czwartek, 30 maja 2013

Niedziela

Nie ma go. Nareszcie mogę pisać o wszystkim.

   "Drogi Pamiętniku,
Niedziela była zdecydowanie najlepszym dniem tamtego tygodnia. Pomimo złej dla wszystkich pogody i wydarzeniami dnia wczorajszego, ludzie mieli dobry humor. Ja cieszyłam się, że idzie burza. To była "Nasza rzecz" z Arkadiuszem. 
   Po śniadaniu wyszłam do ogrodu. Chciałam pooddychać tym przedburzowym powietrzem. Wzięłam głęboki wdech. Pomyślałam sobie, że skoro Arkadiusz kazał Luce siedzieć w domu i zajmować się żoną, to może ja przejmę na chwilę jego obowiązki. Podeszłam do Paddy'ego i zameldowałam gotowość do pracy. Chwilę się przekomarzaliśmy, co przystoi lub nie przystoi królowej. 
   Jakiś czas później siedziałam na koniu i pędziłam po padoku. Tak, brakowało mi tego. Brakowało mi tej wolności, którą ma pędzący koń."

Jak dobrze, że jego tu nie ma. Zaraz wysłuchiwałabym jak to wszystko można było zmienić, jednocześnie nie zmieniając niczego. 

   "Po skończonej pracy, podeszłam do siedzącego na ławce stryja i mocno objęłam go w pasie. Kochałam go. Kochałam z nim spędzać czas, a ostatnio nie miałam go dla niego zbyt dużo. Chciałam nadrobić zaległości w jeden dzień, ale spojrzałam na niego i zobaczyłam zmęczenie na jego twarzy. Pokiwałam ze zrozumieniem głową i odprowadziłam go do jego domku. Po drodze, przeszliśmy obok domku Luci i zajrzeliśmy do środka. Klara najwyraźniej spała, a Luca siedział obok niej i wciąż gładził ją po dłoni. Ten widok złapał nas oboje za serce, więc żeby nie zdradzić swojej obecności głośnym płaczem, wyszliśmy stamtąd i poszliśmy do chatki obok.
   Dom niewiele się zmienił. Może był tylko bardziej zapuszczony. Nigdy nie dbałam o porządek, lubiłam walczyć nad chaosem wszędzie walających się rzeczy, ale Paddy przebił mnie pod tym względem. Wnętrze nie przypominało już małej króliczej nory, w której zawsze jest ciepło i przytulnie. Teraz wyglądał raczej jak jaskinia, w której niedźwiedź dokonuje mordów. Ten wygląd podobał mi się dużo bardziej. Oglądanie tych samych ław i stołu, przy którym nieraz jadłam ze stryjem, dodało tylko wzruszenia. Tym razem to Paddy zrozumiał co siedzi w mojej głowie i kazał mi wyjść, zanim całkiem nie będę nad sobą panować. 
   Wyszłam. Chciałam wrócić do Luci i porozmawiać z nim chwilę, ale doszłam do wniosku, że nie powinnam go zmuszać do pocieszania jeszcze mnie. Odrzuciłam ten zamysł i usiadłam na ławce, na której wcześniej siedział stryj. Pomyślałam sobie, że wreszcie pamiętam o tym o czym zapominałam od kilku dni. Arkadiusz miał naradę, ale to nawet lepiej, że nie poszedł wtedy ze mną. Wstałam i poszłam w stronę ogrodu, najmniej uczęszczaną przez ludzi. W połowie drogi podbiegł do mnie Finnegan i razem poszliśmy do Babki.
   Jej domek był jeszcze mniejszy niż zapamiętałam. Stare drewno zdawało się skrzypieć od samego spojrzenia na nie. Zanim zdążyłam podejść, drzwi same otworzyły się a zapach ziół zapraszał do środka. "Już myślałam, że nigdy nie przyjdziesz."-rozległo się ze środka-"Wejdź, czekałam na ciebie.". Weszłam do środka. Finnegan nie ufał nieznanemu głosowi, więc wszedł za mną, choć trzymał się na dystans. Usiadłam na drewnianym stołeczku, a z sieni wyszła znana mi już, niewiarygodnie niska osoba. Tamtej wizyty nie zapomnę nigdy."

   Babka Zielarka stała w progu i przyglądała się najwyraźniej spodziewanemu gościowi. Pies podszedł do niej, obwąchał ją i gdy stwierdził, że kobieta nie zrobi krzywdy jego Pani, podszedł do tej drugiej i  położył jej łeb na kolanach. Starsza pani podeszła do nich i usiadła naprzeciwko. 
-No, Dziecko, powiedz mi o wszystkim.
   Izabela opowiedziała jej o wydarzeniach z ostatniego tygodnia, kładąc nacisk na szczegóły typu: jej samopoczucie, pragnienia, przemyślenia. W pewnym momencie przestała widząc wzrok Babki. Kobieta patrzyła na nią, potem szybko przeniosła wzrok na Finnegana, a ten wybiegł na zewnątrz. Pospiesznie zamknęła za nim drzwi i przyjrzała się uważnie piersiom towarzyszki.
-Kiedy ostatni raz krwawiłaś?

   "Po wyjściu od Babki, wciąż nie mogłam dojść do siebie. Próbowałam znaleźć myśli. Finnegan nie odstępował mnie na krok. Postanowiłam, że pójdę do stajni. Przez następne kilka godzin nie wychodziłam stamtąd. Byłam zdesperowana, więc zrobiłam po kilka razy rzeczy, które jeszcze do niedawna były moimi obowiązkami. Czułam, że w najbliższym czasie tu nie wrócę. Nie, Arkadiusz by zwariował. 
   Gdy zmęczenie wzięło nade mną górę, postanowiłam wrócić do zamku. Właśnie nadszedł czas kolacji, więc zeszłam do jadalni na posiłek. Arkadiusz, jak zawsze, siedział na końcu dużego stołu. Wyglądał, jakby ten dzień nie różnił się niczym od poprzedniego.

No bo nie różnił się.
Zaraz, co ty tu robisz? Miało Cię nie być. I w ogóle jak możesz tak mówić?
Izabelo, Kochanie, przyzwyczaiłabyś się w końcu do tego, że robię i mówię rzeczy, których byś się po mnie nie spodziewała.

   "Nie doszliśmy jeszcze do połowy kolacji, kiedy mu powiedziałam. Byłam w ciąży. Nie krwawiłam już od siedmiu tygodni. Arkadiusz zamilkł. Chwilę trwało zanim zrozumiał co właśnie mu zakomunikowałam. Wstał, podszedł do mnie, wziął moje ręce i padł na kolana przede mną całując je. Zaczęłam się śmiać. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zaaferowanego. podniósł głowę, znad naszych dłoni i uśmiechnął się do mnie. Pocałował mnie. W tym momencie otworzyły się drzwi i do sali weszli Król i Morten. Zapytali czy nie przeszkadzają, ale niecodzienna sytuacja, którą zastali, posłużyła im za odpowiedź. Arkadiusz podzielił się z nimi radosną nowiną. Morten wziął mnie w ramiona i powiedział, że od tamtej chwili jestem jego prawdziwą siostrą. Król był wciąż poważny, ale zwrócił się do mnie słowami "Bóg dał  Ci szansę na odpokutowanie nieswoich grzechów. Nie zmarnuj jej.". To była najmilsza rzecz, jaką do tamtej pory mi powiedział. Kiedy wszyscy się rozeszli, Arkadiusz podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i szepnął do ucha "Skoro i tak śpimy w jednym łóżku, to po co to drugie ma się marnować?". Nie zadowolił się moją odpowiedzią "Żeby zachować pozory.". Od tamtej pory minęło już 1010 lat, a my zawsze śpimy razem i zawsze jedna sypialnia jest wolna. Myślę, że to też jest "Nasza rzecz".
Twoja
Izabela"

Dedykowane Julii Godlewskiej ♥ za motywację i naprawdę szybkie czytanie :D

środa, 29 maja 2013

Sobota

   "Drogi Pamiętniku,
Sobota była prawdopodobniej najgorszym dniem tego tygodnia. Pogoda się nie zmieniła, zrobiło się tylko odrobinę cieplej. Dzień zaczął się od narady, na której nie wiedzieć dlaczego musiałam być.

Wybrzydzasz. Lubiłaś uczestniczyć w radach.
Uczestniczyć, nie być przetrzymywana.

   "Kilkugodzinne wysłuchiwanie jakiś "mędrców" dawało się we znaki."

Nie wydaje ci się, że już trochę za późno, żeby to zmienić?
Ależ, ja nie chcę nic zmieniać. Ja się zwyczajnie z tobą droczę.

   "Po tym wszystkim wcale nie poszłam potajemnie do Danielle, żeby jej się skarżyć."

Po co o tym piszesz, skoro ona, nie wiedzieć czemu, nigdy cię nie lubiła?
Wiesz, może ktoś dorabia sobie teorie spiskowe.

   "Musiałam odreagować te całe nerwy, więc wyszłam do ogrodu. Na początku miałam zamiar iść do stajni, ale spojrzałam w bok i zatrzymałam się. Nikogo nie było. Nikt nie pracował. Już chciałam zawrócić i powiedzieć o tym Arkadiuszowi, ale tknęło mnie przeczucie, że nieobecność stajennych nie jest przypadkowa. Odwróciłam wzrok w stronę grupki poddanych stojących przed domkiem Luci. Podeszłam do nich, licząc na to, ze wyjaśnią mi co się dzieje. "Klara poroniła!"-ktoś krzyknął. Wbiegłam do chatki i zastałam tam Lucę pocieszającego płaczącą Klarę i Paddy'ego, który wyglądał bezradnie. Przykucnęłam przy nich i położyłam dłoń na jej nodze. Chciałam ją pocieszyć, pokazać, że jej współczuję i jestem z nią w tych trudnych chwilach. Spojrzała na mnie przez łzy, wydostała się z ramion męża i rzuciła mi się na szyję. Tak mi było jej żal. Zdałam sobie sprawę, że to jej uśmiech sprawiał, że nie zwariowałam. Lubiłam spędzać z nią czas. Odnalazłam w niej bratnią duszę, dlatego właśnie czułam się, jakby to nieszczęście przytrafiło się mi. Spojrzałam znacząco na Paddy'ego, żeby ktoś powiadomił Arkadiusza o tym co się stało. Wiedziałam, że zrozumie. Zanim ten przyszedł, większość stajennych wróciła już do pracy. Tego dnia nikt nie odezwał się słowem, jeśli nie musiał. byłam pod wrażeniem solidarności naszych poddanych. Poczułam z nimi pewną więź. Podobało mi się to. 
   Wieczorem, po wyjątkowo cichej kolacji, Arkadiusz odprowadził mnie do komnaty i, jak to miał w swoim zwyczaju, został na noc. Leżeliśmy na łóżku przygnieceni myślami o minionym dniu. Miałam tyle pytań, tyle wątpliwości, które chciałam rozwiać. W końcu wybuchłam i potok słów wylał się z moich ust. Pytałam go o wszystko, o moje obowiązki jako królowej, ale najbardziej dręczyło mnie pytanie "Czy teraz wszyscy oczekują, że urodzę ci męskiego potomka?". Arkadiusz zapewnił mnie, że mnie kocha i że to będzie prawda, jeżeli sama uznam, że już na to czas. Nie uwierzyłam mu w tą drugą część. Bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom. On zapewnił mnie, że tak się nie stanie. Byłam zmęczona i zdenerwowana. Wciąż miałam przed oczami zalaną łzami twarz Klary. Rozpłakałam się. W końcu usnęłam przytulając twarz do jego ramienia. Tamtej nocy nie śniłam o niczym.

Twoja
Izabela"

niedziela, 26 maja 2013

Piątek

   "Drogi pamiętniku,
Piątek był jednym z najbardziej udanych dni w tamtym tygodniu, pomimo tak kiepskiej pogody. Poprzedniego wieczoru bardzo się zachmurzyło i wyglądało na to, że będzie padać. Tak bardzo liczyłam na burzę. Z burzą miałam same miłe wspomnienia."

Nie mów mi, że o tym też wiedzą.
A to już wyjątkowo nie moja wina.

   "Znów poszłam do stajni i znów nie zrobiłam nawet połowy tego co robiłam normalnie. Przynajmniej mogłam swobodnie rozmawiać ze stajennymi. Nikt nie traktował mnie jak królową, dzięki temu nasze relacje były, w miarę, normalne."

Trzeba było powiedzieć. Nauczyliby się.
Ty chyba nie masz pojęcia o co mi chodzi.

  "Wyszłam ze stajni i podeszłam do padoku, na którym Luca "rozjeżdżał" Vincitore."

Co mu robił?
A jak inaczej, używając jednego słowa, powiesz o co chodziło?
...
?
Nieważne.

   "Usiadłam na bramce i spojrzałam na młodego jeźdźca. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Wcześniej bywało tak, że włóczył się pogrążony we własnych myślach i nie zwracał uwagi na nic. Pomachał do mnie, po czym opamiętał się i delikatnie dygnął. Posłałam mu groźne spojrzenie, później uśmiechnęłam się szeroko i odmachałam mu. Doszłam do wniosku, że skoro i tak już nic nie zrobię w stajni to chociaż pogadam sobie z kimś, kto jest do mnie bardzo podobny. Przeszłam obok Paddy'ego i pocałowałam go w policzek, po czym poszłam w kierunku drewnianego domku. Miałam zamiar pomóc Klarze w przygotowywaniu obiadu, ale najwyraźniej skończyła i siedziała przed domem szyjąc coś. Usiadłam obok niej i zaczęłam rozmowę. Rozmawiałyśmy długo, aż w końcu zobaczyłam, że Klara jest zmęczona. Nie chciałam jej denerwować, więc podziękowałam za wspólnie spędzony czas i pożegnałam się. 
   Paddy zdążył wrócić do domu, a ja miałam niesamowitą ochotę porozmawiać z nim. Niestety akurat przyszedł do niego medyk, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Nie miałam serca im przeszkadzać, więc nawet nie weszłam do domku. Pomimo tak słabej pogody, czułam potrzebę zrobienia czegoś na zewnątrz. przysiadłam przed drzwiami i spojrzałam na róże, które posadziłam w tym miejscu jakiś czas temu."

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka byłam wtedy dziecinna. Przepraszam, że musiałeś mnie taką znosić.
No co ty? Nie było aż tak tragicznie. Swoją drogą, obojgu z nas, potrzebne były zmiany.
Myślisz, że zmieniliśmy się wystarczająco?
Myślę, że to co najważniejsze nie zmieniło się. Wciąż cię kocham.
No, ja nie wiem czy to nie jest coś co się nie zmieniło.
Jesteś nieczuła.

   "Podziwiałam kwiaty rosnące w pobliżu. Większość z nich sama siałam, sadziłam i dbałam o nie. Nie lubiłam roślin. Dużo bardziej lubiłam zwierzęta, co było po mnie widać."

Nie. Skądże? Twoja troska o konie i serce wobec Finnegana na nic nie wskazują.

   "Nie wiem, jak długo tam siedziałam. Gdy wróciłam do zamku, cała w ziemi, bo jednak postanowiłam pomóc roślinkom rosnąć, zastałam Arkadiusza stojącego na tarasie. najprawdopodobniej przyglądał mi się od dłuższej chwili. Nagle naszła mnie myśl, że mogłabym pójść do Babki i porozmawiać z nią o wszystkim. Wiedziałam, że ona by mi pomogła znaleźć jakieś rozwiązanie moich problemów.Już miałam skręcić w jej stronę, ale zmieniłam zdanie. Zbliżał się już wieczór, więc postanowiłam przełożyć to na następny dzień. Arkadiusz, jakby w ogóle nie zauważył ziemi na moich ubraniach, przytulił mnie i pocałował w czoło. Roześmiałam się i również go pocałowałam. 
   Po kolacji poszłam do swojej komnaty. Przebrałam się i położyłam w łóżku. Nie mogłam zasnąć, więc wymknęłam się z pomieszczenia i weszłam do sypialni Arkadiusza, tknięta wyrzutami sumienia, bo miałam go o coś zapytać.. Zamknęłam cicho drzwi i położyłam się obok niego. Nie spał. Już otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie zasnęłam.
Twoja
Izabela"

sobota, 25 maja 2013

Czwartek

   "Drogi Pamiętniku,
Czwartek przyszedł tak niespodziewanie. Nudził mnie ten brak zajęć. Zaraz po śniadaniu zeszłam do stajni. Byłam pewna, że to dworskie jedzenie sprawiło, że przybrałam na wadze. Prawie nie mieściłam się w moje spodnie. Nie zrobiłam nawet połowy moich dotychczasowych zadań, gdy poczułam się bardzo zmęczona. Usiadłam na chwilę na sianie w pustym boksie i popatrzyłam na Vincitore. Pochylił głowę przez bramkę, jakby domagał się pieszczot. Pogłaskałam go za uchem i przytuliłam twarz do jego szyi."

Do rzeczy, jeśli można prosić.

   "Chciałam wyjść stamtąd. Chciałam coś zmienić. Chciałam z nim uciec."

O! To ciekawe. Nigdy mi o tym nie mówiłaś. 
Czy wiesz, że to nieelegancko czytać komuś pamiętnik przez ramię?
Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało.
Przeszkadzało, ale z tamtych rzeczy już ci się wcześniej tłumaczyłam.

   "Do stajni wszedł właśnie Arkadiusz, więc przestałam marzyć. Podszedł do mnie i przytulił mnie. "Chodź"-powiedział-"Pokażę ci coś.". Wstałam, a on wziął mnie za rękę i poprowadził do wyjścia ze stajni. Przeszliśmy kilka metrów po trawie i doszliśmy do stajni z końmi rodziny królewskiej. Weszliśmy do środka i spojrzeliśmy w stronę pierwszego zajętego boksu. Stała tam moja Kasztanka i przypatrywała nam się. Była ubrana w siodło i uzdy. Obok stał koń Arkadiusza, również gotowy do jazdy. "Masz ochotę na przejażdżkę?"-zapytał. Miałam ochotę. Wyprowadziłam konia na dziedziniec i wskoczyłam na niego. Po chwili dołączył do mnie Arkadiusz i razem z kilkoma rycerzami pojechaliśmy na wzgórze. Arkadiusz prowadził, a straż trzymała się z tyłu. Było mi dobrze. Jechaliśmy dość szybko a wiatr rozwiewał mi włosy. W końcu Arkadiusz zatrzymał się w miejscu, gdzie kończył się las i spojrzał na coś przed nim. Zrównałam się z nim, a straż stanęła kilka metrów za nami. Patrzyliśmy  na starą twierdzę otoczoną wysokimi murami. Z wieży wyglądali dwaj rycerze, którzy zobaczywszy Króla skłonili się nisko. Chciałam o coś zapytać, ale Arkadiusz mi nie pozwolił. "Przestałaś nosić warkocz"-zauważył po dwóch tygodniach."


Swoją drogą, bardzo spostrzegawczy to ty nie byłeś.
Myślisz, że pamiętam kiedy nosiłaś jaką fryzurę? Nie wymagaj ode mnie zbyt dużo.

   ""Tak"-odpowiedziałam mu-"Nie jestem już panną. Nie mogę go nosić. Nie wypada."."

Ale to akurat powiedziałaś, kiedy miałaś na sobie spodnie, hipokrytko.
Arkadiuszu, powinieneś był zauważyć, że nigdy nie robiłam tego, co wypadało.

   "Przejechaliśmy dookoła zamku, a Arkadiusz opowiadał mi o nim i o historii swojej rodziny. O niecodziennych decyzjach swojego Dziada. Pokazał mi las, w którym polowali wszyscy członkowie rodziny królewskiej i gdzie o mało co sam się nie urodził. To miejsce tak mi się spodobało, że zapragnęłam tam przychodzić częściej. Zapytałam Arkadiusza, dlaczego tak chciał mi pokazać to miejsce. Odpowiedział mi, że dlatego, że chciał, żebym wiedziała o nim jak najwięcej i żeby w razie niebezpieczeństwa, wiedziała dokąd mam uciekać."

Już wtedy dobrze kłamałem.
O czym ty mówisz?
Po prostu nie chciałem brać udziału w kolejnej nudnej radzie i przyjmować kolejnych delegacji nie wiadomo skąd.  
I to jest człowiek, który rządził państwem.

   "Gdy wróciliśmy do zamku, Arkadiusz wciąż nie miał najmniejszej ochoty na spotkanie z doradcami."

Ty tego nie zrozumiesz.

   "Weszliśmy wgłąb ogrodu. Chodziliśmy po trawie, trzymając się za ręce. W pewnym momencie usiedliśmy a Arkadiusz zaczął szeptać mi do uch słodkie słówka. Tak bardzo go kochałam."

-łam?

   "Bardzo chciałam, żeby tamta chwila trwała w nieskończoność. było mi tak dobrze w ramionach ukochanego mężczyzny w miejscu, które nareszcie mogłam nazwać domem. Od tamtego momentu przestałam tęsknić za Irlandią. Zaczęłam, w każdej chwili rozłąki, tęsknić za Arkadiuszem. Chciałam jego szczęścia i postanowiłam, że mu je dam, że zrobię wszystko, żeby czuł się ze mną szczęśliwy.
   Wieczorem, kiedy kładłam się spać, przyszedł do mnie. Przysiadł na łóżku, pochylił się i pocałował mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek. W jednej chwili zmienił swoje zamiary i zamiast iść do swojej komnaty, został i położył się obok mnie. Już chciałam go zapytać o moją naszą przyszłość, ale od razu zasnęłam, przyciskając twarz do jego piersi.
   Później byłam na siebie zła za tą słabość, ale przecież, miałam całą wieczność, żeby go o to zapytać.

Twoja
Izabela"

piątek, 24 maja 2013

Środa

   "Drogi Pamiętniku,
To była środa. To nawet nie była połowa tego feralnego tygodnia. Nie miałam apetytu. Nie jadłam nic i nie miałam ochoty nic robić, mimo to poszłam do stajni. Nie miałam szansy wejść do środka. To był dzień wolny Arkadiusza, nic więc dziwnego, że opanował stajnię całkowicie i nie pozwalał nikomu do niej wejść."

Ty nigdy nie zrozumiesz jakie to męczące ciągłe robienie tego co każą ci inni.
Tak, tak. Bo co zwykła stajenna może o tym wiedzieć.

   "Znów siadłam na ławce i obserwowałam Paddy'ego, który właśnie zawzięcie dyskutował o czymś z Lucą. Niesamowicie nudziło mnie to nic nie robienie. Po krótkiej chwili zasnęłam, położywszy się na ławce.
   Obudziłam się kilka godzin później. Zbliżał się już zachód więc słońce powoli chowało się za murami (Swoją drogą nienawidziłam ich. Nadal nienawidzę). Na twarzy miałam położony kawałek materiału. Długo zajęło mi dojście do wniosku, że nie opieram się o kamienną ławkę. Leżałam na kolanach Arkadiusza, który delikatnie gładził mnie po włosach. Zdjęłam woalkę chroniącą moją twarz przed słońcem. On uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie."

Czy to na tym polega główna zasada romansów? Nie ważne o czym piszesz, ważne, żeby było tego dużo?
Nawet gdybym chciała Ci wytłumaczyć i tak byś nie zrozumiał.

   "Zostało nam jeszcze dwie godziny do kolacji. Wstałam i wzięłam go za rękę. Zaprowadziłam go w miejsce, które pokazał mi jakiś czas temu, gdzie wyjątkowo mi się podobało. Tym razem nie miałam większych problemów z wejściem tam (może dlatego, że często tam bywałam). Jaskinia była położona kilka metrów nad murami, więc można było oglądać zachód słońca, przez lejącą się z góry wodę. Usiedliśmy i..."

Hej, czy nasze życie prywatne też będziesz im opisywać?
Chyba mogę być szczera z moim pamiętnikiem, prawda?
Ale, serio? To co działo się w jaskini i twojej sypialni...
I twojej sypialni.
I mojej sypialni, powinno...
I tu w kuchni.
POWINNO zostać między nami.
Przecież zostaje między nami. Tobą, mną i moim pamiętnikiem.

   "Nieważne co się działo, a działo się dużo..."

"Nieważne"? Jak możesz?
Zdecydujesz się w końcu?

   " Straciliśmy poczucie czasu, więc kiedy wróciliśmy do zamku trzymając się za ręce, zastaliśmy szukającą nas służbę. Nie było to nie przyjemne, ale późniejsze wysłuchiwania, jak to Król powinien nie oddalać się od zamku, były okropnie uciążliwe. 
   Po kolacji poszliśmy do mnie, żeby jeszcze chwilę porozmawiać. Jeżeli dobrze pamiętam, to tamtej nocy spałam przytulona do niego. Miałam naprawdę cudowny sen.

   Twoja
Izabela"

Dedykowane Aleksandrze Natalii Sarapacie za ciągłe komentowanie i "skończony celibat". To dzięki takim ludziom jak ty, wiem, że nie piszę tego tylko i wyłącznie dla siebie. Dziękuję.

czwartek, 23 maja 2013

Wtorek

   "Drogi Pamiętniku,
Następny dzień był równie udany co poprzedni. Obudził mnie wiatr, który wtargnął przez właśnie otworzone przez służącą okno. Źle się czułam. Nie miałam siły wstać. Następne co pamiętam, to buty kobiety, która stała koło łóżka."

Daruj im takich opisów. Osobiście uważam, że nie każdy jest gotowy na czytanie o tym jak zarzygałaś buty służącej. Miej trochę serca.
Gdyby nie ty to nikomu bym niczego nie zarzygiwała, więc siedź cicho.

"Czułam się beznadziejnie. Ktoś pobiegł po Arkadiusza, w czasie gdy ktoś inny zmywał podłogę. Bolała mnie głowa a świat w okół wirował. Nie mogłam się ruszyć."

A teraz wam powiem jak to wyglądało z mojego miejsca. Siedzę sobie przy stole czekam aż Izabela się łaskawie pojawi, a tu nagle otwierają się drzwi i służący mówi, że Królowa zwymiotowała na buty służącej. Czy ty rozumiesz przez jakie piekło ja przez ciebie przechodziłem?
Mam nadzieję, że to nie był koniec twojej udręki. 
Co przez to rozumiesz?
To, ze to nie ty byłeś tego ofiarą.
Masz rację. Biedna Marissa. Musiałem płacić za nowe buty.
Zamknąłbyś się w końcu, nie sądzisz, że byłaby to dobra opcja?

"Arkadiusz wpadł..."

Wszedłem

                           " ... do komnaty i natychmiast wygonił wszystkich za drzwi.  Nie pamiętam dokładnie co do mnie mówił, ale wydaje mi się, że nie tylko ja czułam się tak fatalnie."

Tak, pamiętam. W Volterze mieliśmy wtedy epidemię grypy żołądkowej. Trafiło na ciebie.
I Mortena.
I mojego Ojca.
I jeszcze paru innych ludzi.

"Zawołano medyka (tego samego, co jakiś czas temu leczył Paddy'ego). Kazał mi przeczekać i dał mi coś na "przeżycie" choroby. "

"Przeżycie" w tym wypadku to dobre słowo. byłaś blada jak śnieg. Byłem pewien, że coś ci się stało.
Martwiłeś się?
No, tak. Morten też wyglądał kiepsko.

   "Przepraszam Cię Pamiętniku, ale zaraz go zabiję. 

   Wiem tylko, że jakąś godzinę później czułam się dużo lepiej. Nie tak dobrze jak dzień wcześniej, ale lepiej, niż rano. Pomagałam Mortenowi i chyba nawet raz wpadłam do Teścia, ale ponieważ za mną nie przepadał, to wolałam go nie denerwować.

   W połowie dnia już wszyscy wrócili do zdrowia. Pamiętam tylko, że ten wtorek był wyjątkowo męczący dla Arkadiusza, dużo bardziej niż każdy inny wtorek. Myślę, że od tamtego czasu zaczął mniej złorzeczyć na swoje obowiązki."

Tak ci się tylko wydaje.

   "Tak czy siak, nie było aż tak tragicznie. Kolację zjedliśmy wspólnie z Królem, Danielle i Mortenem.  Było to dość ciekawe, zważywszy na to, że siedziała przy stole z dwoma wręcz nienawidzącymi mnie osobami."

Właśnie. Wciąż nie wiem dlaczego Danielle tak cię nie lubiła. Zrobiłaś jej coś?

   "Cii... Lepiej nic mu nie mówmy.
   Twoja 
Izabela"

środa, 22 maja 2013

Poniedziałek

   "Drogi Pamiętniku,
Co prawda zdarzyło się to 1010 lat temu, ale ja wciąż mam wrażenie, że to był zeszły tydzień. Pamiętam doskonale tamten poniedziałek. Słońce wstało późno i przez cały dzień nie wyjrzało zza chmur. Nie czułam się najlepiej. Nie chciałam pracować. Nawet nie weszłam do stajni. Gdy wstałam rano, pozwoliłam służkom mnie ubrać, zeszłam na dół na śniadanie, gdzie czekał na mnie Arkadiusz. To był już drugi tydzień odkąd wyznaliśmy sobie miłość. Wstał i podszedł do mnie, o czym pocałował i w milczeniu usiadł po drugiej stronie stołu. 
   Tego dnia praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na to. Arkadiusz spędzał dnie na zarządzaniu państwem, a ja mogłam robić wszystko, chociaż nie miałam ochoty na nic. 
   Po śniadaniu wyszłam do ogrodu. Nie padało, ale w powietrzu czuć było nieprzyjemną atmosferę nadchodzącego deszczu. Niestety, na ten trzeba było jeszcze długo czekać. 
   Usiadłam na ławce. Spojrzałam w stronę małego drewnianego domku przed którym Luca żegnał się z Klarą. Pamiętam, ze uśmiechnęłam się do siebie. O ile się nie mylę, to właśnie mijał drugi miesiąc jej ciąży. Uśmiechnęła się do niego i pogładziła dłonią rosnący brzuch. On pocałował ją i poszedł w stronę padoku. Chyba mnie nie zauważyła bo weszła z powrotem do domu i zajęła się swoimi sprawami.

   Wtedy podszedł do mnie Morten. Usiadł obok mnie i zagaił rozmowę. nigdy wcześniej nie rozmawiałam z nim w cztery oczy. Z tego co wiem, to swego czasu miał do mnie słabość. Naiwny"

Dobra, dobra. Obawiam się, że tak ich nie zainteresujesz tą historią.
Spadaj, Volturi. Może ciebie to nie interesuje, ale jestem pewna, ze są tacy, którzy chcą usłyszeć szczegóły.
"Zaczął od narzekania na pogodę, przeszedł przez "Jak ci się tutaj podoba?" i w końcu doszedł do pytania, które było widać, że najbardziej go dręczyło.

   Czy twoja siostra dawała znać co u niej?

   Wyczułam tęsknotę w jego głosie, ale nie chciałam go martwić. Starałam się, żeby moje pytanie "Która siostra?" zabrzmiało zabawnie. Jednak widziałam w jego oczach, że Victoria była mu droga. Gdybym wtedy wiedziała to co wiem teraz."

Izabelo, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że zdradzasz co będzie dalej?
Arkadiuszu, czy zdajesz sobie sprawę, że zaraz zrobię ci krzywdę?

"Victoria, nie odezwała się do mnie ani razu. Szczerze? Nie tęskniłam za nią. Chociaż było mi żal Mortena. Najwyraźniej bardzo ją polubił. 
   Kiedy poszedł do zamku, znów ogarnęła mnie pewna melancholia. Tęskniłam za Alec'iem. On nie pozwoliłby na to, żebym siedziała na ławce w ogrodzie i  nie wiedziała co ze sobą zrobić. On zaraz wymyśliłby nam obojgu zajęcie. Za to właśnie go uwielbiałam. Był nieprzeciętny. Jego cierpliwość, talent i inteligencja była znana w całym hrabstwie. Tak bardzo za nim tęskniłam.
   Chwilę później podszedł do mnie Finnegan i najwyraźniej uznał za punkt honoru rozweselenie swojej Pani. Bawiliśmy się i biegaliśmy po ogrodzie. Nagle poczułam się dziwnie zmęczona. Podziękowałam mojemu "Rycerzowi" za dotrzymanie towarzystwa i poszłam do swojej komnaty. Zasnęłam nie czekając na posiłek. 

   Obudziła mnie służka mówiąc, że Arkadiusz czeka na mnie z obiadem. Nie chciałam go denerwować, więc szybko się zebrałam i zeszłam na dół. Nie pamiętam co było do jedzenia. Pamiętam tylko, że zjadłam go niemiłosiernie dużo. Chyba byłam naprawdę zmęczona zabawą z psem.
   Resztę dnia spędziłam w towarzystwie Paddy'ego, który już wrócił do zdrowia, jednak wciąż był słaby na tyle, żeby nie stać przy koniach cały dzień.
   Wróciłam do komnaty. Tej nocy śniłam o narodzinach lwa.

   Twoja
Izabela"

wtorek, 21 maja 2013

Podsumowanie pierwszego cyklu

   Specjalnie na prośbę Bartka robię małe podsumowanie. Oto najważniejsze rzeczy, które trzeba wiedzieć/pamiętać z pierwszego cyklu:

   1. Kim jest Izabela. Jaka była jej przeszłość. Skąd się wzięła w Volterze.

   2. Jak zmarła matka Aleca i Bellatrix.

   3. Charakter Arkadiusza. Jego zainteresowania, przyzwyczajenia.

   4. Stosunki między Izabelą a Danielle. (tak chodzi mi o to czy i jak się lubiły)

   5. Cechy idealnej kobiety dla Mortena.

   6. Zainteresowanie Danielle mężczyznami.

   7. Kim jest Antonio. Jakie stosunki łączą go z Arkadiuszem. Co sądzi o Izabeli. Jego rodzina.

   8. Stosunki emerytowanego Króla i Izabeli, oraz Mortena i Izabeli.

   9. Podstawowe informacje o Babce Zielarce, Paddy'm, Luce itp. osobom.

   10. Panowanie Arkadiusza. Jego stosunki z poddanymi. 

   W następnych cyklach mogą pojawić się nawiązania do dialogów, jednak nie będę każdego przytaczać. 

   Kilka słów o świecie przedstawionym.
Czas akcji: Rok 1003. (wspomnienia o latach poprzednich).
Miejsce akcji: Volterra oraz Irlandia, Siena, Rzym.
Postaci (które miały największy wpływ na akcję): Izabela, Arkadiusz, Danielle, Paddy, Król, Luca, Babka Zielarka, Kucharz, Georg, Alec, Victoria, Morten...

   Co do następnych cyklów, akcja się trochę zmieni i naprawdę posty będą pojawiać się znacznie rzadziej.

Nie mam nic więcej do zakomunikowania odnośnie bloga.

   W tym miejscu chciałabym złożyć najszczersze podziękowania dla mojego nadwornego rysownika. Bartku, dziękuję Ci bardzo za współpracę. Twoje rysunki fantastycznie uzupełniały treści przeze mnie pisane. Twoja wiara we mnie i ciągłe pytania o szczegóły portretów i strojów napawały mnie dumą i zachęcały do pisania, gdyż czułam, ze to co robię jest dla kogoś równie ważne co dla mnie.  Przepraszam, że nie zadedykowałam ci żadnego posta, ale nie było żadnego takiego, który uznałabym za stosowny. Jeszcze raz, dziękuje Ci bardzo i liczę, że nie znudziło cię ciągłe rysowanie. :D

Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do czytania
TheAvcia

poniedziałek, 20 maja 2013

"Nareszcie!"

   Gdy drzwi się zamknęły, wyskoczyła z łóżka i nie czekając na służbę, ubrała się. Później, wyszła z komnaty i skręciła w stronę schodów do wielkiej sali. Zatrzymała się w pół drogi, a twarz pojaśniała jej z radości, kiedy usłyszała głos Arkadiusza. Zanim zaczęła pospiesznie zbiegać po schodach, dobiegł ją inny głos. Zatrzymała się , a jej uśmiech zbladł. Rozpoznała głos Margot Winters, podniesiony i pełen irytacji.

-Arkadiuszu, doskonale wiesz, ze nie miałam na myśli tego, co powiedziałam, wyjeżdżając stąd. Wyjechałam tylko po to, żebyś zatęsknił i pojechał za mną.
-Spodziewałaś się, że rzucę wszystko i pognam za tobą do Anglii, Margot?

    Izabela rozpoznała nutkę rozbawienia w jego głosie i przygryzła wargę.

-Och, najdroższy, wiem, że to było niemądre z mojej strony.-Drugi głos stał się niski i uwodzicielski.-Nie miałam zamiaru cię urazić, naprawdę. Tak bardzo tego żałuję. Wiem, że poślubiłeś tą małą tylko by wzbudzić moją zazdrość.
-Doprawdy?-Jego głos był wyjątkowo spokojny.

   Izabela zacisnęła dłoń na klamce do wielkich drzwi prowadzących na schody do sali.

-Naturalnie, najsłodszy, i wspaniale ci się to udało. Teraz tylko pozostaje ci pozbyć się jej, a między nami wszystko wróci do normy.
-To może być trudne, Margot. Izabela jest oddana stryjowi, nigdy nie zgodzi się na to, żeby go tu zostawić.

   Na tę lekko rzuconą uwagę, żołądek Izabeli się zacisnął. Objęła się ramionami, żeby pokonać ostre, przeszywające ukłucie bólu.

-No cóż, w takim razie, ty będziesz musiał kazać jej się wynieść.
-Na jakiej podstawie?-Arkadiusz spytał rzeczowo.
-Na miłość boską, Arkadiuszu, -Kobiecy głos podniósł się w rozdrażnieniu.-Wymyśl coś. Daj jej pieniądze. Ona zrobi co zechcesz.

    Izabela nie mogła dłużej tego słuchać. Pobiegła do swojej komnaty, nie wzbudzając podejrzeń u służby, i oparła się o drzwi. "Ależ z ciebie głupia gęś, Izabelo Lestrange"-wyrzucała sobie-"On cię nie kocha i nigdy nie pokocha. Twoje małżeństwo od samego początku było było tylko grą". Po paru minutach uspokoiła się i wyprostowała ramiona. Miła już dość tego wszystkiego. Stryj Paddy był wystarczająco silny, a ona oszalałaby w takim miejscu.
   Wzięła torbę, którą przywiozła jeszcze z Irlandii, po czym napisała dwa listy-do stryja i do męża. W myślach błagała stryja, żeby zrozumiał, że tak młoda i niedoświadczona kobieta jak ona nie zniesie obecności Arkadiusza. Nie po tym co się zdarzyło.
   Wzięła głęboki oddech, bezszelestnie wyszła z zamku i ruszyła w stronę portu.

***

   W przystani było niewiele więcej ludzi niż w dniu, kiedy przyjechała. Ludzie, przechodzący obok niej, wyglądający na takich, którzy wiedzą czego chcą, odbierali jej resztki pewności siebie. Przez chwilę czuła się zagubiona i samotna. Wreszcie wypatrzyła statek, którym miała płynąć i skierowała się w stronę przystani. Wtem czyjaś dłoń chwyciła ją za ramię i obróciła w stronę jej właściciela. Szmaciana torba spadła na ziemię.
-Co pan sobie wyobraża!?-zaczęła z oburzeniem, po czym zastygła, ujrzawszy nad sobą wściekłą twarz Arkadiusza.
-Dokładnie o to samo chciałem cię spytać. Dokąd to się wybierasz, jeśli wolno spytać?
-Do Irlandii. Do domu.
-Czy naprawdę jesteś na tyle głupia, żeby sądzić, że pozwolę ci wejść na pokład statku bez słowa?-spytał zaciskając uścisk.
   Skrzywiła się z bólu, ale spokojnie odparła:
-Zostawiłam ci list.
-Czytałem twój list.-wysyczał przez zaciśnięte zęby. Tłum wokół nich zdawał się nie zdawać sobie sprawy, że właśnie obok nich, kłóci się głowa państwa z małżonką.-Na szczęście skończyłem wcześniej, bo w przeciwnym razie musiałbym gnać za tobą przez ocean.
-Nie ma potrzeby, abyś gnał za mną dokądkolwiek.-upierała się Izabela, usiłując wyrwać z uścisku ramię.-Złamiesz mi rękę, Arkadiuszu.
-Masz szczęście, że to nie twoja szyja.-odparł i wolną ręką chwycił torbę, po czym pociągnął Izabelę w stronę zamku.
-Nigdzie z tobą nie idę. Wracam do Irlandii.
-Wracasz ze mną.-poprawił.-Możesz iść o własnych nogach, albo zarzucę cię na ramię.
   Izabela fuknęła, ale kiedy pochylił się nad nią taki silny i wspaniały, odrzuciła głowę do tyłu i już spokojniej ciągnęła:
-Dobrze, pójdę z panem, Najjaśniejszy Panie. Będą inne statki.

   Zaklął pod nosem i ruszył celowo wielkimi krokami do zamku zmuszając ją prawie do biegu. Weszli do miasta, gdzie kręciło się dużo więcej osób.
-Masz mi wiele do wyjaśnienia Izabelo.-powiedział. Już otwierała usta, żeby mu się odciąć, ale on spojrzał na nią ponuro, nakazując spokój.-Poczekaj aż dotrzemy do zamku. Nie chcę, żeby ktoś nas rozpoznał.
   Doszli do budowli i przeszli niezauważenie obok straży. Na korytarzu prowadzącym do komnat zauważyła ich tylko jedna, zszokowana ich strojem i zachowaniem, służąca.
-Niech nikt nam nie przeszkadza.-Arkadiusz warknął do niej, wepchnął Izabelę do jej komnaty i zatrzasnął za sobą drzwi.

-A teraz słucham.
-Mam cię dosyć, Arkadiuszu Volturi!-wybuchnęła.-Ty wielki, wrzeszczący łajdaku, mam powyżej uszu tego, że mnie poganiasz, popychasz i wyrywasz mi ręce ze stawów. Ostrzegam cię, ty synu diabła o czarnym sercu, że nie będziesz mną dłużej pomiatał.
-Jeśli skończyłaś-odparł spokojnie-chciałbym usłyszeć jak używasz tego swojego przewrotnego języczka, by wyjaśnić mi co zrobiłaś.
    W tym momencie za drzwiami stanęło kilka służących, które zdążyły się już przyzwyczaić do ich nowej, uprzejmej królowej.
-Nie jestem winna żadnych wyjaśnień komuś takiemu jak ty. -Jej oczy zalśniły w zagniewanej twarzy.-Powiedziałam ci jasno w liście. Niczego od ciebie nie chcę. Mam swoją dumę, jeśli nic innego mi już więcej nie zostało.
   Do służących, dołączyło się jeszcze kilku rycerzy.
-Tak, ty i ta twoja irlandzka duma. O co chodziło ci z tymi pieniędzmi i wyjazdem?
-Myślałam, że wyraziłam się jasno. Nie chcę twoich pieniędzy i skoro nie można już unieważnić małżeństwa to wyjeżdżam a wtedy ty mógłbyś uznać mnie za zaginioną lub martwą.
-I sądzisz, że się na to zgodzę?-Arkadiusz wybuchnął, a ona cofnęła się o krok. Do grupki na korytarzu dołączyło jeszcze parę kucharzy i ogrodników. -Po prostu spokojnie przeczytam twój list i uznam, ze nigdy nie istniałaś?
-Nie wrzeszcz na mnie.-warknęła.-Zgodziliśmy się na to na samym początku, że małżeństwo zawieramy tylko ze względy na Stryjka Paddy'ego, a kiedy mu się polepszy, unieważnimy je. Teraz, kiedy jest to już niemożliwe, zniknę, a ty o mnie zapomnisz.
-Możesz mówić o unieważnieniu i rozstaniu po ostatniej nocy?-odpalił z goryczą w głosie.-Myślałem, ze to coś dla ciebie znaczyło.
-Ja mogę o tym mówić!? Ja mogę o tym mówić!?-wrzasnęła, zupełnie nie panując nad sobą, co było zupełnie do niej nie podobne.- I ty śmiesz tak do mnie mówić? Niech cię diabli, za twoją hipokryzję. Ledwie zdążyłeś wyjść z tego łóżka, a już rozmawiałeś ze swoją przyjaciółeczką o tym, ze dasz mi pieniądze i każesz wyjechać. Ty przeklęty, fałszywy draniu! Wolałabym raczej umrzeć, niż tknąć chociaż grosz z tych twoich pieniędzy.
   Na korytarzu zebrał się już chyba cały dwór.
-To dlatego uciekłaś, Izy?
-Tak.-Jej małe pięści uderzyły w jego pierś.-Zabierz ode mnie te łapy, ty przeklęty brutalu. Nie mam najmniejszego zamiaru czekać, aż mnie spłacisz jak jakąś dziwkę.
   Uniósł ją do góry i położył na łóżku.
-Więc znowu wracamy do łóżka, prawda? Nigdy więcej nie będę leżała w łóżku z kimś takim jak ty. Niech cię piekło pochłonie Arkadiuszu Volturi.
-Bądź cicho ty mała idiotko!-Arkadiusz pocałował ją, by przerwać potok przekleństw, i trzymał dotąd, aż jej szalony upór stracił swą moc. -Myślałaś, ze pozwoliłbym ci odejść po tym wszystkim, przez co przeszedłem, żeby cię mieć?-Zdusił jej odpowiedź kolejnym pocałunkiem.-Teraz, moja mała złośnico, siedź cicho i słuchaj. Margot przyszła tu dziś rano bez zaproszenia. To ona zaczęła rozmawiać o pozbyciu się ciebie, nie ja. Po pierwsze... bądź cicho-ostrzegł, gdy zaczęła się wić w jego uścisku.-albo będę zmuszony użyć siły. -Po chwili zademonstrował to, trzymając wargi na jej ustach dotąd, aż jej protesty na chwilę osłabły. -Po pierwsze-zaczął znów- nigdy nie zamierzałem się z nią ożenić. Wszystkie plany w tym kierunku ułożyła sama. Rzeczywiście, przez jakiś czas spotykaliśmy się... Izabelo, leż spokojnie. Zrobisz sobie krzywdę.-Przesunął ciężar ciała, ujął jej nadgarstki i przytrzymał nad jej głową.-Wtedy właśnie ubzdurała sobie, że powinienem się z nią ożenić i że będziemy podróżować po Europie i zajmować się tylko sobą nawzajem. Powiedziałem jej że to wykluczone, więc wyjechała do Anglii, oświadczając przed wyjazdem, że albo konie albo ona.-Uśmiechnął się szeroko do Izabeli, nie spuszczając z oka jej wciąż naburmuszonej twarzy.-Naturalnie konie wygrały. Tymczasem ona wbiła sobie w ten mały móżdżek, że ożeniłem się z tobą, żeby zrobić jej na złość, i kiedy przyszła dziś rano i zaczęła mówić o pozbyciu się ciebie, dałem jej się wygadać, ciekaw jak daleko się posunie. -Ujął podbródek Izabeli i przytrzymał nieruchomo jej głowę. -Gdybyś wysłuchała całej rozmowy, usłyszałabyś, jak mówię, że nie mam najmniejszego zamiaru pozbywać się żony, którą kocham i będę kochał przez najbliższe tysiąc lat.

   Na korytarzu ucichły wszelkie szepty i wszyscy wstrzymali oddech.

-Tak powiedziałeś?-w jednym momencie Izabela zaprzestała walki.
-Albo coś w tym rodzaju. W każdym razie jednoznacznie.
-Ja... Cóż, mógłbyś powiedzieć swojej żonie, że ją kochasz. To zaoszczędziłoby nam wielu kłopotów.
-Jak mogłem powiedzieć jej, że ją kocham, chwile po tym jak na mnie napadła?-Odgarnął jej loki na bok i ucałował kremową szyję.-Moją pierwszą myślą, było ułagodzić cię na tyle, żebyś zniosła mój widok, a potem powoli posuwać się naprzód. Naprawdę myślałaś, że zabrałem cię do Sieny i Rzymu ze względu na Vincitore?-Wargami smakował jedwabistą skórę.-Bałem spuścić cię z oczu. Ktoś mógłby pojawić się i sprzątnąć mi ciebie sprzed nosa. Postanowiłem łamać twój opór krok po kroku.-Wodził ustami po twarzy Izabeli.-Myślałem, że robię postępy, ale pogorszenie stanu zdrowia Paddy'ego zmieniło wszystko. Czułem, ze można mu pomóc tylko w jeden sposób: Jeśli sprawi się, że uwierzy, że jesteś bezpieczna i szczęśliwa. Dlatego wmanewrowałem cię w szybkie małżeństwo. Oczywiście-wolną ręką zaczął pieścić żonę-nigdy nie zamierzałem pozwolić ci wyjechać.
-Puść moje ręce-zażądała.
   Uniósł głowę i pokręcił przecząco.
-Nie ma mowy, nawet jeśli będę musiał cię tak trzymać przez następne sto lat.
-Nie widziałeś, że umieram z miłości do ciebie? Puść moje ręce i pocałuj mnie.
   Kiedy ją oswobodził, przyciągnęła jego głowę do swojej i wtuliła ją w mocno opaloą szyję.
-Wygląda na to-szepnął w jej pachnące włosy-że straciliśmy mnóstwo czasu.
-Wydawałeś się być taki odległy. Przez te wszystkie tygodnie nawet mnie nie dotknąłeś. Ostatniej nocy nawet się nie zająknąłeś, ze mnie kochasz.
-Nie śmiałem cię dotknąć. Pragnąłem cię tak bardzo, że doprowadzało mnie to do szału. Gdybym poprzedniej nocy powiedział, ze cię kocham-a naprawdę chciałem, wierz mi!-mogłabyś pomyśleć, ze robię to tylko po to, żeby zatrzymać cię w łóżku.
-Nie pomyślę tak teraz, Arkadiusz. Powiedz, niech to usłyszę. Od tak dawna pragnęłam usłyszeć jak to mówisz.

   Bezzwłocznie zastosował się do jej życzenia. Powtarzał to wciąż i wciąż, a kiedy jego wargi odnalazły jej usta, powiedział jej to samo bez słów.
-Arkadiusz-wyszeptała mu wreszcie wprost do ucha. Służba pochyliła się bardziej ku drzwiom.-tak sobie myślę... czy nie mógłbyś postarać się o kolejną burzę?

Za drzwiami rozległo się ciche "Nareszcie!"

Koniec cyklu pierwszego

Dedykowane Black, za to, że nie przestała czytać :D

niedziela, 12 maja 2013

Burza

   Izabelę obudził oślepiający błysk i huk pioruna. W komnacie przez moment zrobiło się jasno jak w dzień, niebo zostało pocięte pajęczynami błyskawic, a wiatr jęczał jak człowiek pogrążony w rozpaczy.
   Odrzuciwszy przykrycie, wstała z łóżka i otworzyła okno, żeby burza mogła choć w maleńkiej ilości wtargnąć do pokoju. Porywisty wiatr ciągnął ją za włosy i szarpał tkaninę cienkiej koszuli nocnej, która oblepiła jej ciało. Deszcz lał się strugami z nieba a ona śmiała się w zachwycie na widok gniewnych żywiołów.



-Izabela?- Odwróciła głowę i na progu komnaty zobaczyła zarys Arkadiusza.-Pomyślałem, że się przestraszyłaś. Burza jest tak głośna, że mogłaby obudzić umarłego.
-Tak.-Przytaknęła triumfalnie.-Jest wspaniała!
-Tyle za przekonanie, że zastanę cię trzęsącą się ze strachu w łóżku.-Odparł z krzywym uśmiechem i cofnął się.
-Och, Arkadiusz, Tylko spójrz!-zawołała, kiedy kolejna błyskawica rozświetliła nocne niebo, a zaraz po niej rozległ się dźwięk pioruna.
   Popatrzył na jej smukła sylwetkę rysującą się wyraźnie na tle czerni, na burzę włosów powiewającą w okół jej głowy i nagich ramion. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Izabela wykrzyknęła ponownie:
-Och, chodź, spójrz tylko na to!- Wziął głęboki oddech i zbliżył się do okna- jest taka dzika, taka silna, potężna i wolna! - Uniosła twarz chcąc poczuć na policzkach powiew wiatru.- Jest gniewna jak demon i nie obchodzi jej nic, co kto sobie o niej pomyśli. Posłuchaj wiatru, jęczącego jak śmierć. Och, uwielbiam burzę za to, że jest taka niezależna!
   Odwróciła się i w świetle błyskawicy zobaczyła w oczach Arkadiusza nieskrywane pożądanie. Jej uśmiech zbladł. Kiedy przytulił ją do siebie i zgniótł jej usta w zachłannym pocałunku, bicie jej serca zagłuszyło gwałtowność burzy.
   Objęła go ramionami w pasie. W jednej oszałamiającej chwili zdała sobie sprawę, że Arkadiusz ją pragnie. Przesunął rękę na jej ramiona i miękka tkanina okrywająca dziewczynę spadła na ziemię. Kiedy wreszcie nie odgradzał ich już ani skrawek materiału, Arkadiusz wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko.
   Całowali się i pieścili, nie mogąc się sobą nasycić. Poznawali się wzajemnie, brali i dawali. Gwałtowność burzy zbladła przy gwałtowności ich miłosnego uniesienia. Rozkosz zagarnęła ich szeroką falą i wyniosła na sam szczyt. Gdy powrócili do rzeczywistości, Izabela zasnęła w ramionach Arkadiusza głębokim snem kogoś, kto się zagubił i po długich poszukiwaniach wreszcie odnalazł dom.

   Rano obudziły Izabelę delikatne promienie słońca. Otworzyła oczy. Twarz Arkadiusza była tuż obok jej twarzy. Przyjrzała mu się uważnie i westchnęła. Tak bardzo go kocha. Oddychał powoli i miarowo. Głęboki błękit jego oczu skrył się pod powiekami. Odgarnęła mu z czoła ciemne falujące włosy, przysunęła się jeszcze bliżej i wyszeptała jego imię.
   Otworzył oczy i uśmiechnął się.
-Witaj.-powiedział, zaciśniając uścisk wokół jej talii.-Zawsze wyglądasz tak pięknie z samego rana?
-Nie wiem.- odpowiedziała.- Po raz pierwszy budzę się z mężczyzną u boku.- położyła się na nim i krytycznie przyjrzała jego twarzy. -Ty też nie wyglądasz najgorzej.
   W odpowiedzi pocałował ją, położyła się obok niego przytulona, a on gładził ją po plecach.
-Arkadiusz.-powiedziała poważnie-zdaje mi się, że już południe.
   Przekręcił się, żeby zobaczyć to na własne oczy i aż jęknął.
-Faktycznie.
-Ale to nie możliwe.-zaprotestowała i uniosła się na łóżku, pełna oburzenia.- Nigdy tak długo nie spałam.
-Cóż, tym razem to zrobiłaś.- Uśmiechnął się szeroko.- Nawet ty kłótnią nie zmusisz czasu, żeby się cofnął.
-Będę udawać, że nie wiedziałam.-przytuliła się do męża, chcąc jeszcze chwilę napawać się ciepłem jego ciała.
-Bardzo chciałbym zrobić to samo, ale obowiązki czekają i już jestem spóźniony.-Znów ją pocałował i obrócił tak, że znalazła się pod nim.-Muszę już iść.- Zatrzymał na chwilę wargi u nasady jej szyi, ale zaraz wyplątał się z jej objęć. Wstał i naciągnął na siebie ubranie, po czym odwrócił się i popatrzył na smukłą sylwetkę jego królowej, ledwie przysłoniętą pomiętym prześcieradłem.-Jeśli tu zaczekasz , za dwie godziny będę z powrotem.
-Mógłbyś zostać teraz i jeszcze trochę się spóźnić.- Zasugerowała żartobliwie i usiadła, przyciskając prześcieradło do piersi.
-Nie kuś mnie.-Podszedł do łóżka i pocałował ją w czoło. -Wrócę jak tylko będę mógł.


Dedykowane Feniksowi240 


Przepraszam wszystkich za pewną wulgarność przedstawionych treści, ale czasami po prostu trzeba. :D

sobota, 11 maja 2013

Wizyta (i jej konsekwencje)

   Minął jakiś czas i Paddy wrócił już do swojego domu. Powoli próbował wrócić do pracy. Izabeli odrobinę brakowało jego obecności. Stryj uznał Finnegana za odpowiedniego dla siebie towarzysza, więc pies dzielił swój czas między ich dwoje. Arkadiusz nadal nie przejmował się swoją żoną. Ich stosunki na powrót stały się oficjalne, aż w końcu doszło do tego, że Izabela bardziej czuła się jego podopieczną. Podczas wszelkich spotkań towarzyskich traktował ją z ciepłą troskliwością nowo poślubionego małżonka, ale gdy tylko byli sami w domu, stawał się odległy, a zdawkową czułością, jaką jej okazywał, równie dobrze mógł obdarzać ulubioną kuzynkę.

   Pewnego lipcowego popołudnia, gdy w powietrzu pulsował letni żar, została poproszona o audiencję. Izabela weszła do wielkiej sali, w której zazwyczaj przyjmował gości Arkadiusz, i usiadła czekając na gościa. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Margot Winters we własnej osobie. 
-Witam, Pani Winters.-powitała ją Izabela, zdecydowana grać rolę uprzejmej gospodyni.-Proszę wejść. Arkadiusz jest w stajni, ale z przyjemnością po niego poślę.
-To nie jest konieczne, Izabelo.-Margot przeszła na podwyższenie i usiadła na ławie, przeznaczonej dla doradców króla, w ogóle nie przejmując się faktem, że królowa wciąż stoi.-Przyszłam uciąć sobie pogawędkę z tobą.-Spojrzała na służbę, żeby ta wyszła. Izabela skinęła głową i po chwili zostały same. 
-Przejdę od razu do rzeczy.-zaplotła palce we władczym geście.-Zapewne wiesz, że Arkadiusz i ja mieliśmy się pobrać zanim, jakiś czas temu, się posprzeczaliśmy.
-Doprawdy?-spytała Izabela uprzejmie, z wyraźnym brakiem zainteresowania.
-Tak. Wszyscy o tym wiedzieli.-oświadczyła.-Pomyślałam, że dam mu nauczkę. Wyjadę na jakiś czas, aby mógł przemyśleć parę spraw. To wyjątkowo uparty mężczyzna.-Posłała Izabeli lekki, znaczący uśmiech.-Gdy usłyszałam, że się ożenił z jakąś pomocnicą ze stajni,-tu wzdrygnęła się.-musiałam wrócić, aby zaprowadzić porządek.
-A czy pomocnik stajenny może zapytać, jak zamierza pani to zrobić?
-Kiedy ta mała przygoda dobiegnie końca, Arkadiusz i ja zrobimy jak planowaliśmy.
-Rozumiem, że mówiąc "przygoda", ma pani na myśli moje małżeństwo?-Izabela złowieszczo zniżyła głos.
-Cóż naturalnie. Spójrz tylko na siebie. To oczywiste, że Arkadiusz ożenił się z tobą tylko po to, żeby ściągnąć mnie z powrotem. Chyba nie robisz sobie nadziei. Nie zostałaś odpowiednio wychowana, żeby żyć w naszym środowisku.
   Izabela z godnością wyprostowała plecy.
-Coś pani powiem, pani Winters. Może nie urodziłam się na dworze i nie mam takiego stylu jak pani, ale mam coś czego może mi pani zazdrościć-obrączkę Arkadiusza.
   W tym momencie weszła służba, przywołana podniesionym głosem królowej. Izabela wstała i oznajmiła:
-Pani Winters właśnie wychodzi. Bądźcie tak uprzejmi i odprowadźcie ją do bram. 
-Baw się w królową póki możesz.-Podniosła się i spokojnie przeszła do drzwi.-Wylądujesz w stajni szybciej niż myślisz.
   Drzwi zamknęły się. Do Izabeli podeszła jedna z dam dworu, żeby pomóc jej się uspokoić.
-Jak ona śmiała przyjść tu i mówić takie rzeczy!?-była oburzona.
-Nie będziemy na nią zwracać uwagi. A wiadomość o tej wizycie zatrzymamy tylko dla siebie.
-Jeśli tego sobie Najjaśniejsza Pani życzy.-zgodziła się kobieta.
-Tak.-odparła Izabela, wpatrzona w przestrzeń.-Tego właśnie sobie życzę.
   Służba, znów opuściła salę, ą Izabela podeszła do okna. Usiadła na kamiennym parapecie.
"Oni wiedzą."-pomyślała-"Wszyscy już wiedzą kim jestem.".

***

   Jednak nerwy Izabeli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, co przejawiało się aż nadto w jej zachowaniu. Atmosfera na dworze stawała się napięta. Arkadiusz powitał tę zmianę z wyrozumiałością, która później przerodziła się w nienaturalną cierpliwość.
   Tego wieczoru, kiedy siedział i podziwiał zachód słońca, Izabela przemierzała niespokojnie salę, w którym kilka godzin wcześniej, odbyła nieprzyjemną rozmowę.
-Wezmę Finnegana i pójdę się przejść po ogrodzie.-powiedziała, bo nie mogła już znieść panującej w komnacie ciszy.
-Rób jak ci się podoba.-odparł, obojętnie wzruszając ramionami.
-Rób jak ci się podoba!?-Izabela odwróciła się i napadła na niego, zdając sobie sprawę, że właśnie straciła cierpliwość.-Staje się chora kiedy słyszę, jak to mówisz. Nie zrobię tak, jak mi się podoba. Nie chcę robić tak, jak mi się podoba.
   Izabela nie należała do osób, które łatwo wyprowadzić z równowagi, jednak wydarzenia z tamtego dnia zadziałały na nią wyjątkowo.
-Czy zdajesz sobie sprawę, z tego co właśnie powiedziałaś?-Wstał z parapetu, na którym wcześniej siedziała Izabela, i popatrzył na nią uważnie.-To najzabawniejsze stwierdzenie jakie kiedykolwiek słyszałem.
-To wcale nie jest zabawne. To beznadziejnie proste. Gdybyś tylko potrafił to zrozumieć.
-Co w ciebie wstąpiło?
-Nic.-odparła krótko.-Nic mi nie jest.
-W takim razie przestań zachowywać się jak sekutnica. Męczy mnie znoszenie twoich humorów.
-Sekutnica, tak?
-Właśnie.-potwierdził doprowadzającym ją do szału spokojem.
-Cóż, jeśli masz dość słuchania mnie, w takim razie zejdę ci z drogi.
   Wypadła z sali i wbiegła do ogrodu. 

***

   Następnego dnia rano obudziła się zła jeszcze przed wschodem słońca. Nie była osobą, która szybko zapomina złość. Wręcz przeciwnie, była bardzo pamiętliwa. Wiedziała, ze wina leży po jej stronie i że powinna się przyznać. Wiedziała, że to zrobi, ale póki co musi się trochę poobrażać. 
   Nie chciała go jeszcze przepraszać. Chciała odpokutować. Ubrała na siebie ubranie robocze i zbiegła zjeść niewielkie śniadanie. Służba zaskoczona obecnością królowej o tak wczesnej porze, powiedziała jej (zgodnie z prawdą), że Arkadiusz wstał wcześniej i wyjechał gdzieś. Usiadła za stołem, nękana wyrzutami sumienia, bowiem bała się, że Arkadiusz za bardzo się przejął jej wczorajszym zachowaniem.

   Pracowała ciężko w stajni od samego rana, postanowiwszy nałożyć sama na siebie karę za swoje winy. Wczesnym popołudniem, po kilku godzinach pracy bez wytchnienia, fizyczne zmęczenie zaczęło pokonywać dręczące ją przygnębienie.
-Izy!-odezwał się Arkadiusz, który nagle pojawił się w drzwiach siodlarni.-Chodź, chcę ci coś pokazać.-Z tymi słowami wyszedł. 
   Pobiegła za nim. Zrównawszy się z nim, chwyciła go za ramię, żeby zwolnił kroku.
-Przepraszam. Przepraszam za to, że naskoczyłam na ciebie wczoraj wieczorem. Wiem, że nie miałam powodu. Wiem, ze jestem złośliwa i są ze mną same kłopoty, ale jeśli... Dlaczego się tak uśmiechasz?
   Teraz Arkadiusz śmiał się otwarcie.
-Przepraszasz równie żarliwie, jak się złościsz. To fascynujące. Zapomnij o tym nieporozumieniu, kruszyno.-Zburzył jej włosy i przytulił ją.-Każdemu zdarza się zły dzień. Zobacz.-powiedział i wskazał na coś ręką. 

   Na widok lśniącej kasztanki, dumnie tańczącej po padoku, Izabela wydała okrzyk zachwytu. Podeszła bliżej, stanęła na pierwszym szczeblu ogrodzenia i przyglądała się mocniej kształtnej sylwetce.
-Och, Arkadiuszu, jaka ona piękna. To najpiękniejszy koń jakiego widziałam!
-Mówisz tak o każdym.
   Izabela posłała mu jej najbardziej czarujący uśmiech.
-Tak, i to zawsze prawda. 
-Jest twoja.-powiedział Arkadiusz podchodząc do niej.
-Moja?
-Miałem zamiar dać ci ją za dwa miesiące, na twoje urodziny, ale -wzruszył ramionami i odgarnął kosmyk włosów z jej policzka.-pomyślałem, że potrzebujesz czegoś na poprawę nastroju, więc będzie twoja nieco wcześniej.
   Pokręciła głową, nadal nie mogąc uwierzyć, że ta piękna klaczka będzie należeć do niej.
-Po tym, jak się wczoraj zachowałam, nie powinieneś dawać mi żadnych prezentów. 
-Ta myśl przemknęła mi przez głowę, przyznaję, ale to rozwiązanie uznałem za najlepsze.
-Och, Arkadiusz!-Bez namysłu rzuciła mu się na szyję.-Nikt nigdy nie dał mi tak wspaniałego prezentu. Nie zasługuję na coś takiego. -Oderwała twarz od jego policzka i przycisnęła usta do jego warg. -Arkadiusz?-szepnęła gdy uniósł twarz, ocierając się przy tym policzkiem o jej policzek. Szorstko odsunął ją od siebie. 
-Zajmij się teraz swoją klaczą, Izy. Zobaczymy się później.

   Patrzyła za nim, jak oddala się dużymi krokami. Kiedy podbiegł do niej Finnegan, kucnęła i ukryła twarz w jego futrze.
-On nic do mnie nie czuje.-powiedziała powstrzymując łzy.


Dedykowane Śliwce ♥

wtorek, 7 maja 2013

Finnegan

   Od tamtego czasu niewiele się działo. Ślub Luci i Clary był skromny i uroczy. Minęły dwa tygodnie, a Izabela zaczęła odczuwać podenerwowanie. Stan zdrowia Paddy'ego polepszał się z dnia na dzień. Izabela miała szczelnie wypełniony czas rozmową z nim i pracą w stajni. Chwilami niemal zapominała o tym, że jest królową.
   Arkadiusz był pełen kurtuazji, miły i serdeczny, jednak rzadko ze sobą rozmawiali. Jeśli jednak się tak zdarzyło, tematy ich rozmów sprowadzały się głównie do stanu zdrowia Paddy'ego lub inne neutralne tematy, na ogół związane z końmi. Zostawił Izabeli zupełną swobodę. Mogła robić, co chciała, niczego nie żądał, wszystko tolerował, hojny i trzymający się na dystans. Odczuła subtelną zmianę w ich stosunkach i doszła do wniosku, że niezbyt jej się to podoba. Nigdy nie podnosił głosu, niczego nie krytykował i nigdy jej nie dotykał, chyba, że było to absolutnie konieczne. Gorąco pragnęła, żeby na nią krzyknął jak dawniej lub zrobił cokolwiek, byle przestał zachowywać się w ten chłodny, uprzejmy sposób. Stosunki między nimi stały się teraz mniej bezpośrednie niż wówczas, gdy ona była tylko jego służącą.

   Wychodząc ze stajni któregoś popołudnia, zastanawiała się, czy zastanie Arkadiusza, który właśnie powinien był kończyć naradę z doradcami. Wtem stanęła jak wryta i wlepiła oczy w olbrzymią, brudnoszarą górę futra. Przyjrzała się dokładnie i doszla do wniosku, że olbrzymia góra futra to w rzeczywistości pies o rzadko spotykanych rozmiarach.
-Nie robiłabym tego na twoim miejscu.-powiedziała ostrożnie, obserwując zwierze ryjące nosem w klombie z kwiatami. Pies podniósł łeb na dźwięk jej głosu.-Spokojnie. Nie uciekaj. Nic ci nie zrobię.-Zwierzę zawahało się, ale nie spuścił z niej nieufnego wzroku. Izabela zachowując dystans między nimi nie przestawała mówić.-Właśnie widziałam ogrodnika Arkadiusza. To naprawdę groźny mężczyzna.-Przykucnęła i teraz patrzyli sobie w oczy.-Zgubiłeś się, czy po prostu się włóczysz? Po twoich ślepiach wnioskuję, że jesteś głodny. Znam to uczucie. Sama byłam głodna, nie raz, nie dwa. Zaczekaj tu.-poleciła i wstała.-Coś ci przyniosę.

   Nie spuszczając go z oczu, zeszła po schodkach do kuchni.
-Maestro!-zwrociła się do mężczyzny, który przyjął sobie za punkt honoru, traktowanie jej jak prawdziwej królowej.-Czy macie może trochę niepotrzebnego mięsa?
   Maestro był zbity z tropu.
-Niepotrzebnego mięsa?-zapytał ostrożnie.
-Tak . Niepotrzebnego mięsa.
-Ależ, Najjaśniejsza Pani, po cóż miałbym Panią karmić jakimiś ochłapami?
-Ależ, najdorższy. Ja nie chcę, żebyś mnie karmił. Chcę, żebyś dał mi jakieś ochłapy.
-Ale po co?
-Mój drogi, czy kobieta, w tym wypadku królowa, nie ma prawa czasem mieć ochoty na odrobinę ochłapów?
-Skądże znowu. Już daję.-Maestro nadal nie rozumiał o co chodzi, ale już więcej nie pytał. Po chwili przyniósł kawałek udźca. "Ochłapy."-pomyślała z sarkamem, ale podziękowała uprzejmie i wróciła do ogrodu.

-To fantastyczny kawałek mięsa, przyjacielu, a patrząc na ciebie, nietrudno sie domyślić, że nigdy nie jadłeś czegoś takiego.
   Położyła mięso na trawie i cofnęła się. Pies zaczął iść w jej stronę, z początku powoli, wodząc wzrokiem od mięsa do swojej dobrodziejki, ale w końcu jego zaufanie wzrosło, a może głod się wzmógł na tyle, że gwałtownie rzucił się na nieoczekiwany posiłek. Patrzyła jak z apetytem zjada porcje, którą można by wykarmić trzech rosłych mężczyzn i znajdowała w tym niewymowną przyjemność.
-Coż, powiedzmy sobie szczerze, jesteś brudny jak świnia i absolutnie nie jesteś tym zakłopotany.-Uśmiechnęła się szeroko i obserwowała, jak długi ogon porusza się potakująco.-Jesteś z siebie zadowolony, prawda?-Zanim zdążyła się poruszyć, leżła na plecach przygnieciona 50 kilogramami żywej wdzięczności, a na twarzy poczuła szorstki, wilgotny język. -Złaź ze mnie ty wielka owłosiona bestio!-ze śmiechem próbowała, bez powodzenia, zepchnąć go z siebie. starała się odwrócic twaz przed wilgotną pieszczotą, ale nie była w stanie tego zrobić.-Jestem przekonana, że coś mi złamałeś i że nie kąpałeś się od dnia narodzin.
   Kiedy po licznych błaganiach i szamotaninie udało jej sie uwolnić, wstała chwiejnie na nogi i przyjrzała sie poniesionym stratom. Jej ubranie było całe w ziemi, a ręce miała uwalane aż po łokce. Odgarnęła do tyłu rozczochrane loki i popatrzyła na psa, który usiadł u jej stóp z wywieszonym językiem, pełen uwielbienia.
-teraz obydwoje potrzebujemy kąpieli. Cóż...-odetchnęła głęboko, przechyliła głowę na boki zastanowiła się nad sytuacją.-Ty zostaniesz tutaj, a ja zobaczę, co da się zrobić. Najlepiej byłoby, gdyby udalo mi się doprowadzic cię do jakiego takiego porządku, zanim cię przedstawię.

   W drodze do zamku zatrzymała się przed schodami, żeby strząsnąć z siebie ziemię.
-Izy, co się stało? Czy ktoś cię napadł? Jesteś ranna?-Arkadiusz podbiegł do niej, ujął ją za ramiona, po czym przesunął dłonie na jej twarz. Pokręciła przecząco głową, wytrącona z równowagi tym wzburzonym tonem.
-Nic mi nie jest, Arkadiuszu, nie powinieneś mnie dotykać, zabrudzisz sobie ubranie.-próbowała cofnąć się o krok, ale tylko przytrzymał ją mocniej.
-Do diabła z nim!-zawołał zniecierpliwiony.
   Ten poufały gest po tak wielu dniach bezosobowego dystansu sprawił jej tak niewypowiedzianą przyjemność, że objęła go ramionami w pasie, zanim zdązyła powiedziec sobie, że to z jej strony niezbyt rozsądne. Czuła jak jego wargi bładzą po jej włosach i pomyślała w przystępie błogiej radości, że gdyby od czasu do czasu mogła otrzymać od niego chociaz tyle, to by jej wystarczyło.
   Nagle chwycił jedną dłonią jej ramię, a drugą odchylił głowe o tyłu. Zobaczyła, że twarz płonie mu gniewem.
-Co z sobą zrobiłaś, na litość boską?
-Nic z sobą nie zrobiłam.-Oświadczyła z godnością, strząsając jego rękę z ramienia.-Mamy towarzystwo.-Wskazała dłonią w kierunku trawnika.
-Izabelo, co to jest?
-To pies., choć na początku, mnie też nie wydawało się to być takie oczywiste. Biedactwo było zagłodzone na śmierć. To dlatego...-Przerwała. Była gotowa na wyznanie najgorszego.-To dlatego dałam mu mięso.
-Nakarmiłaś go?-spytał Arkadiusz cichym, spokojnym głosem.
-Chyba nie będziesz żałował biedakowi odrobiny jedzenia. Ja...
-Nic mnie nie obchodzi jedzenie. Izabelo,-potrząsnął nią gwałtownie.-Ne masz na tyle rozumu, żeby nie zadawać się z obcym psem? Mógł cię ugryźć.
   Wyprostowała się i przeszyła go wzrokiem, aż nadto świadoma krytyki w jego głosie.
-Wiem co robię i byłam ostrożna. Potrzebował jedzenia, więc mu je dałam. Tak samo postąpiłabym z każdym, kto znalazłby się w takiej sytuacji, a jeśli idzie o to drugie, jemu nawet nie przyjdzie do głowy, żeby kogoś ugryźć.-Kiedy spojrzała na psa, zobaczyła, że znów zaczął uderzać ogonem o ziemię.-Tylko spójrz.-wskazała triumfalnie.-Sam widzisz.
-Z tego co widzę to dokonałaś kolejnego podboju. A teraz-stanowczo obrócił ją twarzą do siebie-powiedz mi tylko, jak to się stało, że tak wyglądasz?
-No cóż.-Spojrzała na męża, później na psa, potem znów na męża.-Widzisz, kiedy skończył jeść, był przejęty wdzięcznością i... zapomniał się na chwilę. Przewrócił mnie i podziękował mi na swój sposób. Jest trochę brudny... pewnie zauważyłeś.
-Przewrócił cię?-powtórzył Arkadiusz z niedowierzaniem.
-On nie chciałby mnie skrzywdzić. Naprawdę. Proszę, nie złość się na niego. Zobacz jak ładnie wygląda, kiedy tak siedzi.-zerknęła na psa i podziękowała w duchu, że jest na tyle mądry, żeby patrzeć szczerymi ślepiami w oczy mężczyzny.-Potrzebuje tylko odrobiny czułości.
-Odnoszę wrażenie, że zamierzasz go zatrzymać.
-Cóż, nie jestem pewna.-Spuściła wzrok, popatrzyła na ślad ziemi na ubraniu Arkadiusza i starła go.
-Jak się nazywa?
-Finnegan.-odparła natychmiast, po czym zdała sobie sprawę, że się zdradziła.
-Finnegan? Dlaczego tak?
-Przypomina mi księdza ze wsi. Wielkiego i niezgrabnego, ale pełnego wewnętrznej radości.
-Rozumiem.-Arkadiusz podszedł do trawnika, przykucnął i uważnie przyjrzał się Finneganowi.
   Ku uldze Izabeli, pies nie zapomniał o dobrych manierach. Kiedy mężczyzna powrócił do niej, oblizała nerwowo wargi i zaczęła swoją kampanię.
-Zajmę się nim, zobaczysz, nie będę wpuszczać do zamku i nie pozwolę, żeby wszedł komuś w drogę.
-Nie musisz tak przewracać oczami, Izabelo.-roześmiał się na widok jej pełnej zakłopotania miny i pociągnął lekko za włosy.-Niech Bóg ma świat w swojej opiece, jeśli kiedykolwiek zdasz sobie sprawę z tego co robisz. Możesz go zatrzymać, skoro właśnie tego chcesz.
-Och, chcę. Dziękuję ci.
-Musi się jednak umyć.
-Ja chyba też powinnam.-Izabela uśmiechnęła się i bez powodzenia próbowała zrzucić z siebie wilgotną kupkę ziemi. Uniosła twarz, lecz jej uśmiech znikł, gdy zobaczyła, że Arkadiusz się na nią dziwnie patrzy.
-Wiesz, Izy, czasem mam ochotę cię schować do kieszeni, żebym nie musiał się o ciebie martwić.
-Jestem w prawdzie nieduża-zgodziła się zduszonym głosem, bo oto uświadomiła sobie, że oddychanie sprawia jej trudność-ale na coś takiego trochę zbyt duża, mimo wszystko.
-Twoja wielkość mnie onieśmiela.
   Zmarszczyła brwi. Ciekawe co może go onieśmielać we wzroście osoby, która sięga mu ledwie do ramienia? Błądził dłonią po jej włosach, przez chwilę delikatnie, po czym zburzył je ze zwykłą niefrasobliwością i dodał:
-Myślę, że byłoby łatwiej gdybyś wyglądała na 21 lat a nie na 15.

Dedykowane KaWie ♥

Panowanie

   Przez następne dni niewiele się działo. Życie wszystkich powoli wracało do normy. Izabela nie mogła usiedzieć na miejscu. Czas dzieliła na rozmowę z Paddy'm, pracę w stajni i przygotowania do ślubu Luci. Pomimo iż ten zapewniał ją, że królowa nie powinna się tym zajmować, ona traktowała to raczej jako przyjacielską przysługę. Zajmowała się końmi nie inaczej niż przed ślubem, ale jej stosunki z współpracownikami zmieniły się diametralnie. Nie rozmawiali z nią. Jakby bali się jej obecności. Z początku ją to smuciło, później zaczęło denerwować. Z czasem przekonała ich do siebie i w ciągu kilku dni zyskała ich sympatię.

   Dla Arkadiusza ślub również wyznaczał granicę nowego życia. Z nieposłusznego urwisa w jeden dzień musiał zmienić się w dojrzałego mężczyzne na którym spoczywała odpowiedzialność za całe państwo. Był wściekły na siebie za to, że to jemu przypadła rola bycia królem. Zdecydowanie wolał spędzać czas w stajni w towarzystwie Izabeli i swojej służby. Tymczasem musiał siedzieć w zamku i (w każdy wtorek) wysłuchiwać próśb i narzekań poddanych. Już wiedział, że znienawidzi to zajęcie. Najbardziej przeszkadzała mu obecność tych wszystkich doradców, urzędników, skarbników, kronikarzy, malarzy, rycerzy itp. Wszyscy ciągle zawracali mu głowę. Wszyscy coś od niego chcieli. Chętnie by przedyskutował tą sprawę z jakimś innym królem, bardziej doświadczonym, ale do ojca nie odzywał się, jeżeli nie miał powodu i ochoty wysłuchiwania trwających kilka godzin krzyków, a z Antoniem byli pokłóceni.

   Wyszedł do ogrodu. Było słoneczne, środowe popołudnie. Słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu. Mógłby je podziwiać, wpadające do morza, gdyby tylko stał na murach a nie na miękkiej, zielonej trawie. Nie chciał go oglądać. Był pewien, że jeszcze nie raz będzie miał okazję. Czuł się więźniem we własnym zamku. Cieszył się z głupoty swojego dziada. Zamek, w którym mieszkał, nie był twierdzą do jakiej przyzwyczajeni byli inni władcy. Budowla przypominała raczej pałac. Wielkie okna, reprezentacyjne ogrody, szerokie balkony i umiejscowienie (pod wzgórzem, bezpośrednio przy morzu) sprawiały, że zamek był dziecinnie prosty do zdobycia. To tam od pół wieku mieszkał ród Volturich. Dziad Arkadiusza postanowił przenieść siedzibę z małej niewygodnej twierdzy na wzgórzu do nowo wybudowanego pałacyku, praktycznie, na plaży. Tłumaczył się mówiąc, że zapach soli o poranku działa leczniczo, na jego chory organizm. Przeprowadzka była możliwa, gdyż Volturri nie byli gniewnym rodem. Umieli walczyć równie dobrze, jeżeli nie lepiej od innych, ale sami nie rozpoczynali walki. Uważali, że takowa niczego nie rozwiązuje. Jeżeli była potrzeba to prowadzili bitwę daleko za granicami stolicy. Jeśli jednak wróg przybijał do bram, rodzina królewska mogła bezpiecznie przejść do twierdzy, przez podziemny korytarz. Urzędnicy nie byli zachwyceni tą decyzją, ale z Królem nie mogli się kłócić. :D Ród Volturi miał swoje wady i zalety przechodzące z pokolenia na pokolenie. Jedną ich cechą była niecodzienność, odmienność, inność, wyjątkowość, unikatowość. Pojawiała się jednak co drugie pokolenie. Ostatni z tą cechą był dziad Arkadiusza w związku z tym poddani mieli wielkie nadzieje dotyczące panowania nowego króla.

   Arkadiusz usiadł na kamiennej ławce i zwrócić głowę w stronę stajni, skąd słychać było gwar rozmów, co jakiś czas przerywanych głośnymi śmiechami. On sam też się do siebie uśmiechnął. To była jedyna chwila odpoczynku dla niego. Był bardzo zmęczony. Przez kilka godzin wysłuchiwał starych kobiet skarżących się na (ich zdaniem) nie słuszne decyzje podejmowane przez króla 35 lat wcześniej, rycerzy wracających z daleka, nieszczęśliwych z tego powodu, że nie słyszeli nic o zmianie władcy i chcących opowiedzieć o swoich nie zwykłych przygodach, kupców, który chcieli odszkodowania za rzekome ograbienia przez zbójów i dam, które koniecznie chciały interwencji króla w sprawi ich zamążpójścia. Był wyczerpany i wściekły. Nic więc dziwnego, że roześmiał się, kiedy zobaczył Izabelę w spodniach wychodzącą ze stajni. "Tak."-pomyślał-"To jedno się nigdy nie zmieni. Ona i Paddy. Ich dwoje jest niezniszczalne.". Izabela pomachała mu wesoło, a po chwili namyślenia podeszła do niego i zgrabnie usiadła koło niego na ławce.

-Wyglądasz na zmęczonego.-powiedziała, a on spojrzał na nią w ten sam sposób, jak ona na niego nad ranem w dniu po weselu.-Ciężko pracujesz?
-Ciężko.-przyznał jej rację i pogłaskał dłonią po włosach.-Ale przecież ktoś musi.-umiechnął się krzywo.
-Minęły 2 dni. Jak tak dalej pójdzie to już niedługo Volterra będzie musiała szukać sobie nowego wladcy. Nie chcę zostać wdową..... Tak szybko.-dodała po chwili.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ja nie chę byś została wdową.-uśmiechnął się do niej.-Będę Cię bardzo potrzebował w najbliżyszym czasie.
-Powiedziałeś mi, że chcesz, żeby cała ta spraw była jak najmniej klopotliwa dla mnie. Teraz, ja chę tego samego dla ciebie. Co mam robić?
-Powiedzmy, że być sobą.-odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo.

poniedziałek, 6 maja 2013

"Rzeczy nieznane są bardziej pożądane"

-Ale obiecaj mi-powiedziała Izabela poprawiając Alecowi koszulę-obiecaj mi, że będziesz tu czasem przyjeżdżał.
-Obiecuję.-powiedział jej kuzyn i pocałował ją w rękę.
   Oboje zaśmiali się. Chłopak wsiadł na konia i wyjechał za bramę zamku.

***

   Izabela spojrzała przelotnie w stronę stajni. Zobaczyła Arkadiusza udzielająego wskazówek nowym stajennym i Lucę przedstawiającego swoją narzeczoną innym.
-Tęsknisz za starym życiem?-spytał Paddy podchodząc do niej.
-Nie aż tak jak ty.-uśmiechnęła się do niego i chwyciła go, żeby nie upadł. Wciąż był bardzo słaby.
-Tak. Brakuje mi tego bardzo. Chciałbym już wrócić do pracy. Ale kiedy patrzę na was szczęśliwych, to przypominam sobie, że żadne z was uparciuchów mi na to nie pozwoli.
-I mamy rację.-powiedziała sadzając go na kamiennej ławeczce stojącej w ogrodzie. Usiadła obok niego.-Musisz wypocząć. Póki co, ktoś inny moze zająć się twoimi obowiązkami. Zrób to dla mnie. Będę się czuła lepiej, wiedząc, że odpoczywasz.-popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem-Stryjku Paddy!
-Tobie nie da się odmówić.-uśmiechnął się.- Dobrze. Wrócę do pracy kiedy uz
nacie, że już na to czas.

***

   Kilka godzin później Izabela ostanowiła odwiedzić przyszłą panne młodą, toteż poszła do domu Luci. Właśnie tam znaleźli je Luca i Arkadiusz kilkanaście minut później. Kobiety przygotowywały posiłek i przy okazji rozmawiały o wszystkich i o wszystkim. Zaczęły planować wesele. Znalazły wspólny język i pewnie dlatego nie zauważyły obecności mężczyzn. Dopiero kiedy Arkadiusz wyciągnął łyżkę z rąk Izabeli, przestały trajkotać.
-Hmm...-mruknął wyjadając jedzenie z miski stojacej przed nią.-Pyszne. Co to jest?
-Obawiam sie, że nie chcesz wiedzieć.-uśmiechnęła się i wyrwała mu łyżkę z ręki.-A nawet jeśli, to nigdy wiecej tego nie weźmiesz do ust.
-Sprawdź mnie.-odpowiedział jej wyzywająco.

   Izabela stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha nzwę potrawy. Gdy zapytał co to, wyjaśniła mu. Skrzywił się, ale nic nie powiedział. Spojrzał jeszcze raz na naczynie.
-Pyszne.-powtórzył, ale już bez takiego entuzjazmu jak poprzednio. Mimo to,wziął do ust pełną łyżkę.

***

   Tego wieczoru Para Królewska nie jadła kolacji w zamku. Zjadła ją w chłopskiej chacie w towarzystwie jeźdzca i jego narzeczonej. Wszyscy fantastycznie się bawili. Z domu było słychać smiechy i głośne rozmowy.

Paddy znów siedział na ławeczce na której posadziła go Izabela kilka godzin wcześniej. To był ciepły kwietniowy wieczór, jednak starszemu panu wydał się być wyjątkowo urodziwy.
-Ach.-westchnął.
-Piękny dzień na trening, nieprawdaż?
-Myślałem, że nie podzielasz pasji brata.-powiedział do zbliżającej się kobiety, wciąż nie otwierając oczu.-Czyżbyś zmieniła zdanie?
-Och, Padricku. Jak ty mało o mnie wiesz.-zaśmiała się siadając obok niego.
-Doprawdy? Czyżbyś przyszła tutaj porozmawiać sobie ze straym dziadem tylko po to, żeby mu mowić o czymś o czym mu nie chcesz powiedzieć?
-Ależ skąd. Nie uważam cię za starego dziada. Arkadiusz uważa cię za drugiego ojca, a ja uważam jego za brata, więc ciebie rownież uważam za ojca.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet.-pokręcił głową Paddy.-Ale to dobrze. Rzeczy nieznane są bardziej pożądane. -W tym miejscu delikatnie się ukłonił.
-Paddy!-Danielle oparła mu głowę na ramieniu.-Jak to się stało, że taki przystojny, inteligentny, zabawny mężczyzna nigdy się nie ożenił?
-Zakochałem się raz.-przyznał.
-I co?
-I ona wybrała mojego brata. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wtedy nie było by z nami Izabeli.
-I tak jej nie ma.-Kobieta spojrzała w stronę domu Luci.
-Są piękną parą.
-To prawda.
-Chociaż nie sądzę, żeby Arkadiusz zarządził ślub tylko ze względu na mnie.-Paddy uśmiechnął się do siebie.
-Prawda?-Danielle była wyraźnie ucieszona, że ktoś inny uważa tak samo jak ona. -Ciekawa tylko jestem co wyniknie z ich małżeństwa. Izabela nie należy do osób, które robią to co im się każe.
-Rozmawiałaś z nią.-przyznał zaskoczony.-A więc wiesz jaka jest. Znasz też swojego brata. Co mi powiesz o nich. Ja osobiście myślę, że coś ukrywają przed nami wszystkimi.-Paddy cieszył się, że nareszcie może sobie z kims porozmawiać.
-Myślę....-Powiedziała, bijąc się z myślami.-Myślę, że z czasem wszystkiego sie dowiemy.
   Wstała i zwróciła się w stronę zamku, ale Paddy złapał ją za rękę.
-Dziękuję.-powiedział.
-Za co?-spytała zaskoczona.
-Za to, że pomogłaś Victorii. Sukienka, ktorą jej porzyczyłaś była śliczna.
-Nie ma za co.-odpowiedziała uśmiechając się.-O rodzinę trzeba dbać.