Sobota była prawdopodobniej najgorszym dniem tego tygodnia. Pogoda się nie zmieniła, zrobiło się tylko odrobinę cieplej. Dzień zaczął się od narady, na której nie wiedzieć dlaczego musiałam być.
Wybrzydzasz. Lubiłaś uczestniczyć w radach.
Uczestniczyć, nie być przetrzymywana.
"Kilkugodzinne wysłuchiwanie jakiś "mędrców" dawało się we znaki."
Nie wydaje ci się, że już trochę za późno, żeby to zmienić?
Ależ, ja nie chcę nic zmieniać. Ja się zwyczajnie z tobą droczę.
"Po tym wszystkim wcale nie poszłam potajemnie do Danielle, żeby jej się skarżyć."
Po co o tym piszesz, skoro ona, nie wiedzieć czemu, nigdy cię nie lubiła?
Wiesz, może ktoś dorabia sobie teorie spiskowe.
"Musiałam odreagować te całe nerwy, więc wyszłam do ogrodu. Na początku miałam zamiar iść do stajni, ale spojrzałam w bok i zatrzymałam się. Nikogo nie było. Nikt nie pracował. Już chciałam zawrócić i powiedzieć o tym Arkadiuszowi, ale tknęło mnie przeczucie, że nieobecność stajennych nie jest przypadkowa. Odwróciłam wzrok w stronę grupki poddanych stojących przed domkiem Luci. Podeszłam do nich, licząc na to, ze wyjaśnią mi co się dzieje. "Klara poroniła!"-ktoś krzyknął. Wbiegłam do chatki i zastałam tam Lucę pocieszającego płaczącą Klarę i Paddy'ego, który wyglądał bezradnie. Przykucnęłam przy nich i położyłam dłoń na jej nodze. Chciałam ją pocieszyć, pokazać, że jej współczuję i jestem z nią w tych trudnych chwilach. Spojrzała na mnie przez łzy, wydostała się z ramion męża i rzuciła mi się na szyję. Tak mi było jej żal. Zdałam sobie sprawę, że to jej uśmiech sprawiał, że nie zwariowałam. Lubiłam spędzać z nią czas. Odnalazłam w niej bratnią duszę, dlatego właśnie czułam się, jakby to nieszczęście przytrafiło się mi. Spojrzałam znacząco na Paddy'ego, żeby ktoś powiadomił Arkadiusza o tym co się stało. Wiedziałam, że zrozumie. Zanim ten przyszedł, większość stajennych wróciła już do pracy. Tego dnia nikt nie odezwał się słowem, jeśli nie musiał. byłam pod wrażeniem solidarności naszych poddanych. Poczułam z nimi pewną więź. Podobało mi się to.
Wieczorem, po wyjątkowo cichej kolacji, Arkadiusz odprowadził mnie do komnaty i, jak to miał w swoim zwyczaju, został na noc. Leżeliśmy na łóżku przygnieceni myślami o minionym dniu. Miałam tyle pytań, tyle wątpliwości, które chciałam rozwiać. W końcu wybuchłam i potok słów wylał się z moich ust. Pytałam go o wszystko, o moje obowiązki jako królowej, ale najbardziej dręczyło mnie pytanie "Czy teraz wszyscy oczekują, że urodzę ci męskiego potomka?". Arkadiusz zapewnił mnie, że mnie kocha i że to będzie prawda, jeżeli sama uznam, że już na to czas. Nie uwierzyłam mu w tą drugą część. Bałam się, że nie sprostam oczekiwaniom. On zapewnił mnie, że tak się nie stanie. Byłam zmęczona i zdenerwowana. Wciąż miałam przed oczami zalaną łzami twarz Klary. Rozpłakałam się. W końcu usnęłam przytulając twarz do jego ramienia. Tamtej nocy nie śniłam o niczym.
Twoja
Izabela"
Naprawdę udał Ci się weekend ? Bo coś smutny ten rozdział :(
OdpowiedzUsuńTo świadczy tylko o tym, że umie pisać różnymi stylami :*
OdpowiedzUsuńO rany! Chyba ze dwa tygodnie (aż wstyd się przyznać) tu nie zaglądałam, bo tyle mi naraz zwaliło na głowę. A teraz przeczytałam na raz osiem ostatnich postów i mogę tylko powiedzieć: "WOW". Tyle się podziało, że nawet nie wiem jak to skomentować. Akcja nabiera tempa. Czekam na więcej i więcej, i więcej!
Wyjazd mi się udał, choć nie bez problemów. Dzięki za twój komplement ;)
UsuńWstydzić się powinnaś, ale nie przesadzałabym z tą ekscytacją. Bywało, że pisałam lepiej.
Pozdrawiam
TheAvcia