam?
Wszyscy trzej mężczyźni odwrócili się na dźwięk słodkiego kobiecego głosu. Przed nimi stała rudowłosa kobieta. Pomyśleli, że to Izabela, ale ta przygotowywała się w komnacie. Kobieta miała związane w warkocz długie włosy, a ubrana była w zwykły niekobiecy strój. Arkadiuszowi przyszły na myśl spodnie w których chodziła Izabela.
-Na imię mam Victoria.-powiedziała.-Jestem siostrą panny młodej.-uśmiechnęła się i skłoniła przed nimi.

***

-Wyglądasz blado.-powiedziała Danielle przypatrując się Izabeli.-Twoja skóra jest koloru twojej sukni. Uspokój się.
-Jest mi źle.-odpowiedziała jej poprawiając po raz setny włosy.-Chyba powinnam się zobaczyć.
-O nie!-powiedziała jedna ze służących.-Nie ma mowy. Panna młoda nie może przeglądać się w lustrze w dniu ślubu.
-Właśnie, po za tym czemu jest ci źle? Wychodzisz za mąż za przystojnego bogatego mężczyznę z pieniędzmi. W czym tkwi twój problem?
-W tym, że po raz pierwszy wychodzę za mąż. I chyba nie wejdzie mi to w nawyk. Raz powinno wystarczyć.
-Myślę, że on by się zgodził z tą dewizą.-Danielle przyznała jej rację.

***

-Oczywiście. Nazywam się Arkadiusz.-Książę ukłonił się również.-To jest Antonio król zaprzyjaźnionego królestwa, a to mój brat Morten.-powiedział wskazując na towarzyszy.
   Antonio przyjął do wiadomości obecność Irlandki, ale nie skomentował jej. Morten nie spuszczał z niej wzroku, nawet gdy kłaniał się nisko. Arkadiusz był całkowicie zażenowany zachowaniem swojego rodzeństwa wobec rodziny Izabeli.
   W tym momencie do sali wszedł Najjaśniejszy Pan w towarzystwie Paddy'ego, który był podtrzymywany przez Aleca.
-Ojcze,-Pan młody zwrócił się do niego.-to jest Victoria,  siostra Izabeli.
-Ach tak.-Król spojrzał na jej strój i od razu dostrzegł podobieństwo.-Witaj w Volterze. Jak ci się u nas podoba?
-Jest cudownie.-Kobieta skłoniła się przed nim.-Witaj Stryjku. Alec? Nie sądziłam, że cię tu spotkam.
-Kochana mała Vicki. Jak miło cię widzieć.-odpowiedział słabo straszy pan.
-To prawda.-wtrącił się Alec.-Czy masz jakieś wieści o reszcie naszej rodziny?
-Niestety nie.-Victoria wciąż lustrowała go wzrokiem.-Przepraszam najmocniej.-zwróciła się do króla.-Chciałabym zobaczyć się z siostrą.
-Oczywiście. Mortenie, czy zaprowadzisz gościa do jej komnaty?-ojciec rozkazał synowi.
-To będzie przyjemność.-powiedział młody książe.
-A przy okazji.-wtrącił się Arkadiusz.-Mogłabyś mówić nam po imieniu? Będzie nam wygodniej.

***

   Służące zostawiły Izabelę i Danielle same, żeby panna młoda mogła się przygotować. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Księżniczka otworzyła je.
-Przepraszam, że... przeszkadzam.-powiedział Morten wahając się na widok Irlandki. Wyglądała pięknie.-Ale jest ktoś kto chciałby się z tobą zobaczyć, Izabelo.-Przepuścił Kobietę w drzwiach.
-Witaj siostro.-powiedziała Victoria.

***

   Arkadiusz stał sam na środku sali, gdzie miało odbyć się wesele. Najchętniej uciekłby stamtąd z Izabelą i zabrałby ją gdzieś gdzie nikt by ich nie znalazł. Marzył o tym, żeby wieść taki żywot jaki ona wiodła. Niestety to nie jego życie się zmieniło tylko jej. Chociaż.... Przecież odkąd się zjawiła jest lepszy, szczęśliwszy, bardziej zadowolony z życia. Boże, żeby ona też była tak zestresowana jak on.
-Zaprowadziłeś ją?-zapytał gdy Morten schodził po schodach.
-Taak.-odpowiedział zmieszany.
-Nie poznaję cię. Co się z tobą stało? Jak to w ogóle możliwe, że przyjeżdża jakaś Irlandka i ty od razu tracisz dla niej głowę?
   Morten spojrzał na niego wymownie. Arkadiusz właśnie zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Doskonale rozumiał sytuację brata.
-Ale przyznaj,-powiedział młodszy z nich.-ze jest ładna.
-I starsza. Jakieś 4 lata od ciebie.
-I co z tego? Ty jesteś od Izabeli starszy o 9 i ja nie robię z tego problemów, chociaż to nie jest normalne.
-Dobrze już.-Skończył Arkadiusz-Nie chcę zepsuć dnia, kłótnią z tobą.-Po chwili dodał.-Jak wygląda?
-Nic ci nie powiem.-Morten uśmiechnął się złowieszczo.-Ale mogę ci obiecać, ze nie będziesz zawiedziony. Biedny Luca. Pęknie z zazdrości.
-Zapomniałem ci powiedzieć. Król Sieny przyjechał dzisiaj w towarzystwie rodziny i pewnej blondynki, która nie opuszcza Luci na krok od czasu tamtejszych wyścigów. Myślę, ze młody nawet nie zauważy Izabeli.
-W takim stroju... To będzie trudne.

***

-Victoria! Tak się cieszę, że tu jesteś. A Charlotta albo Bellatrix? Też tu są?
-Niestety nie-powiedziała- Będzie musiało ci wystarczyć towarzystwo moje i Aleca.-spojrzała na Daniella, a ta lustrowała ją wzorkiem.
-Przepraszam.-zaśmiała się Izabela.-Nie przedstawiłam was. To Victoria, moja siostra. Victorio poznaj proszę Danielle siostrę Arkadiusza.
   Kobiety przywitały się.
-Przepraszam was obie najmocniej, ale chciałabym jeszcze zobaczyć się z bratem. Miło było cię poznać.-zamknęła drzwi za sobą.
-Udało ci się mała czarownico.-Victoria przytuliła serdecznie siostrę.-Nie wiem jakich sztuczek użyłaś, ale gratuluję. Masz to o czym marzą kobiety na całym świecie. Tylko wyjaśnij mi czemu on, a nie jego brat?
-Ponieważ to on jest właścicielem koni, którymi się opiekowałam. A co? Czyżby wpadł ci w oko?
-Można tak powiedzieć, ale ponieważ ja nie wiem czego chcę to czy jeden książę może mnie interesować?
-Może.-odpowiedziała Izabela.-Skoro da ci wszystko to, co w końcu uznasz, że tego chcesz.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Godziny...

   Przez następne półtora tygodnia Izabela miała stały harmonogram dnia. Po wyjściu od Danielle szła do stajni i zajmowała się końmi, a później do Paddy'ego, żeby dotrzymać mu towarzystwa. Codziennie też znajdowała czas na rozmowę z Arkadiuszem i przejmowanie obowiązków przyszłej królowej.

   Nadeszła wigilia ślubu. Danielle otworzyła jej drzwi, a Irlandka weszła do komnaty.
-A więc,-zaczęła Księżniczka-jutro wielki dzień.
-Tak.-powiedziała cicho Izabela całując ją po szyi.
-Słuchaj!-przerwała jej.-Jest to ostatni raz kiedy możemy pozwolić sobie na coś takiego. Chcę, żeby był niezapomniany. Później wszyscy mają myśleć, że cię nienawidzę.
   Nim zdążyła to powiedzieć zalała ją fala rozkoszy.

***

   Izabela wyszła ze stajni. Jej wzrok od razu powędrował do wyjścia z pałacu. Arkadiusz rozmawiał z Danielle. Nagle usłyszeli tętent kopyt. Odwrócili głowy w stronę z której dochodził dźwięk.
-Alec!-Wykrzyknęła i podbiegła do jeźdźca.
   Alecay Lestrange był wysokim piętnastoletnim młodzieńcem. Był o pół głowy wyższy od Arkadiusza. Z twarzy bardzo przypominał Izabelę. Miał roztrzepane włosy i uśmiech na ustach. Zsiadł z konia i przytulił ją.
-Izy!-zmierzwił jej włosy.-Tęskniłem za tobą.

-Kto to jest?-zapytała Danielle z zainteresowaniem.
-Myślę,-powiedział Arkadiusz-że ktoś z jej rodziny. Chodź, pójdziemy się przywitać.

-Gdzie byłeś?-zapytała Izabela szukając wzrokiem miejsca dla konia.-Nie podejrzewam cię o zostaniu w jednym miejscu.
-Wiesz... Włóczyłem się. Co ciekawe również po półwyspie. Jeżdżę po królestwach i robię to co umiem najlepiej.-Uśmiechnął się. Wiedział, że ona go zrozumie. Nareszcie ktoś go zrozumie. Ona odwzajemniła uśmiech.
   W ich stronę zbliżali się Arkadiusz i Danielle.
-To jest właśnie Arkadiusz, a to jego siostra.-powiedziała Izabela.
-Przystojny...
   Izabela popatrzyła na niego zaskoczona (czytaj: WTF?) akurat w chwili, kiedy Rodzeństwo do nich doszło.
-Arkadiuszu, Danielle,-Izabela zwróciła się do nich.-poznajcie proszę mojego kuzyna Alecay'a Lestrange.
   Alec nie miał takich oporów jak Izabela do przebywania w obecnośći członków rodzin królewskich, dlatego skłonił się przed nimi nie spuszczając oczu z Księżniczki. Danielle również mu się ukłoniła uśmiechając się nieśmiało. Arkadiusz udał, że nie zauważył zawstydzenia siostry.
-Witaj w Volterze.-uśmiechnął się do młodzieńca.- Jestem Arkadiusz, proszę traktuj nas jak twoja kuzynka, w końcu będziemy rodziną.
   Na to stwierdzenie obie kobiety prawie się zakrztusiły.

piątek, 5 kwietnia 2013

Powrót do przeszłości c.d.

   Popatrzyli po sobie zaskoczeni. Przed nimi ukazała się najmniejsza osoba, jaką Izabela w życiu widziała. Siwe włosy starszej pani były upięte, a na jej twarzy malował się uśmiech.
-Arkadiuszu, czyżbyś zapomniał mnie odwiedzić?
   Książę pochylił się nad nią i ucałował w rękę. Bardzo tęsknił za nią. Nonna zaprosiła ich do środka. Irlandka poczuła się jakby znowu była w domu. Na ścianach drewnianej chaty były porozwieszane były wszędzie suszące się zioła i inne rośliny. W pewnej chwili poczuła nostalgię.
-Tęsknisz za nim?-zapytała Erborista.
-Za czym?-odpowiedziała Izabela udając, ze nie wie o co chodzi.
-Nie udawaj. Mnie nie oszukasz. Widzę to w twoich oczach.-Kopnęła w kostkę chichoczącego Arkadiusza.-Nie zaprzeczaj i nie przejmuj się tym wesołkiem.
   Przyszły król opanował się. Otoczył Izabelę ramieniem.
-Z pewnością chcesz wiedzieć co to miejsce ma wspólnego ze mną?
-Domyślam się, że jest dla ciebie ważne skoro nazywasz panią-tu ukłoniła się kobiecie-Nonna.
-Ależ dziecko, nie mów tak do mnie. Nie obrażaj mnie w ten sposób.
   Książę wyjaśnił.
-Widzisz, Nonna gardzi plebejskim zachowaniem panów i pań dworskich prawie tak bardzo jak ja.
-Albo i bardziej.-uśmiechnęła się.
   Izabela od razu poczuła sympatię do staruszki.

***

   Następnego dnia  po codziennych czynnościach Izabela wyszła do ogrodu by jak co dzień spotkać się z Arkadiuszem. Nie znalazła go tam więc postanowiła, że odwiedzi chorego Paddy'ego. Ostrożnie zapukała do komnaty w której mieszkał i weszła do środka. Zamknęła drzwi i stanęła obrażona z rękami na piersiach.
-Izabelo, jak dobrze, że cię widzę. Czemu nie odwiedziłaś mnie wcześniej?
-Zapytaj tego tutaj.-Uśmiechnęła się udając gniew.
-Wybacz, Izy.-powiedział Arkadiusz siedzący na łóżku.- Chyba chciałem cię mieć tylko dla siebie.-posłał jej przepraszający, ale niezwykle szelmowski uśmiech. Wstał i podszedł do niej. Wziął ją za ręce. Jej upór zmalał. Pocałował ją w nie, a potem w usta.-Wiesz, gdzie chcę cie dzisiaj zabrać?-Izabela pokręciła nieśmiało głową. Zniewalała ją ta bliskość.-Zobaczysz.-pocałował ja jeszcze raz.

   Szli długo przez las aż w końcu doszli do rzeki. Idąc wzdłuż niej doszli do wodospadu który wpadał do morza.
-Boisz się?-zapytał, śmiejąc się do niej. Odpowiedziała mu krzywym uśmiechem i podeszła do niego.
   Zszedł kilka metrów w dół po kamieniach i popatrzył na nią. Wciąż stała na górze. Nie była wstanie zejść przez wyjątkowo obcisłą sukienkę. Tego nienawidziła najbardziej w wizji bycia żoną tego mężczyzny, będzie musiała chodzić w sukniach. Arkadiusz podszedł do niej i wziął ją na ręce. Zszedł kilkanaście metrów i wszedł za ścianę wody. Znaleźli się w jaskini. Postawił ją na ziemi a ona zrobiła kilka kroków. Wnętrze oświetlało tylko światło wpadające przez nie wielki otwór w sklepieniu, a wejście było idealnie przykryte przez wodę spadającą z góry. Podszedł do niej i objął ją.
-To jest miejsce do którego najbardziej lubiłem przychodzić. To tutaj mogłem być sobą. Nikt nie wie o istnieniu tej jaskini.-powiedział i pocałował ją w szyję.

***

   Leżała w łóżku i myślała
(Przypis od autorki: Bo co mogła innego robić)
Miała dzisiaj ochotę na niego. Jak jeszcze nigdy na nikogo. Fascynował ją swoim zachowaniem, wyglądem, inteligencją, wyczuciem, poczuciem humoru, a przede wszystkim troskliwością. Jeszcze nigdy nie widziała kogoś takiego jak on. zastanawiało ją jedno. Dlaczego on jej to wszystko pokazuje skoro ma dać jej pieniądze i pozwolić wyjechać? Zadomowiła się tu. Nie chciała wyjeżdżać, nie od niego. Tylko skąd on mógł to wiedzieć?

   W ten sposób pozwoliła oddać się w objęcia Morfeusza.

środa, 3 kwietnia 2013

Powrót do przeszłości.

   Wyszła z komnaty i przeszła korytarzem. Postanowiła wyjść do stajni gdyż musiała czymś zająć myśli. W ogrodzie panowała niesamowita atmosfera. Był środek wiosny, więc wszędzie kwitły kwiaty. Izabeli bardzo podobał się ten widok, dlatego zmieniła plany i poszła wgłąb zieleni.
-Gdzieś ty była?-zapytał Arkadiusz, kiedy skończyła się przechadzać i poszła do stajni.-Szukam cię wszędzie od rana. 
-Przepraszam.-uśmiechnęła się.-Poszłam się przejść. Musiałam stracić poczucie czasu. 
-Dobrze już.-odwzajemnił uśmiech.-Jako, że odpowiadam za ciebie i twoją edukację, powinienem wziąć cię w jedno miejsce. 
   Izabela spojrzała na niego podejrzanie, ale nic nie powiedziała. Pozwoliła się chwycić za rękę i poprowadzić w stronę zamku. Weszli wejściem dla służby i przeszli małym korytarzykiem do ogromnego pomieszczenia pełnego niesamowitych zapachów. 
-Witaj w kuchni.-powiedział. 
   Kuchnia nie była jednym pomieszczeniem. Składała się z wielu mniejszych: zielarni, pomieszczenia do zabijania zwierząt, pomieszczenia do zdejmowania skór, pomieszczenia do patroszenia, głównego pomieszczenia do przygotowywania posiłków i pomieszczenia do mycia naczyń. Kobieta nie wiedziała gdzie podziać oczy. Wszędzie kręcili się ludzie. Nikt nie zauważył ich obecności.
-Chodź.-poprosił i zaprowadził ją do małego stolika pod ścianą.-Maestro? Co dzisiaj jecie?
   Izabela patrzyła na niego zaciekawiona. Książę wszedł do kuchni jak gdyby nigdy nic i nikt tego nie zauważył? Podszedł do nich z pewnością główny kucharz.
-Witam Jaśnie Panie, dzisiaj mamy niestety śledzie.
-Fantastycznie. Izabelo, masz ochotę?

   Izabela i Arkadiusz siedzieli w kuchni i jedli jedzenie dla służby podane w drewnianych misach. Książę najwyraźniej świetnie się bawił rozmawiając z poddanymi, gdy Irlandka była zaskoczona ich relacjami.
-Często tu bywasz?-zapytała, gdy kucharz odszedł dalej gotować.
   Arkadiusz nachylił się nad stołem i wziął ją za rękę. Ściszył głos do szeptu.
-Kiedy byłem mały, nie lubiłem siedzieć w zamku i wysłuchiwać różnych ludzi, którzy opowiadali mi o tym, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Czasami im uciekałem i przychodziłem w różne dziwne miejsca. I to właśnie będziemy robić w najbliższym czasie. Pierwsze z nich: Kuchnia. Przychodziłem tutaj odkąd skończyłem 5 lat. Zawsze siadałem tutaj przy tym stoliku i jadłem razem ze służbą. Nikt o niczym nie powiedział mojemu ojcu, więc myślę, że mnie polubili. -uśmiechnął się do siebie.
-No dobrze,-powiedziała Izabela.-ale co to ma wspólnego ze mną?
-Nie wiem.,-odparł.-ale chcę, żebyś wiedziała jak najwięcej o człowieku za którego wychodzisz za mąż.

***

   Następnego dnia (po wyjściu od Danielle) Izabela poszła do ogrodu gdzie miała spotkać się z Arkadiuszem.
-Gdzie dzisiaj?-zapytała podchodząc do wychodzącego z stajni Księcia.
-Zabrałbym cię dzisiaj do kobiety, która chwilowo nie odstępuje Paddy'ego na krok. Lubię ją nazywać nonna, ale ludzie nazywają ją erborista.
-Babka zielarka?-zapytała.-To ona musi mieszkać w tej starej chacie na końcu ogrodu. Czasem widzę tam światło i zastanawiam się kto może tam być. Teraz już wiem.-uśmiechnęła się.

   Przeszli przez ogród i znaleźli się przed drzwiami do domu starej kobiety. Arkadiusz zapukał do nich, ale nikt nie odpowiedział. Po chwili drzwi otworzyły się.
-Wiedziałam, że w końcu przyjedziesz.