Piątek był jednym z najbardziej udanych dni w tamtym tygodniu, pomimo tak kiepskiej pogody. Poprzedniego wieczoru bardzo się zachmurzyło i wyglądało na to, że będzie padać. Tak bardzo liczyłam na burzę. Z burzą miałam same miłe wspomnienia."
Nie mów mi, że o tym też wiedzą.
A to już wyjątkowo nie moja wina.
"Znów poszłam do stajni i znów nie zrobiłam nawet połowy tego co robiłam normalnie. Przynajmniej mogłam swobodnie rozmawiać ze stajennymi. Nikt nie traktował mnie jak królową, dzięki temu nasze relacje były, w miarę, normalne."
Trzeba było powiedzieć. Nauczyliby się.
Ty chyba nie masz pojęcia o co mi chodzi.
"Wyszłam ze stajni i podeszłam do padoku, na którym Luca "rozjeżdżał" Vincitore."
Co mu robił?
A jak inaczej, używając jednego słowa, powiesz o co chodziło?
...
?
Nieważne.
"Usiadłam na bramce i spojrzałam na młodego jeźdźca. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego. Wcześniej bywało tak, że włóczył się pogrążony we własnych myślach i nie zwracał uwagi na nic. Pomachał do mnie, po czym opamiętał się i delikatnie dygnął. Posłałam mu groźne spojrzenie, później uśmiechnęłam się szeroko i odmachałam mu. Doszłam do wniosku, że skoro i tak już nic nie zrobię w stajni to chociaż pogadam sobie z kimś, kto jest do mnie bardzo podobny. Przeszłam obok Paddy'ego i pocałowałam go w policzek, po czym poszłam w kierunku drewnianego domku. Miałam zamiar pomóc Klarze w przygotowywaniu obiadu, ale najwyraźniej skończyła i siedziała przed domem szyjąc coś. Usiadłam obok niej i zaczęłam rozmowę. Rozmawiałyśmy długo, aż w końcu zobaczyłam, że Klara jest zmęczona. Nie chciałam jej denerwować, więc podziękowałam za wspólnie spędzony czas i pożegnałam się.
Paddy zdążył wrócić do domu, a ja miałam niesamowitą ochotę porozmawiać z nim. Niestety akurat przyszedł do niego medyk, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Nie miałam serca im przeszkadzać, więc nawet nie weszłam do domku. Pomimo tak słabej pogody, czułam potrzebę zrobienia czegoś na zewnątrz. przysiadłam przed drzwiami i spojrzałam na róże, które posadziłam w tym miejscu jakiś czas temu."
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaka byłam wtedy dziecinna. Przepraszam, że musiałeś mnie taką znosić.
No co ty? Nie było aż tak tragicznie. Swoją drogą, obojgu z nas, potrzebne były zmiany.
Myślisz, że zmieniliśmy się wystarczająco?
Myślę, że to co najważniejsze nie zmieniło się. Wciąż cię kocham.
No, ja nie wiem czy to nie jest coś co się nie zmieniło.
Jesteś nieczuła.
"Podziwiałam kwiaty rosnące w pobliżu. Większość z nich sama siałam, sadziłam i dbałam o nie. Nie lubiłam roślin. Dużo bardziej lubiłam zwierzęta, co było po mnie widać."
Nie. Skądże? Twoja troska o konie i serce wobec Finnegana na nic nie wskazują.
"Nie wiem, jak długo tam siedziałam. Gdy wróciłam do zamku, cała w ziemi, bo jednak postanowiłam pomóc roślinkom rosnąć, zastałam Arkadiusza stojącego na tarasie. najprawdopodobniej przyglądał mi się od dłuższej chwili. Nagle naszła mnie myśl, że mogłabym pójść do Babki i porozmawiać z nią o wszystkim. Wiedziałam, że ona by mi pomogła znaleźć jakieś rozwiązanie moich problemów.Już miałam skręcić w jej stronę, ale zmieniłam zdanie. Zbliżał się już wieczór, więc postanowiłam przełożyć to na następny dzień. Arkadiusz, jakby w ogóle nie zauważył ziemi na moich ubraniach, przytulił mnie i pocałował w czoło. Roześmiałam się i również go pocałowałam.
Po kolacji poszłam do swojej komnaty. Przebrałam się i położyłam w łóżku. Nie mogłam zasnąć, więc wymknęłam się z pomieszczenia i weszłam do sypialni Arkadiusza, tknięta wyrzutami sumienia, bo miałam go o coś zapytać.. Zamknęłam cicho drzwi i położyłam się obok niego. Nie spał. Już otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie zasnęłam.
Twoja
Izabela"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz