W katedrze Santa Maria Bella zebrało się wiele ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć przyszłą parę królewską. Ponieważ ślub miał być połączony z koronacją, wydarzenie to było niezwykle ciekawe.
Arkadiusz stał spokojnie przed wejściem i czekał, aż przyjedzie powóz z jego przyszłą żoną. Wcześniej myślał, że się denerwował, ale to nie było nic z porównaniem do tego jak czuł się w tej chwili. Bolała go głowa, a po plecach spływał mu zimny pot. Prawie nie słyszał gwaru ludzi dookoła niego.
Wreszcie pod świątynie zajechał biały powóz, a z niego wysiadła kobieta ubrana w piękną białą suknię.
Izabela była trochę mniej podenerwowana od niego. Świetnie się bawiła oglądając tych wszystkich ludzi przybyłych na jej wesele. Nigdy nie przypuszczała, że na świecie w ogóle jest tyle osób. Była zafascynowana ich zachowaniami. Jedni cieszyli się i czcili ją jak boginię, inni płakali, jeszcze inni udawali, że jej wcale nie zauważają. W pewnym momencie poczuła falę nostalgii. Za chwilę miała zakończyć pewien etap w swoim życiu. To działo się zbyt szybko. Dopiero co odeszli wszyscy jej bliscy, a ona pojechała na drugi koniec Europy. Zawahała się. Czy na pewno tego chce? Wtedy go zobaczyła, stojącego przy drzwiach, ubranego na biało. Był zdenerwowany. Wiedziała, ze czekał na nią.
Suknia Irlandki była długa do ziemi i śnieżnobiała. Nagie ramiona kobiety były oplecione ze wszystkich stron bladym, prześwitującym materiałem. Ubranie było idealnie skrojone do figury Izabeli. Od linii jej bioder, suknia rozszerzała się tworząc wrażenie kielicha kwiatu. Rękawy były obcisłe do ramion, niżej rozszerzały się i ostro kończyły sprawiając podobne wrażenie co dół sukni. Na ramiączkach i złączeniach przyszyte były drogie kamienie. Talię miała przewiązaną sznurem rubinów spływający spokojnie w dół. Włosy miała upięte wysoko. Na jej twarz spływało ledwie kilka kosmyków jej rudych kręconych włosów, ledwie widocznych pod welonem.
Arkadiusz oniemiał. Morten kłamał mówiąc, że wyglądała niesamowicie. To była obelga dla tego jak wyglądała Izabela. Tak Arkadiusz wyobrażał sobie anioły. "Boże" -pomyślał-"Przecież ona jest aniołem. Jest piękna, mądra, zabawna, skromna, pomocna, nieoceniona. Zwykli śmiertelnicy nie są tacy. Jest wyjątkowa, dlatego uczynię ją najszczęśliwszą kobietą na Ziemi."
Wysiadła z powozu, a on podał jej rękę. Stali tak chwilę, napawając się ostatnimi chwilami wolności. Kiedy cała atmosfera zaczęła ich przytłaczać, Arkadiusz dał subtelny znak gwardii. Drzwi otworzyły się, rozbrzmiała muzyka, a oni weszli do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz