niedziela, 31 marca 2013

U Danielle

   Następnego dnia Izabela wstała z łózka zdenerwowana. Przeszła korytarzem i zapukała w drzwi pokoju w którym obudziła się dzień wcześniej. Otworzyła jej Danielle.
-Szukasz... czegoś... Izabelo?-zapytała zaskoczona niespodziewaną wizytą.
-Wyjaśnienia.-odpowiedziała Izabela wchodząc do komnaty i zamykając drzwi za sobą.-Więc?-usiadła na łóżku.-Może ja zacznę. Przychodzisz sobie spokojnie do łaźni i zaczynasz wykonywać swoją pracę czyli ocenianie mnie. Nie wiem dlaczego, ale jakimś dziwnym trafem lądujemy u ciebie w łóżku, zupełnie trzeźwe i nagie. Co to, (parę przekleństw po celtycku) miało być?
   Danielle obserwowała ja wpadającą w gniew z coraz większym uśmiechem na ustach. 
-Arkadiusz ma rację. Jesteś niesamowicie zabawna jak się złościsz.-Idąc za doświadczeniem brata pocałowała ją. 

   Kochały się krótko, ale agresywnie. Napawały się sobą. Dla obu było to nowe przeżycie. Zdecydowanie obu się podobało
-Dlaczego w ogóle za niego wychodzisz?-zapytała Danielle gdy skończyły.
-A mam jakiś wybór?-Izabela rozmarzyła się.-Czy zwykła stajenna może podważać zdanie Księcia? Skoro Książę mówi, że stajenna wyjdzie za niego za mąż to stajenna wychodzi za niego za mąż. 
-O nie. Nie jesteś kobietą, która pozwoliła by jakiemuś mężczyźnie decydować za nią. Dlaczego więc?
   Izabela popatrzyła na nią zaciekawiona.
-A nie przyszło ci do głowy, że chciałabym być jego żoną?
-Czyli jednak jesteś jak każda inna durna dziewka w których lubuje się mój młodszy brat. Taka, którą interesują tylko pieniądze i władza.
-Dlaczego tak myślisz?- podniosła się na ramieniu.
-Bo nie widzę innego powodu, dla którego mogłabyś wyjść za niego z własnej woli.
   Irlandka długo mierzyła ją wzrokiem, aż w końcu zrozumiała.
-Ty myślisz, że... że my... że to. Danielle! Podoba mi się to co jest między nami, ale myślę jednak, że bez mężczyzny to długo nie zajedziemy. 
-Rozumiem.-uśmiechnęła się.-Masz ten sam problem co ja. Niby fajnie, ale przydałoby się coś co by wypełniło pustkę.
-Daj spokój.-roześmiała się.-Obie dobrze wiemy, że i ty i ja jesteśmy dziewicami. Wiem, że nie masz zamiaru wychodzić za mąż, ale z drugiej strony... czy nie będzie przyjemniej spróbować z mężczyzną tak, żeby ludzie nie mówili za twoimi plecami?
-Fascynujesz mnie. Niby tak mała, skromna stajenna, a jednak ostra i waleczna kiedy trzeba. Arkadiusz będzie zachwycony, jak tylko dowie się o tobie wszystkiego. 
   Nie dowie się wszystkiego.-pomyślała. Nie wiedziała jak bardzo się myli.
   Chwilę leżały obok siebie. Izabela już miała wstać, kiedy Danielle zapytała:
-Kochasz go?
   Izabela wiedziała, ze kiedyś będzie musiała o tym komuś powiedzieć, ale nie przypuszczała, że będzie to jego siostra, którą poznała dzień wcześniej.
-Tak. Chyba tak. Tak myślę. Nie wiem. Nigdy nie byłam zakochana. Wiem tylko, ze nie będzie zachwycony tym, że jego małżonka pierwszy raz miłość uprawiała z jego siostrą. 
-Jesteś młoda, Izabelo.-uśmiechnęła się do niej.-Korzystaj póki możesz. Za dwa tygodnie będziesz już królową. Nie będziesz mogła sobie pozwolić na coś takiego. 
-To co?-zapytała odwzajemniając uśmiech.-Codziennie, o tej porze?

"Badanie"

   Przez cały dzień Izabela, czuwała przy stryju. Była bardzo zmęczona. Cały czas musiała walczyć z niemiłymi spojrzeniami innych służących. Czuła się źle z tym, że jej marzenie za nie długo ma się spełnić, a wszyscy ją za to nienawidzą. Do końca dnia spakowała swoje rzeczy, pozwoliła kilku kobietom zmierzyć ją, żeby zdążyły uszyć suknię na czas i upewnić się, że Paddy będzie miał stałą opiekę.

-To twoja komnata, Izabelo.-powiedział Arkadiusz otwierając drzwi.- Mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Jest cudowna.-powiedziała Izabela zaglądając do środka.-Dziękuję.-stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.-Dziękuję, za wszystko co dla nas zrobiłeś.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się i przekroczył próg.
   Izabela podążyła za nim. Znalazła się w najpiękniejszym pomieszczeniu jakie kiedykolwiek widziała. Na środku komnaty było wielkie łóżko a obok niego piękna skrzynia na ubrania. Przy ścianie stał mały cokolik i toaletka. Wszystkie meble były wykonane z ciemnego drewna. Cały pokój był ozdobiony kwiatami wszelkiego rodzaju, ale nie było w nich ani jednej różowej róży. Roześmiała się w zachwycie. Arkadiusz dostrzegł zmęczenie w jej głosie. Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Nie protestowała. Uśmiechnął się do niej i pocałował w czoło.
-Powinnaś się położyć.-powiedział.-To był długi dzień, a jutro czeka cię wiele nowych rzeczy. Śpij dobrze.-pocałował ją jeszcze raz i wyszedł zamykając cicho drzwi.
   Izabela uśmiechnęła się do siebie i zasnęła głębokim snem. Tej nocy nie śniła wcale.

***

   Obudziły ją ptaki, których śpiew wpływał do komnaty przez otwarte okno. Otwarte okno? Przecież jak zasypiała to było zamknięte.
-Dzień dobry.-powiedział Arkadiusz siadając na łóżku.
-Dzień dobry.-odpowiedziała odruchowo. -Czy wszystko z nim dobrze?
-Wiedziałem, że to będzie pierwsze o co zapytasz.-uśmiechnął się.-Tak, czuje się dobrze, ale medyk powiedział, ze będzie lepiej, jeżeli nie będziesz go tak męczyć swoją obecnością.
-Trudno.-odpowiedziała z udawanym smutkiem.-będę musiała pogodzić się z faktem, ze jestem dla niego tylko problemem.
-Nawet tak nie mów.-Arkadiusz zaczął dokładniej dobierać słowa.- Powinien dużo spać. Czyjaś obecność mu na to nie pozwoli.
-No tak. -Wyskoczyła z łóżka i podeszła do toaletki.
-Jako przyszła królowa nie powinnaś sama zajmować się swoim wyglądem.-zauważył.-za drzwiami stoją służące, które będą o to dbać.
-Arkadiuszu, proszę. Kazałeś mi tu mieszkać, pozwól mi chociaż stopniowo przyzwyczajać się do tego kim będę.
-Dobrze.-przyznał jej rację. Boże, czemu on wcześniej o tym nie pomyślał. Był przyzwyczajony do takiego traktowania?-Gdy się doprowadzisz do stanu użyteczności to wyjdź. Będę czekał za drzwiami. Zaprowadzę cię na śniadanie. Pewnie umierasz z głodu.

   Chwilę później Izabela siedziała na rzeźbionym krześle, jadła niesamowicie wykwintne potrawy i słuchała Arkadiusza opowiadającego jej o tym jak będzie wyglądać jej dzień. Nie podobało jej się to, ale nie miała wyboru. Przede wszystkim oficjalnie nie stwierdzono, że Irlandka zostanie królową Volterry. Do tego musiała przejść "badanie". "Badanie" polegało na tym, że pójdzie do łaźni z innym przedstawicielkami płci pięknej, a przez dziurkę będzie obserwował ją duchowny i stwierdzi czy Izabela ma predyspozycje do urodzenia następcy tronu.

   Łaźnie były dużym pomieszczeniem z basenem na środku. Izabela myślała, że będzie tam więcej kobiet, tymczasem była sama.
-Zdenerwowana?-spytała Danielle podchodząc do niej.-Masz coś do ukrycia?-Zapytała, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-Ależ nie. Skądże? Czy Jaśnie Pani...
-Tak- weszła jej w słowo.- I nie mów do mnie "Jaśnie Pani". To strasznie męczące. Skoro masz być moją bratową mów mi po imieniu. Danielle-podała jej rękę.
   Izabela zawahała się. Pamiętając reakcję Arkadiusza na dotyk jej skóry, nie chciała podać dłoni. Po pewnym czasie zdecydowała, że byłoby to niegrzeczne. Księżniczka natychmiast zrozumiała wahanie Izabeli, ale nie skomentowała tego. Wręcz przeciwnie. Zazdrościła jej tego, że nigdy nie wymagało się od niej bycia kobietą. Chciała mieć taką skórę na dłoniach jak ona.
   Danielle nie czekając na zaproszenie zsunęła z siebie odzienie i weszła do wody. Jej ciemna skóra wyglądała pięknie w promieniach słońca wpadających przez okno i kroplach wody z basenu. Popatrzyła na Izabelę wyczekująco. W końcu nadszedł moment na który wszyscy czekali. Izabela zdjęła ubranie, które miała na sobie i dołączyła do księżniczki.
 
***

   Za ścianą w niewielkim pomieszczeniu stali Najjaśniejszy Pan i Król Volterry, biskup Bernardo i Arkadiusz. Duchowny zaglądał przez "dziurkę od klucza" do łaźni i oglądał kobiety kąpiące się w basenie. Oficjalnie nie mógł mieć rodziny, więc ta czynność zajęła mu sporo czasu. Wystarczająco, żeby Arkadiusz w  połowie już miał dosyć. Od początku nie podobał mu się ten pomysł, a teraz gdy widział jak biskup oblizuje się na widok jego przyszłej żony i siostry, robiło mu się nie dobrze. Przypomniała mu się sytuacja sprzed kilku tygodni. Zastanawiał się czy było by to bardzo złe gdyby pobił mężczyznę, który za dwa tygodnie ma udzielać mu ślubu.
-Cóż...-powiedział w końcu biskup.-Nic jej nie brakuje... no może poza tym, że ma bardzo wąskie biodra, ale to chyba nie powinien być problem. Powiedz mi tylko Jaśnie Panie, dlaczego akurat ona? Przecież nie pasuje do kanonu piękna. Ma zbyt duże piersi-na ich wspomnienie uśmiechnął się pod nosem tak, że tylko Arkadiusz to zauważył. "Stary zboczeniec"-pomyślał.-i za niskie czoło.
-To chyba nie są wady.-powiedział Arkadiusz z niewymuszonym uśmiechem.-Nie widzę nic złego w tym, żeby moja żona miała duże piersi.
-Synu.-Ojciec go upomniał.-Więc?-zwrócił się w stronę duchownego.-Jaki werdykt?
-Nie widzę przeciwwskazań.-wciąż wpatrywał się z nienawiścią w opierającego się z nonszalancją o ścianę i chichoczącego Księcia.-Chociaż nadal nie rozumiem powodu.
-Nie masz potrzeby.-powiedział Król otaczając go ramieniem i wyprowadzając z pomieszczenia. Zganił tylko syna wzrokiem i zniknął za drzwiami.

***

   Danielle uważnie obserwowała Izabelę. Jak to jest,-zastanawiała się- że Arkadiusz zawsze dobrze wybiera. Wiedziała, że już nikt ich nie obserwuje. Mogła zrobić wszystko.

***

-Synu!-Król pojawił się z powrotem w drzwiach.- Rozumiem, ze chciałbyś wiedzieć z kim się żenisz, ale podglądanie własnej siostry chyba nie leży w dobrym wychowaniu króla.
-Może masz rację.- Książę cofnął się od ściany.-Będę miał jeszcze dużo czasu, żeby ją zobaczyć.

***

   Izabela leżała naga i mokra na łóżku. Nie rozpoznawała pomieszczenia. Przez okno wlewały się promienie zachodzącego słońca. Popatrzyła na osobę leżącą obok niej. Nagle przypomniała sobie wszystko.

***

   Powoli zbliżał się wieczór, więc Izabela postanowiła wyjść z zamku na chwilę, żeby zobaczyć Vincitore. Wyszła ze stajni.
-Gratuluję.-błyskawicznie pojawił się przy niej Arkadiusz.- Danielle i biskup Bernardo stwierdzili, że nadajesz się na królową.
-Czy kiedykolwiek w to wątpiłeś?-zapytała uśmiechając się.
-Ależ skąd.-odwzajemnił uśmiech i pocałował ją w czoło.
-Czy ty powiedziałeś Danielle? Twoja siostra miała to ocenić?
-Tak. -odpowiedział zaskoczony tym pytaniem.-Myślałem, że wiesz. Dlatego nie było tam nikogo innego.
-Aha.-powiedziała Izabela.

   Już wszystko stało się jasne.

czwartek, 28 marca 2013

Tu nie chodzi o Paddy'ego.

-Paddy!-krzyczała próbując go ocucić. -Pomocy!
   Błyskawicznie pojawił się przy niej Arkadiusz. Kazał jednemu z rycerzy pojechać szybciej, żeby wezwać medyka do nieprzytomnego. Izabela trzymała stryja za rękę i błagała los, żeby Paddy wyszedł z tego cało.
   Dotarli na miejsce. Petr i inni stajenni zajęli się końmi. Kilku mężczyzn przeniosło Paddy'ego do domu, tuż za nimi biegł medyk. Powstało wielkie zbiegowisko w okół starszego pana, na szczęście nikt nie mógł do niego podejść, nawet Izabela, nawet Arkadiusz.

-Co z nim?-zapytali chórem gdy medyk wyszedł stamtąd.
-Jest przytomny.-odpowiedział, specjalnie nie zamykając drzwi.-Chciałby zobaczyć Jaśnie Pana i ciebie, bardzo się martwi o bratanicę.

Oboje weszli do środka. Zobaczyli starszego pana leżącego w łóżku. Uśmiechnął się do nich. Książę podszedł do niego.
-Arkadiuszu, proszę zajmij się nią. Ona nie może zostać znowu sama.
Młodszy z mężczyzn popatrzył na starszego i przestraszył się jego stanem.
-Nie przejmuj się.-powiedział spokojnie, a Izabela uklękła obok stryja i wzięła go za rękę.-Zamierzam się z nią ożenić.
   Serce Izabeli zaczęło bić szybciej. Co on właśnie powiedział?
-Tylko przekonam ojca, żeby pozowlił na to. Nie będziesz musiał się martwić.
-Arkadiuszu, nie chcę żebyś zrobił coś na co nie masz ochoty.
   Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chcę.
-Ależ, Paddy. Chcę żebyś wiedział, że nic jej nie będzie.
   Izabela gładziła go po dłoni. -Błagam nie rób problemów.-myślała.-Wszystko będzie dobrze, jeśli tylko nie będziesz sprawiał więcej problemów niż już mamy.
   Chory badał ich wzrokiem. W końcu powiedział.
-Dobrze, jeżeli ma być z tobą szczęśliwa.
   Do pomieszczenia wszedł medyk i poprosił młodych o wyjście. Izabela pocałowała Paddy'ego w czoło i opuściła pokój wpatrując się w bardzo umięśnione plecy Arkadiusza. Wziął ją za rękę i poprowadził do izby w której ona mieszkała. Zamknął za nią drzwi. Rzuciła się na niego.
-Jak mogłeś go tak okłamać!? Jak mogłeś mu powiedzieć, że się ze mną ożenisz!? Czy ty nie masz serca!? Jak mogłeś zrobić mu taką krzywdę!?
-Uspokój się.-powiedział spokojnie.-Powiedziałem mu tylko co chciał usłyszeć.
-W takim razie Wasza Królewska Mość będzie świetnym królem mówiąc wszystkim to co chcą usłyszeć.-powiedziała z sarkazmem.
-Izabelo, proszę, uspokój się.-Próbował ukryć rozbawienie.-Ty i ja staniemy na ślubnym kobiercu czy tego chcesz czy nie. Zrobisz to, ponieważ tak martwisz się o zdrowie stryja. Błagam cię, nie komplikuj tego.
-Dobrze. I co dalej?-mówiła zła za to, że nawet nie zapytał jej o zdanie w tej kwestii.-Co zamierzasz dalej zrobić?
-Jeżeli bardzo będzie ci to przeszkadzało jestem skłonny pozwolić wyjechać tobie i Paddy'emu. Dam wam pieniądze, a ludziom powiem, że uciekłaś bo jestem tyranem i nie podobało ci się to.
-Niewiele się pomylisz.
-Izabelo, proszę. Jeśli nie zrobisz tego dla mnie to zrób to dla niego. Ulżyj mu.
   Na te słowa Izabela prawie się rozpłakała.-Czy on nie wie jak bardzo leży jej na sercu życie stryja?-myślała. Arkadiusz chyba dostrzegł swój błąd, bo podszedł do niej, przytulił i usiadł z nią na łóżku.

   Był to pierwszy raz od wielu lat kiedy Izabela płakała.

   Po chwili uspokoiła się. Wytarła mokre od łez policzki i popatrzyła mu w oczy.
-Dobrze, zrobię to dla niego. Wyjdę za ciebie za mąż.
-Postaram się, żeby było to dla ciebie jak najmniej uciążliwe.-pocałował ją w czoło, po czym wyszedł i udał się w stronę zamku.

***
-Synu, to zwykła wieśniaczka!-król krzyczał- Czemu ona? Czemu nie Maria? Czy jej czegoś brakuje?
-Ojcze.-Arkadiusz z trudem zachowywał spokój.-Robię to ze względu na Paddy'ego. A Maria jest zbyt kobieca.
-Zbyt kobieca. ZBYT KOBIECA!? Arkadiusz, może ty gejem jesteś? Może zamiast z tą wieśniaczką to powinieneś się żenić z tym twoim jeźdźcem... Jak mu tam? Luca?
-Ojcze, Maria jest zamknięta w sobie. Ciągle tylko siedzi w zamku, nic ja nie interesuje. A Izabela chce zdobywać świat, zna co najmniej 4 języki i ma fantastyczne relacje z innymi. I CHODZI W SPODNIACH.
-Tobie chyba nie chodzi o Padricka Lestrange.
-Kocham ją.
-Nie interesuje mnie to. Król nie może tracić panowanie nad sobą tylko dlatego, że jakaś dziewka zawróciła mu w głowie.
-Czy to właśnie usłyszałeś gdy postanowiłeś poślubić matkę!?-Arkadiusz stracił cierpliwość.-Czy chciałeś widywać ją codziennie z innym mężczyzną? Czy pozwoliłbyś na to? Zrozum mnie, Ojcze.
-Nie, Synu. Nie zgadzam się, żeby jakaś przybłęda była królową.
-Ojcze! Chcesz, żebym był królem, więc (tu wstaw dowolne przekleństwo) pozwól mi to zrobić! Mam podejmować decyzje, które mają być znaczące dla całego królestwa, to pozwól mi decydować odnośnie mojej osoby. Nie obchodzi mnie to czy zezwolisz na ślub, czy nie. Jak nie tu to gdzie indziej ją poślubię, a wtedy będziesz musiał wyznaczyć Mortena na następce tronu.-Arkadiusz wiedział, że ten blef mu się może nie udać. Izabela w życiu by się nie zgodziła na wyjazd.
-Dobrze.-powiedział powoli król.-Skoro mówisz, że twoją wolą jest poślubienie jej to kim jestem, żeby ci zabronić, Najjaśniejszy Panie.

***
   Król senior nie był zachwycony pomysłem syna, ale w końcu się na niego zgodził. On też bardzo sobie cenił życie przyjaciela. Termin ślubu został wyznaczony na za 2 tygodnie, żeby rodzina panny młodej zdążyła przyjechać. Przez ten okres Izabela dzieliła swój czas na czuwanie przy chorym stryju, przygotowania do ślubu, naukę z Arkadiuszem etykiety (Król zgodził się na małżeństwo pod warunkiem, że Irlandka nie da po sobie pokazać, że nie jest wysoko urodzona) i denerwowaniu się. Denerwowała się o wszystko. Czy stryj wyzdrowieje? Czy ona sobie poradzi? Czy rodzina przyjedzie? Czy ludzie się dowiedzą? Czy rodzina królewska uzna ją za godną małżonkę? i czy Arkadiusz zaproponował małżeństwo tylko ze względu na stan zdrowia Paddy'ego.

***
-No, bracie-Danielle podeszła do wciąż zdenerwowanego Arkadiusza, który stał w ogrodzie i patrzył na dotychczasowy dom jego przyszłej małżonki-Nie powiem. Pokazałeś klasę. Ojciec, wciąż nie doszedł do siebie po tym jak krzyczeliście na siebie nawzajem.
-I dobrze.-uśmiechnął się pod nosem.
-Będziesz dobrym królem. Trochę zwariowanym, ale dobrym. Na pewno lepszym od Ojca czy Mortena.
-Żenię się.-teraz do niego dotarła ta informacja. To oznaczało, że przejmie władzę.- Masz ostatnią chwilę, żeby namówić mnie do kazirodztwa i widzę, ze ją wykorzystujesz.
-Znasz już moje zdanie na ten temat. Uważam jednak, że ta dziewczyna-wskazała na dom Izabeli.-będzie najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
-Przesadzasz.-uśmiechnął się szeroko.
   Do Volterry niezauważenie przyjechał Antonio. Było to dość dziwne zważywszy na to, ze orszak królewski raczej powinien rzucać się w oczy. Król podszedł do rozmawiającego rodzeństwa.
-Gratuluję Arkadiuszu. Cieszę się, że się w końcu zdecydowałeś. Moja siostra przybędzie tu w dniu ślubu, chociaż jest , podobnie jak ja, zaskoczona datą. Dlaczego dopiero za 2 tygodnie?
-Żeby rodzina panny młodej zdążyła z przyjazdem.
   Antonio patrzył na przyjaciela jak na kogoś obłąkanego. Danielle ryknęła niepohamowanym śmiechem. Śmiała się długo, gdy obaj mężczyźni ją obserwowali.
-Antonio-zwróciła się do niego-Mój brat nie żeni się z twoją siostrą tylko ze swoją pomocnicą ze stajni.
-Na głowę upadłeś?-Antonio, był święcie przekonany o utracie zmysłów przez przyjaciela.-Dziewczyna ze stajni? Mało ci kobiet? Czy ty w ogóle wiesz jak ma na imię? Czy ona w ogóle ma jakieś imię? Arkadiusz, na litość boską, powiedz, że to jakiś kiepski żart.
-Ależ skąd. Izabela i ja za 2 tygodnie bierzemy ślub i ty i twoja siostra jesteście zaproszeni.

(Mogłabym w tym miejscu jeszcze długo opisywać to jak Antonio dalej przekonuje Arkadiusza do zmiany decyzji, ale po co, skoro to nic nie dało.)
***
   Arkadiusz podszedł do Izabeli, która właśnie wyszła z domu.
-Wiesz-zaczął- jeżeli chcesz to od tej pory możesz mieszkać w zamku. Chociaż wiem, że i tak tego nie zrobisz, bo będziesz chciała być blisko stryja. Proponuję więc abyście oboje w nim zamieszkali do czasu, aż stan zdrowia Paddy'ego nie polepszy się na tyle, aby mógł mieszkać sam.
-Dziękuję ci, ale nie chcę, żebyś czuł się do czegoś zobowiązany. Będzie nam dobrze w naszym małym domku.
-Izabelo, przyszła królowa nie może mieszkać w chacie. Jako moja żona będziesz mieszkała w zamku. Lepiej żebyś przyzwyczaiła się do tego już teraz.
-Wiesz... -powiedziała lekko speszona.-Gdybym cię nie znała pomyślałabym, że nie chodzi ci o dobro Paddy'ego.
   Jak dobrze, ze mnie jeszcze nie znasz.-pomyślał.

środa, 27 marca 2013

Zmiana?

   Nadszedł dzień zawodów. Wyścigi miały odbyć się w Circus Maximus. Ludzie zmierzali w stronę zbiegowiska. Na szczęście cała ekipa już była na miejscu. W okół stadionu zgromadziło się mnóstwo osób. Jak poprzednio Izabela stała obok Arkadiusza i Paddy'ego. Nie była zestresowana, mimo wszystko Arkadiusz złapał ją za rękę, a ona uśmiechnęła się do niego.
   Lubiła to. Podobało jej się jak ją traktuje jednak nadal nie liczyła na coś więcej. Chciała się bawić, poznawać świat i była mu wdzięczna, że dzięki niemu mogła spełnić marzenia.

   Gonitwa rozpoczęła się. Konie biegły szybko po piachu. Dla Izabeli wszystkie kolorowe plamy zlały się w jedno. Nagle poczuła się dziwnie źle. Przeczuwała coś.
-Vincitore!-Nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy. Koń ukończył wyścig pół długości za pierwszym.

   Arkadiusz puścił jej dłoń. Izabela popatrzyła na niego. Nie wydawał się być zdenerwowany ani smutny. Jego twarz nie przedstawiała nic. Paddy położył dłoń na jej ramieniu.
-Chodźcie!-powiedział słabo.-Musimy znaleźć Lucę.
   Poszli za nim do stajni. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Denerwowało to Izabelę. Porażki się zgadzają, ale żeby zaraz się do siebie nie odzywać?
   Arkadiusz wszedł pierwszy. Izabela już chciała zająć się koniem, kiedy ten jej przeszkodził. Uśmiechnął się. Podszedł do Luci chcąc mu podziękować i pogratulować udanego biegu, ale ten go tylko minął i wyszedł ze stajni. Izabela przejęła konia i natychmiast odwróciła się w stronę wyjścia.
-Co?-Arkadiusz był zaskoczony reakcją jeźdźca. Izabela tylko uśmiechnęła się, oparła o konia i wskazała ręką na drzwi przez które chwilę wcześniej przeszedł Luca. Obaj mężczyźni obrócili się i zobaczyli chłopaka rozmawiającego z blondynką, którą poznał w Sienie. Żadne z nich nie miało serca im przeszkadzać, więc zamknęli drzwi.

   Po umyciu, uczesaniu i ogólnym oporządzeniu konia Izabela wyszła ze stajni. Zobaczyła Księcia rozmawiającego z jej stryjem. Starszy pan wyglądał źle, bardzo źle. Arkadiusz poprosił Izabelę, żeby go odprowadziła.
-Potrzebuje odpoczynku.-powiedział, a sam zaczął rozmawiać z innymi widzami i właścicielami koni. Wszyscy uważali że to, że Vincitore nie wygrał było spowodowane tylko tym, że Arkadiusza tak długo nie było. Każdy wierzył, że w następnym roku pokaże klasę i wygra co najmniej 2 długości przed innymi.

***
   Następnego dnia rano wyruszyli w dalszą podróż. Luca nie mógł pożegnać się z ukochaną, dlatego Arkadiusz obiecał mu jakiś wyścig w Volterze. Korzystając z pięknej pogody Książę postanowił jechać konno. Paddy nadal nie wyglądał dobrze, dlatego Izabela jechała z nim powozem. Oboje martwili się o niego, ale on bagatelizował ich obawy.

   Izabela dyskretnie obserwowała Arkadiusza przez okno. Przecież to nie możliwe, żeby był idealny. Nie ma idealnych ludzi.... Chociaż zastanawiało ja to jak Jaśnie Pan będący w zamku usłyszał jej krzyk wtedy w stajni i szybko zareagował, zanim służba nawet zainteresowała się tym co się stało. Nie mogła zrozumieć też dlaczego taki Arkadiusz (który hipotetycznie jest człowiekiem idealnym) wciąż jest sam. Przecież widziała te wszystkie kobiety na uczcie, które z zazdrością patrzyły na Izabelę. Podobno był zaręczony z księżniczką Montepulciano. Co się stało, że nigdy nie wzięli ślubu? Może jej coś brakuje? Może jemu coś brakuje?- Ta myśl nie dawała jej spokoju.-Przecież następcy tronu nie może nic brakować. Arkadiusz jest lekiem na całe zło i choć nie chce być królem, ona wie, że nim będzie i że będzie niesamowity w tej roli.
   Była tak zamyślona, ze nie zauważyła jak blisko domu już byli. Nie zauważyła także niezdrowej szarości na twarzy Stryja.
-Paddy!-Zawołała w tym samym momencie gdy ten padł nieprzytomny na podłogę.

poniedziałek, 25 marca 2013

Przed wyścigami

   Od tamtego icydentu minęło kilka tygodni. Wyścig w Sienie był wyścigiem eleminacyjnym do wyścigu, który miał się odbyć w Rzymie. Vincitore miał się zmierzyć z najszybszymi koniami na Półwyspie Apenijskim. Izabela była pewna, że wygra, już nie mogła się doczekać. Ona i Petr mieli teraz dużo więcej do zrobienia. Paddy cały czas instruował Lucę, dawał mu rady i dbał o jego dietę. Widać było, że straszego pana to przerasta. Całymi dniami ciężko pracował. Chodził zmęczony i zły. Izabela i Arkadiusz bardzo się o niego martwili. Oboje chcieli mu trochę ulżyć, dlatego Arkadiusz przejął część jego obowiązków. Kazał mu pracować na siedząco.
-Nie musisz się tak o mnie martwić.-powiedział Paddy.-Mam wrażenie, że za niedługo w ogóle mi nie pozwolisz pracować.
-O to się nie martw. -Arkadiusz się uśmiechnął.-Moje konie potrzebują trenera, a gdzie ja znajdę lepszego niż Padrick Lestrange?
Mężczyźni zaśmiali się. Książe musiał wyjaśnić kilka spraw ze stajennym więc Izabela zastąpiła go w roli rozmówcy.
-Bardzo o ciebie dba, Stryjku.-powiedziała kucając obok niego.-Chyba cię lubi.
-Izy, ciebie najwyraźniej też bardzo lubi. I dobrze. Arkadiusz zawsze miał dobry gust i wyczucie. Zawsze wiedział kiedy sprzedać lub kupić konia. Kiedy jeden z jego zawodników nie może wystartować po prostu nie startuje. Nie podaje mu środków wspomagających jak inni właściciele. Dba o swoje konie i o swoich ludzi. Właśnie dlatego służba jest mu tak  wierna.
   Ma rację.-pomyślała.-Przecież gdyby nie był taki, nie uratowałby jej. Teraz gdy wysłuchala tego co powiedział Paddy, miała wrażenie, że zrobiłby to samo dla każdego. Jednak to nie zmieniało jej zdania o tym, że jest bohaterem. Czuła się trochę jak księżniczka, którą uratował rycerz na białym koniu. Sęk w tym, że koń Arkadiusza był czarny, a ona nie była i nigdy nie chciała być księżniczką. Dlatego tak bardzo podziwiała Danielle.

***
   Droga do Rzymu była zdecydowanie dłuższa i bardziej męcząca niż do Sieny. Tym razem pojechało z nimi więcej rycerzy, który mogliby, w razie potrzeby, obronić podróżujących. Ich bezpieczeństwo było ważne tym bardziej, że Vincitore był faworytem.
   Do Rzymu przyjechali na tydzień przed wyścigiem. Izabela jeszcze nigdy nie była w tak wielkim mieście. Bardzo jej się podobały te wielkie, stare budowle i ci bogaci ludzie którzy chodzili po mieście i zachowywali się jakby nic ich nie obchodziło. Jakby nie czuli tej atmosfery zbliżających się zawodów.
   Tydzień zleciał im bardzo szybko. Ciągłe przygotowania do wyścigów nie przeszkadzały Izabeli dobrze się bawić. Wiedziała, że Vincitore wygra. Liczyła na to.
   Świetnie się bawiła oglądając zabytki i spotykając nowych ludzi. Najbardziej podobali jej się malarze i kronikarze, którzy chcieli uwiecznić zawody. Z jednym z nich nawet rozmawiała.
-A więc-powiedział kronikarz.-Zwykle nie spotyka się chłopców stajennych wyglądających jak pani.
-Tak wiem.-Odparła Izabela-Rude włosy nie są dość często spotykane, zwłaszcza tutaj.
   Mężczyzna wybuchł śmiechem.
-Proszę wybaczyć, ale...
-Izabelo!
   Arkadiusz szedł w ich kierunku wyraźnie zdenerwowany.
-Tak?- Zapytała. Nie chciała, żeby był zły.- Coś się stało?
-Tak, potrzebuję cię w stajni.-Powiedział i pociągnął ją za rękę.
   Kiedy weszli do środka, puścił ją i dał sobie chwilę czasu by się uspokoić.
-Dlaczego zawsze musisz mi wyrywać ręce?-Zapytała również lekko podenerwowana.
-Izabelo, na litość boską, a kiedy ty zaczniesz dbać o siebie?-Krzyknął na nią.
-Dlaczego ty myślisz, że nie dbam o siebie?-Była zła.
-Myślisz, że pozwolę ci rozmawiać z nieznajomymi?
-To moje życie i mam prawo decydować co z nim robię!
-Ale dopóki ja za ciebie odpowiadam, powinienem mieć możliwość zapobiegania niebezpieczeństwu. Czy ty chcesz, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilku tygodni?
   Izabela umilkła.
-Wybacz, nie powinienem był.
-Ależ skąd. Jaśnie Pan ma nie miły nawyk przypominania mi gdzie moje miejsce. Tak więc zajmę się teraz pracą i byłabym wdzięczna gdyby Jaśnie Pan mi nie przeszkadzał.
-Izabelo, wiesz, że nie miałem tego na myśli. Wybacz mi proszę.- Czuł się źle z tym, że sprawił jej przykrość.
-Gdybyś nie miał tego na myśli to byś tego nie powiedział. A teraz przepraszam, muszę zająć się pracą, bo znowu jakiś tyran każe mi się zajmować czymś innym. - Uśmiechnęła się, wcale już na niego nie zła.
-Ty, mała wiedźmo.-Złapał ją za talię i odwrócił do siebie.- Udało ci się mnie zmanipulować.-Uśmiechnął się i pocałował.- Wracaj do pracy. Vincitore ma wygrać, nie zapominaj!
   Wyszedł ze Stajni.

niedziela, 24 marca 2013

Wyjaśnienia

   Izabela poruszyła powiekami na próbę. Ktoś gładził ją po policzku i powtarzał jej imię. Westchnęła. Ktoś się o nią troszczył. Po chwili otworzyła oczy i skoncentrowała się na pomieszczeniu.
   Ściany były kamienne. Elegancko urządzona komnata była oświetlona jasnym światłem wielu świec rozstawionych w różnych miejscach. W końcu jej wzrok powędrował ku klęczącemu przed nią mężczyźnie.
-Jestem w zamku.-powiedziała niezwykle trzeźwo.
Niepokój widoczny na twarzy Arkadiusza przerodził się w pewien ulgi uśmiech.
-Mogłem się domyśleć, że nie powiesz zwyczajowego "Gdzie jestem?".-Usiadł obok niej na łóżku.-Nie znam nikogo innego, kto grzecznie , z całym spokojem zakomunikowałby, że zamierza zemdleć, a potem rzeczywiście to zrobił.
-Przepraszam-uśmiechnęła się słabo.- Nigdy w życiu mi się nic takiego nie przydarzyło.- umilkła. Wciąż widziała przed oczami pijanego Georga. Zamknęła je próbując się uspokoić. Chciała wyjść jak najszybciej.
   Kiedy Arkadiusz zauważył, że próbuje wstać, przytrzymał ją stanowczo.
-Jesteś za słaba, żeby teraz iść.-zaczął, ale przerwała mu próbując uwolnić się z jego uścisku.
-Dziękuję, ale nie mogę tu zostać.- powiedziała Izabela i znów chciała się podnieść.
-Izy, proszę. Nie utrzymasz się na nogach.
-Błagam!
   Starał się, żeby jego słowa brzmiały kojąco, bezradny wobec jej narastającej histerii. Widywał ją już wściekłą i poruszoną, ale nigdy w rozpaczy. Cała się trzęsła, więc przyciągnął ją do siebie, objął i zaczął kołysać jak pociesza się małe dzieci.
   Wtulona w jego mocne ramię poczuła, że spływa na nią spokój. Potarł policzek o jej włosy. Nagle zastanowiła się, co takiego jest w mężczyznach, że tak przyjemnie jest być w ich ramionach. A może chodziło tylko o tego mężczyznę. Westchnęła i pozwoliła sobie na jeszcze jedną krótką chwilę tej rozkoszy.
-Już wszystko w porządku Jaśnie Panie.-Odsunęła się od niego na tyle, na ile pozwalały jego ramiona.- Przepraszam, że się tak zachowałam.
-Nie musisz przepraszać.-Uniósł dłoń i odgarnął do tyłu loki zasłaniające jej twarz.- A poza tym już mówiłaś mi po imieniu. Zostawmy to tak. Podoba mi się sposób w jaki wymawiasz moje imię.
-Czy... czy chcesz mi dać do zrozumienia, że mówię z akcentem?-zapytała z udawaną surowością, aby zmienić nastrój, który stał się nagle niebezpiecznie intymny.
-Nie. To ja mówię z akcentem.
Na jego uśmiech odpowiedziała uśmiechem. Podszedł do niewielkiego mebla po przeciwnej stronie komnaty.
-Myślę, że powinnaś się czegoś napić, zanim odprowadzę cię do domu.- Uniósł amorkę do góry.-Może wina?
-Nie wiem. Pierwsze piłam dopiero na uczcie.
-Proszę.- Arkadiusz podał jej kielich.-To cie powinno uspokoić i powstrzymać przed ponownym wpadaniem w moje ramiona.
Wzięła naczynie i opróżniła je duszkiem, bez mrugnięcia, co Arkadiusz obserwował z uniesionymi brwiami. Popatrzył na pusty kielich, który mu wręczyła i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Co cię tak rozśmieszyło?-Przyglądała mu się z ciekawością.
-To, że taka kruszyna jak ty potrafi wychylić pełen kielich wina jakby to była źródlana woda. Na uczcie miałaś wyraźne opory z piciem.
-Cóż... w każdym razie znam swoją miarę, czego nie można powiedzieć o nim.
Nie widziała tego, bo Arkadiusz był do niej odwrócony plecami, ale żałował, tego co się stało.
-Arkadiusz.- zawahała się na jego imieniu. Odwrócił się do niej, już spokojny.-Jestem ci wdzięczna za to co dla mnie zrobiłeś.-podniosła się i podeszła do niego. -Jestem twoją dłużniczką, choć nie wiem czy zdołam ci się za to odpłacić.
Arkadiusz spuścił wzrok na jej ciało. Przez chwilę w ciszy podziwiał je. w końcu się uśmiechnął.
-Może pewnego dnia zgłoszę się po odbiór długu.

***
   Izabela zdążyła już posprzątać po śniadaniu. Na szczęście Paddy nie zauważył jej nieobecności w nocy. Kiedy w podartym ubraniu wróciła do domu, smacznie spał, a rano pozdrowił ją zwykłym ciepłym uśmiechem. Odpowiedziała mu równie pogodnie, nakazując sobie zapomnieć o nocnej przygodzie. Usłyszała kroki zbliżające się do kuchni.
-Już idę, Stryjku!- zawołała i odwróciła się. Ujrzała Arkadiusza opierającego się o framugę. -Witam.-Przejechała machinalnie dłonią po włosach.
-Jak się czujesz?-Podszedł do niej badając ją wzrokiem.
-W porządku... w porządku-wyjąkała, gardząc sobą. Już wiedziała przegrała wojnę i zakochała się w Arkadiuszu. Zmusiła się do uśmiechu.
On ujął ją pod brodę i wpatrywał się w jej twarz.
-Jesteś pewna?
Skinęła głową, po czym uświadomiwszy sobie, że wstrzymuje oddech, powoli wypuściła powietrze.
-Naprawdę dobrze się czuję.
-Paddy już wyszedł. Powiedziałem mu, że muszę z tobą porozmawiać.-Uwolnił jej podbródek.-Nie musisz dziś pracować.-Izabela już chciała zaprotestować, ale jej nie pozwolił.-Wiem, że zwariujesz w domu nic nie robiąc, ale nie chcę żebyś się przemęczała pracując w... stajni. Izabelo, czuje się odpowiedzialny za to co się wczoraj stało. Za to co przydarza się tobie. Za to co przydarza się ludziom którzy dla mnie pracują.-poprawił się-Odpowiedzialność ponoszę wyłącznie ja.
-Dobrze.-szepnęła, czując jak ogarnia ją pragnienie. ujmował dłońmi jej twarz, jakby była czymś niezwykle kruchym i cennym.
   W końcu uśmiechnął się i przejechał kciukiem po jej wargach w delikatnej pieszczocie.
-Czasami, Izy, jesteś zaskakująco posłuszna. Ale jak tylko pomyślę, że zostałaś okiełznana, znów zaczynasz wierzgać.
   Izabela cofnęła się.
-Nie jestem klaczą, którą prowadzi się na postronku.
   Arkadiusz zburzył jej włosy, a potem wziął ją za rękę i pociągnął ku drzwiom.
-Może z czasem dojdziesz do wniosku, ze wszystko zależy od tego, kto trzyma ten postronek.

***
   Stała w stajni i patrzyła na boks w którym kilkanaście godzin wcześniej znalazła pijanego stajennego. Wciąż czuła ból jaki jej zadał, ale wiedziała, że przykre wspomnienia tej nocy zostaną wytarte przez Arkadiusza.
   Wiedziała, że mogła zabić Georga od razu jak tylko odkryła jego zamiary. Nie chciała mieć go na sumieniu. Nie chciała się tłumaczyć Arkadiuszowi z tego, że zabiła jego człowieka. A później, nie była w stanie uwolnić się od niego. był dla niej za ciężki.
   Ktoś położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się.
-Arkadiusz wzywa nas wszystkich na naradę. - Powiedział Luca i zaprowadził ją w kierunku wyjścia.

   Arkadiusz stał przed torem treningowym i podziwiał konie należące do niego, które pasły się na trawie. Pozbycie się Georga z terenu zamku nie było trudne. Był wdzięczny Izabeli za to, że nie pozwoliła mu go zabić. Wiedział, że nigdy by sobie tego nie wybaczył.  Zastanawiał się jak przekazać służącym jego nieobecność i postanowił, że zrobi to w sposób jak najmniej dotkliwy dla Izabeli. Właśnie podeszli do niego wszyscy jego stajenni, trener i jeździec. On powiedział im, że od tej pory Georg już nie będzie z nimi pracował, a jego obowiązki przejmą Izabela i Petr. Stajenni zgodzili się na to. Jak się okazało Petr również nie przepadał za Georgiem, więc ulżyło mu, że już nigdy więcej nie będzie musiał oglądać jego twarzy. Paddy i Luca podejrzewali, że stało się coś złego. Luca, że Georgowi, Paddy, że Izabeli. Luca zmienił zdanie, gdy tylko zauważył wzrok Arkadiusza, który z wyraźną troską obserwował rudą dziewczynę. Ta absolutnie nie dawała po sobie poznać, że cokolwiek wie o nieobecności stajennego. Nagle Luca poczuł, że Izabela nie jest taka jak mu sie wydawało do tej pory. Już wcześniej ją lubił, ale teraz stwierdził, że jest niesamowita. Arkadiusz ma szczeście, że ktoś taki jak ona pracuje dla niego.-pomyślał.

piątek, 22 marca 2013

Po powrocie...

   Minęło kilka dni odkąd wrócili do Volterry. Od tamtego czasu Izabela i Arkadiusz nie rozmawiali ze sobą.
Unikali się nawzajem. Najchętniej zapomnieli by o wspólnie spędzonym wieczorze w Sienie, ale nie potrafili. Wspomnienia wracały i do Izabeli i do Arkadiusza. Obojgu było wtedy tak dobrze. Oboje poczuli jakby znali się od dawna. Ramiona Arkadiusza tak pasowały do sylwetki Izabeli. To co stało się podczas uczty zostało między nimi.

   Pewnej nocy Izabela nie mogła zasnąć. Postanowiła wyjść z domu i spędzić trochę czasu w stajni. Zrobiła parę kroków w jej kierunku kiedy usłyszała hałas. Ktoś był w środku. Zastanawiała się czy nie obudzić reszty stajennych, albo Luci, ale zdecydowała, że wejdzie sama.
   W stajni było ciemno, jedynie słabe światło świecy oświetlało wnętrze. Przeszła parę kroków i usłyszała cichy jęk. Błyskawicznie odwróciła się w stronę pustego boksu. Zobaczyła tam skulonego w kłębek mężczyznę.
-Wielkie nieba!-Wykrzyknęła i klęknęła przy nim.-Co się stało? Och.-wyrzuciła z siebie z obrzydzeniem.-Jesteś pijany Georgu i przedstawiasz sobą żałosny widok. Jak śmiałeś doprowadzić się do takiego stanu i zwalić się tutaj?
-Nasza śliczna mała Izy.-wymamrotał niewyraźnie i spróbował usiąść.-Przyszłaś z wizytą? Napijesz się ze mną?
   Izabela nie lubiła tego stajennego. Często czuła na sobie jego wzrok, który wprawiał ją w obrzydzenie. Teraz czuła się zgorszona i zła. Nie próbowała tego ukrywać.
-Nie, nie będę piła z kimś takim jak ty. Wynoś się stąd!
-Wydajesz mi polecenia?-Georg z trudem stanął na nogi .-Jesteś zbyt ważna, żeby napić się ze mną?-Prześlizgnął oczami po jej sylwetce i oblizał usta zatrzymując się na wypukłości jej piersi. - A może nie masz ochoty pić, skoro można zająć się czymś bardziej interesującym.- Chwycił ją za ramiona i dotknął wargami jej ust.
Zaczęła się krztusić na odór alkoholu i odepchnęła go.
-Ty! Nie waż się mnie tknąć!-Krzyczała i przeklinała go po celtycku dopóki nie złapał jej tak mocno, że aż zaniemówiła.
-Zrobię coś więcej, nie tylko cię dotknę.-Zatkał ręką jej usta i brutalnie pchnął do boksu.
Kiedy jego ręce zaczęły ranić jej ciało , broniła się kopiąc i drapiąc. Walczyła z mdłościami za każdym razem kiedy wargami atakował jej usta. Rozerwał jej ubranie. Jej złość przerodziła się w przerażenie, a opór przybrał na silę. Wbiła mu paznokcie w ramiona, a on cofnął swoją głowę. Jej krzyk rozdarł nocną ciszę.
   Uderzył ją z całej siły w policzek, aż zdrętwiała jej twarz. i ponownie zatkał usta dłonią. Wolną ręką chwycił jej pierś i mocno przycisnął do ziemi z jednoznacznym zamiarem. Pomyślała o siostrze. Nigdy nie zastanawiała się co czuła wtedy Charlotta. Teraz to wiedziała. To uczucie przenikało ją całą. Nie podobało jej się. Był zbyt pijany, żeby poradzić sobie z rozebraniem jej. Dłoń na ustach Izabeli pozbawiała ją powietrza, a na oczy powoli zasnuwał się mglisty mrok.

   Nagle została uwolniona od miażdżącego ciężaru. Usłyszała stłumione przekleństwo i zderzenie dwóch ciał.  Wyczołgała się do wejścia do boksu jednocześnie starając się powstrzymać torsje. Arkadiusz-pomyślała półprzytomnie,kiedy rozpoznała jego sylwetkę.
   Masakrował niższego mężczyznę z bezlitosną determinacją. Bił go i powalał na ziemię, ale Georg nie mógł stawiać oporu. Odzyskując jasność myśli Izabela uświadomiła sobie, że Arkadiusz w końcu go zamorduje. Zerwała się błyskawicznie i podbiegła do niego.
-Nie, Arkadiusz, zabijesz go!-Wczepiła się w twarde mięśnie jego ramion.-Arkadiusz, zabijesz go!
   Oderwał się od ofiary. Przez chwilę bała się, że odpędzi ją i wykończy stajennego, który leżał w bezruchu. Kiedy odwrócił się do niej, zaczęła błagać los, żeby nigdy nie stać się obiektem jego niepohamowanej wściekłości.

-Nic ci nie jest?-Zapytał.
-Nie. -przełknęła ślinę i spuściła wzrok.-Och, Arkadiusz, twoje ręce. Krwawią. -Niewiele myśląc ujęła je w swoje.-Powinieneś coś z tym zrobić...
-Do diabła, Izy.-Wyrwał ręce z jej uścisku i zaczął się jej przyglądać. Wyglądała źle. Miała rozerwane ubranie i splątane włosy. Na kremowej skórze jej ramion i pobladłej twarzy widać było już siniaki.
-Bardzo cię zranił?
   Izabela starała się za wszelką cenę uspokoić jego i siebie.
-Nie bardzo... Raczej mnie przestraszył. Uderzył mnie tylko raz.-Wiedziała, że powiedziała za dużo, gdy na jego twarzy znów widać było złość i obrzydzenie.
-Czy on żyje?
-Tym gorzej dla niego. Doskonale wiesz, że bym go zabił gdybyś się nie wtrąciła.-Arkadiusz doskonale zdawał sobie z tego sprawę i był jej wielce wdzięczny za to.-Teraz tylko poproszę Ojca, żeby  skazał go na coś okropnego.
-Nie.!
   Słysząc ten krzyk protestu, znowu skoncentrował się na niej.
-Izabelo, nie rozumiesz? Ten człowiek próbował zrobić ci krzywdę.
-Doskonale wiem jaki miał zamiar, -Odpowiedziała zdenerwowana.-Ale chcę, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Nie chcę, żeby Paddy się martwił.
-Dobrze Izy. Rozumiem. Już dobrze.-delikatnie objął ją ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia ze stajni.-Jutro poproszę paru ludzi i pozbędziemy się go z mojego terenu. Chodźmy. Odprowadzę cię do domu.

Powietrze zaczęło dziwnie falować, a uporczywy dźwięk rozsadzał Izabeli głowę. Przestawała widzieć normalnie.
-Arkadiusz.-Jej własny głos wydał się być odległy i obcy.-Przepraszam, ale ja chyba zaraz zemdleję.

Ledwie zdążyła to powiedzieć, kiedy ogarnęła ją ciemność.

czwartek, 21 marca 2013

Dlaczego Arkadiusz?

   Nadszedł dzień powrotu do domu. Izabela był a niewyspana ale mimo to zajmowała się koniem. Nie mogła zasnąć ostatniej nocy. Cały czas myślała o poprzednim wieczorze, a jak już zasnęła to o nim śniła. Zdecydowanie nie podobało jej się to jakie uczucia obudził w niej Arkadiusz. Walczyła z nimi, ale wiedziała, że jest skazana na porażkę. Luca podszedł do niej i gdy zobaczył w jakim jest stanie wziął konia i wprowadził go do powozu. Współczuł jej. Dla niego ostatnia noc również nie należała do udanych.
   Izabela wiedziała, że to będzie długi dzień. Nie rozmawiała z nikim. Ponieważ Arkadiusz miał do załatwienia kilka spraw. Izabela i Paddy musieli jechać konno a nie jak w tamtą stronę w powozie.

   Po opuszczeniu miasta Izabela pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Przymknęła oczy i myślała. Jej stryj podjechał do niej cicho. On również dostrzegał zmęczenie na jej twarzy.
   Zastanawiała się nad swoim życiem. Czy rzeczywiście dobrze zrobiła opuszczając Skibbereen? Co by powiedziała jej matka gdyby dożyła tych czasów? Czy tęskniła by za nią? A może nigdy by nie wyjechała? Co by robiła gdyby nie poznała Arkadiusza? Czyją mogłaby być żoną? Czy wszyscy traktują ją jak panią do towarzystwa. Czy Arkadiusz też ją tak traktuje? Na tę myśl łzy napłynęły jej pod powieki.

-Dlaczego Arkadiusz?-zapytała zaskoczonego Paddy'ego, wciąż nie otwierając oczu.-Skąd to imię?
-Naprawdę chcesz wiedzieć?-Padrick nie śmiał pytać o powód jej smutku. Wolał odwrócić jej uwagę od tego historią zagadkowego imienia następcy tronu.- Czy słyszałaś cokolwiek o jego matce? Jej Królewskiej Mości?
Izabela pokręciła głową.
-Cóż, ja też znam ją tylko z opowieści. Nigdy z nią nie rozmawiałem. Poznałem Arkadiusza gdy miał 10 lat. Ma po niej oczy.
Uśmiechnęła się. Nie potrafiła sobie wyobrazić Arkadiusza z brązowymi oczami jak u jego ojca.
-To wydarzyło się 31 lat temu.-Kontynuował Paddy.-Kiedy to jeden z rycerzy Króla wyjechał daleko na północ, żeby się wzbogacić. Wrócił po jakimś czasie z piękną kobietą którą uprowadził. Przyszedł do Najjaśniejszego Pana prosić o błogosławieństwo i ślub z nią, ale Król, zauroczony młodą dziewczyną, kazał wtrącić go do lochu, a sam wziął z nią ślub. Oczywiście, żeby nie wzbudzać komentarzy powiedziano wszem i wobec, że ta piękna blondynka o niebieskich oczach, która od tej pory ma być Królową Volterry jest szlachetnie urodzona. Z tego co wiem to była Polką. Dlatego gdy rok później urodził im się syn , chciała, żeby przypominał jej o domu, który musiała zostawić. Dała mu takie nietypowe imię, żeby władca za każdym razem gdy je wymawia czuł wstręt do siebie, za to, że nie pozwolił jej wrócić do domu.
-Czy to się spełniło?-Zapytała zaciekawiona.-Czy Jego Wysokość żałuje swego czynu?
-Izabelo, gdyby nie żałował prawdopodobnie wymawiałby jego imię. Czy nie zauważyłaś, że zawsze zwraca się do niego "Synu"?
-Widziałam go tylko raz.-Przyznała.-Co się z nią stało?
-Umarła. -Odrzekł smutny.- Przy narodzinach Mortena. Król mu nigdy nie wybaczył tego.
-Przecież to nie jego wina, że jego matka zmarła.-Powiedziała wściekła.-Skoro Król żałował to czemu nie pojechał z nią tam, żeby zobaczyła znów swój dom?
-Bo ją kochał. Ba. On był w niej zakochany. Nie chciał jej tam zawieźć bo bał się, że już z nią nie wróci. Uprzedzając twoje następne pytanie: Tak. Ona jego też, ale nie aż tak bardzo. Kiedy mężczyźni z rodziny Volturri zakochują się, to nic na świecie nie jest większe od tej miłości. Nie wiem czy z kobietami jest tak samo. Danielle jest pierwszą córką Volturi od wielu pokoleń.

   Arkadiusz ich obserwował. Zastanawiał się nad tym co powiedział Paddy i zgodził się z nim.Kiedy mężczyźni z rodziny Volturri zakochują się, to nic na świecie nie jest większe od tej miłości.

środa, 20 marca 2013

Uczta

Otworzyła drzwi. Arkadiusz oniemiał.

   Jego stajenna, którą widywał codziennie ubraną w spodnie i kaptur, z rudym warkoczem, który spuszczała na ramię, nie wyglądała jak kobieta, która właśnie stała przed nim. Izabela miała na sobie długą do ziemi ciemno-zieloną suknię z długimi prostymi rękawami.. Jej długie włosy spływały kaskadami na nagie ramiona i plecy kończąc się na wysokości piersi. Arkadiusz dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego jak długie i kręcone są jej włosy. Jej blada skóra idealnie kontrastowała się z jej wyjątkowo ciemnymi ustami.
   Wiedział, ze wystawiała go na próbę.




-A gdzie jest Paddy albo Luca?-zapytała-Dołączą do nas później?
-Nie. -Arkadiusz próbował doprowadzić się do porządku.-Niestety Luca postanowił spędzić wieczór z pewną młodą damą, a Paddy z naszym zwycięzcą. Musimy więc we dwoje godnie reprezentować królestwo. Myślisz, że dasz radę?
   Tak bardzo chciał, żeby powiedziała nie. Nie dlatego, ze nie lubił jej towarzystwa, przeciwnie uwielbiał je. Nie chciał jej narażać na obecność "wyższej sfery" pełnej snobistycznych kobiet i bogatych mężczyzn. Bał się, że Izabela nie wytrzyma presji, że zjedzą ją żywcem, że będą zadawać pytania, nad którymi Izabela nie powinna się zastanawiać a przede wszystkim, że zaczną ich o coś podejrzewać.
-Ależ oczywiście.-Odparła pośpiesznie, zamykając drzwi.-Dam sobie radę. Możemy iść.
Spełniła jego prośbę i wzięła ze sobą różę. Arkadiusz postanowił tego wieczoru udawać, że się dobrze bawi i wcale nie odrzuca go plebejskie zachowanie innych uczestników zabawy. Wziął ją pod rękę i w drodze na ucztę poinstruował ją jak powinna się zachowywać. Izabeli nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Co prawda uwielbiała się kłócić z Arkadiuszem, bo wiedziała, że na wiele jej pozwoli, ale tej nocy chciała grać posłuszną służącą. Uznała, że będą mieli jeszcze mnóstwo czasu, żeby się kłócić.

   Weszli do sali gdzie miała odbyć się zabawa. Natychmiast zostali porwani przez gości. Izabela miała udawać, że takie sytuacje nie są jej obce i w rzeczywistości nie były. Sala do której weszli była ogromna. Stoły były ustawione wzdłuż trzech ścian a z czwartej strony służba donosiła jedzenie. Na środku odbywały się tańce.
   Usiedli przy stole w miejscu dla zwycięzców. Izabela od razu poznała mężczyznę który siedział obok Arkadiusza.
-Nie zdążyłem Ci pogratulować.-Powiedział Antonio.- Twój koń świetnie pobiegł.
-Dziękuję, przyjacielu.-Odpowiedział książę.-Czyli nadal nie udało mi się Ciebie przekonać, żebyś ty również wystartował ze swoim?
-Może kiedyś.-odparł Antonio przyglądając się dzikowi, którego postawiono przed nim.-Póki co lubię obserwować jak Tobie idzie. Czy oświecisz mnie w sprawie nieobecności Paddy'ego i twojego jeźdźca? i wyjaśnij mi proszę czemu twoja stajenna nie chodzi ubrana w ten sposób na co dzień?
Arkadiusza zabolały słowa przyjaciela. Nie był zazdrosny. Raczej rozczarowany. Uderzono w jego dumę.
-Cóż to? Czyżbyś przestał zabiegać o względy mojej siostry?
-Wiesz Arkadiuszu, przyznam, ze nie mam nic przeciwko Danielle, ale ona nie jest kobietą z którą można by spędzić jedną noc. O nie. Ona jest za wysoko urodzona na to.
Jak dobrze, że Arkadiusz nie patrzył w stronę Izabeli. Dziewczyna była przyzwyczajona do obelg i niemiłych uwag, ale to nie znaczy, ze kryła się z przykrością, którą jej sprawiały.

   Jedli w spokoju. Izabela nauczona etykiety dworskiej jeszcze w Irlandii nie dawała po sobie poznać, że nie jest szlachetnie urodzona. Przeciwnie. Każdy kto z nią rozmawiał by zachwycony jej wiedzą i inteligencją. Arkadiusz zbierał pochwały za dobre przygotowania Vincitore'a do wyścigu i komentarze dotyczące jego towarzyszki. W końcu po namowach wielu kobiet poprosił Izabelę do tańca.
   Był tylko jeden problem. Irlandka nie potrafiła tańczyć. Powiedziała mu to, a on się tylko uśmiechnął. Niezauważalnie podniósł ją i cały "taniec" trzymał ją na wysokości cala nad ziemią.

   Zabawa skończyła się na krótko przed świtem, ale Izabela poczuła zmęczenie dużo wcześniej. Arkadiusz również zdecydował, że "należy wcześniej położyć się spać bo następnego ranka czeka go męcząca droga do domu". Wyszli chwilę po północy. Książę odprowadził Izabelę do drzwi jej pokoju.
-Wyglądasz jak mała dziewczynka, jak dziecko.-Powiedział.-A dziecka nie wolno puszczać spać bez pocałunku na dobranoc.
Liczyła na to, że pocałuje ją tak jak wtedy w stajni, ale on tylko musnął wargami jej policzek, szepnął do ucha "Dobranoc", delikatnie popchnął do pomieszczenia i zamknął za nią drzwi.

wtorek, 19 marca 2013

Wyścig o różowe róże.

   Krzyki ludzi zlały się w jedno. Co chwilę ktoś trącał Izabelę, ale ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
-O mój Boże.-Była zaskoczona.-Wygraliśmy. Vincitore wygrał o 2 długości przed innymi.
   Uspokoiła się. Dopiero teraz zauważyła Paddy'ego, który skakał obok niej i wykonywał taniec zwycięstwa. Zaczęła się śmiać. Arkadiusz objął ich oboje i powiedział, żeby zeszli z nim do padoku dla zwycięzców. Zgodzili się i zanim się obejrzeli, stali koło trzylatka i odbierali pochwały.
   Podszedł do nich król Sieny i organizator zawodów. Przywitał się z Arkadiuszem jak ze starym przyjacielem, pogratulował mu i złożył na jego ręce wielki bukiet różowych róż. Jego konia uhonorowano wieńcem z takich samych kwiatów. Przepiękna blond włosa dziewczyna, najprawdopodobniej najemniczka, nałożyła Luce na głowę wieniec podobny do Vincitore'a. 
Wiedzieli, że tego dnia będą świętować. 
   Zeszli do stajni. Gdy już dostali gratulacje od wszystkich i jeszcze paru osób Luca postanowił, że wróci i porozmawia chwilę z tą uroczą blondynką. Paddy poczuł się zmęczony, więc Arkadiusz pozwolił starszemu panu pójść odpocząć. Książę podszedł do zwycięskiego trzylatka, podrapał go za uchem i powiedział coś do niego, szeptem, żeby Izabela nie zrozumiała. Dziewczyna popatrzyła na niego zafascynowana. Uśmiechnął się do niej i wyjaśnił.
-Chciałem mu podziękować. Dobrze się spisał. 
-Rzeczywiście. -Podeszła do konia i pogłaskała go.
Arkadiusz nie mógł tego znieść. Stała tutaj, tak blisko niego. Taka piękna i bezbronna w stosunku do niego. Walczył ze sobą, żeby jej nie wziąć tam w stajni na sianie. Wiedział, że nie oprze się jej urokowi. Zrobił najlepszą rzecz jaką mógł w tej sytuacji zrobić.
-Co to jest?-zapytała zaskoczona. 
-To jest róża z bukietu który mi przysługuje. Weź ją. Do twarzy ci z nią. Powinnaś mieć ją przy sobie na dzisiejszej uczcie z okazji wygranej. 
-Dziękuję.-zawstydziła się.
-Powinnaś zdjąć te spodnie.-zauważył.
-Słucham?-Spytała zaskoczona.
Arkadiusz wybuchnął śmiechem.
-Chodziło mi o to, ze powinnaś przyjść w spódnicy. Zastanawiam się czy masz nogi pod tymi spodniami. Chociaż może być to dziwnie odebrane, że w mojej stajni pracuje kobieta. Cóż... wolę się tłumaczyć z tego, niż dlaczego chodzi w spodniach. Sama rozumiesz.
-Tak.-odpowiedziała powoli.-Chyba tak. 
-Przyjdziemy po Ciebie z Paddy'm i Lucą, no chyba, ze się zmienią plany.
-Dobrze. -Izabela uśmiechnęła się.-Będę czekać.
Już chciała wyjść, ale się zatrzymała. Odwróciła się w jego stronę i powiedziała:
-A dla jasności...-Uśmiechnęła się-Mam nogi. I nie raz już słyszałam, że ich widok nie sprawia przykrości.

   Wyszła ze stajni i podążyła w stronę pomieszczenia, które służyło jej za mieszkanie. Patrzył za nią, aż w końcu znikła mu z oczu. Nachylił się nad Vincitore'm, powiedział mu coś do ucha i wyszedł.

***
   Siedziała na podłodze i patrzyła na różę, którą dostała od Arkadiusza. Nigdy wcześniej nie dostała kwiatów i była pewna, ze jej się to nie spodoba. Nie lubiła róż, a już z całą pewnością nienawidziła różowych. Było jej miło, że ktoś o nią dba i chcę ja rozpieszczać, ale uważała, że Arkadiusz za bardzo się stara. Nigdy nie marzyła o księciu z bajki, więc dlaczego teraz miała by? Ale jednak, było w nim coś, co sprawiało, ze potrafiła zapomnieć o całym świecie. Często łapała się na tym, że szuka go wzrokiem.
-Na litość boską!-Przywołała się do porządku.-Nie ma żadnej szansy, żebym mogła być razem z Arkadiuszem. Przecież on jest następcą tronu, a ja tylko zwykłą pomocnicą ze stajni.
Myślała, że Arkadiusz się nią tylko bawi. Izabela jako Irlandka nie lubiła właścicieli ziemskich.
Miotały nią różne emocje. Szlochała, rzucała rzeczami. była wściekła i smutna. Skoro Jaśnie Pan postanowił zabawić się uczuciami młodej dziewczyny to ona może pobawić się jego.

Nie miała pojęcia, że Paddy stał za drzwiami.

***

   Izabela stała w swoim pokoju ubrana w sukienkę do kupna której niegdyś zmusił ją Arkadiusz. Bardzo nie chciała tam pójść, ale wiedziała, że nie może się wymigać. Jak by to wyglądało. Tylko ona nie świętowałaby zwycięstwa Vincitore'a. Czułaby się z tym źle. Postanowiła, że pójdzie na ucztę i będzie udawać, że się świetnie bawi.

   Szedł do niej ubrany w odświętne ubranie. Nie mógł na nią patrzeć. Nie mógł stać obok niej. Jej zapach doprowadzał go do szaleństwa. Coś w niej było co nie dawało mu spokoju. Obiecał sobie, że nie zbliży się do niej dzisiaj, a po powrocie do domu ich stosunki staną się takie jak z każdym stajennym.
Żeby tylko wiedział jak będzie naprawdę.

   Zapukał do niej.

niedziela, 17 marca 2013

Siena

   Od powrotu Arkadiusza, na nowo rozpoczęły się przygotowania do wyścigów. Najbliższe miały odbyć się w Sienie i Vincitore miał w nich wygrać.
-Będę czekać na kruka z wiadomością o wygranej i nikt mnie nie odsunie od okna. -Powiedziała Izabela zarzucając ramiona stryjowi na szyję.
-Cóżeś ty znowu wymyśliła?-odpowiedział zaskoczony.-Jedziesz z nami!
-Jadę z wami?
-Oczywiście.-powiedział Luca podchodząc do nich.-Dużo przyjemniej będzie mi się patrzyło na Ciebie niż na Petra czy Georga. Jesteś ładniejsza od tamtych stajennych.
-Upadłeś na głowę.-uśmiechnęła się do niego i spojrzała na stojącego obok Paddy'ego Arkadiusza.-Nie mogę z wami jechać. Przecież oni zasługują na to bardziej niż ja. Mają więcej doświadczenia i z pewnością sobie lepiej poradzą.
-Izabelo.-Powiedział zdenerwowany Arkadiusz.-Czy mógłbym z Tobą porozmawiać na stronie?

   Pociągnął ją za rękę i zaprowadził ją do stajni gdzie byli sami.
-Nie wiem jakie są kobiety we Włoszech.-mówiła masując rękę-ale nas Irlandki boli jak jakiś olbrzym próbuje nam wyrwać rękę.
-Powinienem był się przyzwyczaić do twojego charakteru.-Powiedział przez zęby.-Izabelo, nie zgadzam się na to, żebyś podważała moje zdanie w obecności moich służących. Pojedziesz bo sobie tego życzę, a ja jestem przyzwyczajony do tego, że dzieje się po mojej myśli.
Izabela umilkła. Pierwszy raz widziała go tak zdenerwowanego. Bała się go, ale wciąż była wściekła. Taki wielki i silny stał nad nią. Mógł bez problemu zrobić jej krzywdę.
   Kiedy poderwała głowę w kolejnym ataku złości, uśmiechnął się zmieniając nastrój. Chwycił ją w talii po czym przesunął dłonie wyżej, aż wreszcie oparł na bokach jej piersi. Pieścił je leniwie, kręcąc palcami kółka. Gniew Izabeli przerodził się w zmieszanie. Nie miała siły, albo nie chciała zaprotestować przeciwko tej bliskości. Poczuła, że unosi się nad ziemią. Jej ręce automatycznie powędrowały na jego ramiona.
-Proszę mnie postawić.-To co miało być rozkazem zabrzmiało raczej jak prośba.
-Za chwilę.-wyszeptał i zagarnął jej usta w zaborczym pocałunku.-Luca ma rację. Jesteś ładniejsza od Georga czy Petra.
   Pocałował ją jeszcze raz, odstawił na ziemię i odszedł nucąc wyjątkowo wesołą melodię.

***
   Droga do Sieny nie była długa. Izabela siedziała w powozie z Arkadiuszem i Paddy'm. Luca wolał podróżować z Vincitore. Lepiej znosił chorobę lokomocyjną.
   Siena była pięknym miastem. Kamienne kamienice i brukowane ulice bardzo przypominały Izabeli Volterrę. Wyścig miał się odbyć dopiero za kilka dni, ale Irlandka już nie mogła się doczekać
   Przez następne kilka dni dzieliła swój czas na zajmowanie się koniem i rozmowę z Paddy'm i Lucą. Arkadiusza unikała. Nie podobało jej się to jaki wpływ ma na nią jego bliskość.


 


   Nadszedł dzień wyścigów. Zawody miały odbyć się na rynku w Sienie. Ulice dochodzące do miejsca gdzie miała rozegrać się gonitwa były zaludnione. Ludzie przeskakiwali się nawzajem, żeby zobaczyć ubranych w jaskrawe kolory jeźdźców na najszybszych we Włoszech koniach. Tłumy szalały. Wszędzie było widać kolorowe chorągiewki. Izabel chłonęła ten widok z zapartym tchem. W życiu nie widziała tylu ludzi, rzeczy, kolorów i zjawisk jednocześnie. Była zachwycona.
-Chodź ze mną.- powiedział Arkadiusz stając za nią gdy kończyła czesać trzylatka.-Jemu już wystarczy tych pieszczot. Ma dzisiaj wygrać. Pójdziesz ze mną do loży?
-Będę zaszczycona.-Odpowiedziała. Odłożyła kopystkę i już miała wyjść z Arkadiuszem, ale się zawahała. Odwróciła się i podeszła do Vincitore'a. Nachyliła się i szepnęła mu do ucha kilka słów, po czym dołączyła do jego właściciela.
-Co mu powiedziałaś?-Zapytał rozbawiony.
-Powiedziałam, ze ma się spisać. Bardzo chcę, żeby wygrał.
-Wierz mi, nie tylko ty.
   Idąc na miejsce zobaczyli Lucę ubranego w złoto-bordowy stój, a przy nim Paddy'ego podającego mu ostatnie rady. Obaj mężczyźni byli bardzo zdenerwowani. Izabela kiwnęła ręką na Stryj, żeby do nich dołączył, ale on tylko jej odmachnął. Chciał, żeby ten młody chłopak wygrał.
   Izabela i Arkadiusz usiedli na miejscach im wskazanych. Z wysoka bez trudu odnalazła konia, którego przed chwilą zagrzewała do walki a na nim Lucę który wydawał się być jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo się denerwuje. Uświadomił jej to Arkadiusz, chwytając ją za rękę. Popatrzyła na niego zaskoczona. W tym momencie padł sygnał oznaczający rozpoczęcie gonitwy.

Irlandzka róża.

   Nadszedł pierwszy dla Izabeli dzień wolny od pracy. Ponieważ zbliżała się wiosna, postanowiła zając się trochę domem w którym mieszkała ze Stryjem. Wysprzątała cały dom, wyprała pościele i firany, a później wyszła do ogrodu.
   Słońce świeciło mocno bo zbliżało się już południe. Koło domu był wyznaczony fragment ziemi. Najprawdopodobniej kiedyś rosły tu jakieś rośliny, ale Paddy raczej nie dbał o piękny widok z domu. Zaczęła pracować. Z Irlandii przywiozła jeszcze parę nasion. Były to głownie róże, które uwielbiała jej matka, a Izabela szczerze nie znosiła. Uznała jednak, że lepiej jest mieć kwiaty pod oknem, niż gołą ziemię. Pracując nuciła starą irlandzką pieśń. Nie wiedziała, że jest obserwowana.

Co ja tu robię?-myślał patrząc na nią-Ciekawe czy ona też zadawała sobie to pytanie. Wydaje się być szczęśliwa, ale jak długo tak będzie?-Szedł w jej kierunku. Zna co najmniej trzy języki, umie czytać i pisać. Co ona robi u mnie w stajni?
   Przestała nucić. Usłyszała szmer żwiru za sobą i odwróciła się.
-Nie przestawaj.-powiedział Arkadiusz-Co takiego robisz? Myślałem, ze wykorzystasz dzień wolny tylko dla siebie.
-Sadzę kwiaty, Jaśnie Panie. Nie przywykłam do dbania o siebie.-spuściła wzrok i kontynuowała pracę.
Arkadiusz przykucnął obok niej. Ona wzięła w dłonie kupkę ziemi i położyła ją na jego dłoniach, ostrożnie, żeby przypadkiem ich nie dotknąć.
-Ziemia Najjaśniejszego Pana jest bardzo żyzna. Nic dziwnego, że wszystko chce tutaj żyć i rosnąć.-uśmiechnęła się.
Arkadiusz zawachał się przez chwilę, zrzucił ziemię, chwycił jej dłonie i zaczął im się przyglądać. Izabela była wyraźnie speszona jego zachowaniem, ale nie cofnęła ich. Skomentował:
-To grzech, żeby taka kobieta miała ręcę jak kopacz rowów. Nie zgadzam się na to, żebyś wyglądała jak chłopcy, którzy zajmują się moimi końmi. Wiesz przecież, że już raz cię wziąłem za kogos takiego.
-Przykro mi.-cofnęła zmęczone wieloletnią pracą na farmie dłonie-Na szczęście praca, którą mam dla Jaśnie Pana wykonywać nie wymaga dłoni damy.
-Izabelo.-starł ziemię z jej policzka.-Kiedyś nadejdzie czas, że nie będziesz chciała być pomocnicą ze stajni. Będziesz chciała czuć się kobietą, a to -wręczył jej sakiewkę-jest na taką okazję.
-Co to jest?-zapytała zaskoczona.
-Twoja pierwsza wypłata.- Arkadiusz uśmiechnął się i włożył woreczek w jej ręce.
-Nie mogę tego przyjąć.-odpowiedziała Izabela.-To zdecydowanie za dużo. Poza tym nie mam potrzeby sobie niczego kupować.
-Pierwszy raz ktoś mi mówi, że za dużo mu płacę.-Powiedział niekryjąc rozbawienia.-Dzisiaj w mieście jest targ. Powinnaś iść tam i kupić sobie coś nie dlatego, że tego potrzebujesz tylko dlatego, że tego chcesz.


   Morten schodził po schodach i przyglądał się im. "Arkadiusz zawsze miał gust" pomyślał. Nawet nie wiedział, że nie stoi tu sam.
-Kolejny.-powiedziała Danielle kładąc mu rękę na ramieniu.
-Co kolejny?-odpowiedział zaskoczony jej obecnością.
-Kolejny któremu zawróciła w głowie ta wieśniaczka.
-Mnie? Ależ skąd? Nie interesuje mnie kobieta która wie co robi.-uśmiechnął się.
-No tak. Ciebie interesują kobiety, których nie obchodzi co robią tylko ile masz pieniędzy. Przyznaj, że lubisz spędzać z nimi czas.
-Ostatnio, co raz rzadziej.-odparł zażenowany.-Ale widzisz, gdyby Izabela miała równie ładną co ona siostrę, to kto wie...

sobota, 16 marca 2013

Kobiety, ach kobiety...

   To był piękny, słoneczny dzień i Antonio doskonale o tym wiedział. Przechadzał się po ogrodzie na zamku w Volterze i obserwował. Lubił tu przyjeżdżać, nie tylko dlatego, że spotykał się z przyjacielem. Podobało mu się to małe państewko i podobała mu się córka jego króla.
-Ile ona ma lat?-zapytał wskazując na Izabelę, gdy Danielle do niego dołączyła.
-21. A co? Czyżbyś polubił kobiety dużo młodsze od siebie?-Zapytała z nieukrywaną niechęcią.
-Wiesz dobrze, ze lubię tylko jedną.-Posłał jej szelmowski uśmiech.-Nadal nie zmieniłaś zdania co do twojego zamążpójścia?
-Nie. I nie masz na co liczyć.-Odparła, kryjąc śmiech.
   Antonio uklęknął przed nią na jedno kolano i chwycił jej dłonie.
-Danielle Anno Mario Volturi, uczyń swoje i moje życie milszym i wyjdź za mnie. Zobacz jakie masz możliwości. Wokół Ciebie wciąż kręcą się adoratorzy z odległych krajów. Będąc moją żoną będziesz miała blisko do domu, będziesz miała męża który poza Tobą nie będzie widział świata i będziesz wiedziała, że w razie czego, zawsze będziesz mogła wrócić do brata. Błagam cię Danielle, zadbaj o swoją przyszłość!
   Kobieta patrzyła na niego jak na kogoś opętanego. Z jednej strony była wzruszona jego słowami, z innej przerażona perspektywą podjęcia decyzji, z jeszcze innej urażona tym, że ten mężczyzna klęczący przed nią uważał, że ona nie chce zadbać o siebie.
-Antonio, wstań.-Powiedziała spokojnie.
Spełnił jej prośbę, a ona odpowiedziała.
-Jeżeli naprawdę leży ci na sercu moje dobro, to zechcesz uszanować moją wolę.
-Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Będę czekać, aż zmienisz zdanie.-Pocałował ją.
   Wiedziała o tym. Zawsze o tym wiedziała. Odwzajemniła pocałunek i poszła do zamku. Antonio odprowadził ją wzrokiem, westchnął i podszedł do przyjaciela, który właśnie skończył dawać rozkazy stajennym.

-A więc stajenna? Doskwiera ci brak kobiet, że pozwalasz jednej z nich na zajmowanie się twoimi końmi?
-Czy ty również uważasz, że pozwalam jej tu pracować tylko dla tego, ze lubię na nią patrzeć?-Powiedział rozbawiony tym stwierdzeniem Arkadiusz.-Ale skoro tobie ten brak doskwiera to znajdź sobie kobietę mniej zatwardziałą w swoich przekonaniach niż moja siostra.
-Tylko, że...-Antonio był zmieszany-Żadne inne nie są tak ładne. No bo nie ożenię się ze służką z innego królestwa.

***
   Wieczorem tego samego dnia Izabela leżała w łóżku i rozmyślała. Myślała o domu w Irlandii, który zostawiła, o swojej rodzinie, o jej życiu tam, o przyjeździe tutaj, o stryju i o jej nowym władcy. Zastanawiała się kim on jest i dlaczego jest taki intrygujący. Już wcześniej widywała wielkich książąt, wysokich i przystojnych, do których młode panny stały sznurem. Ale on wydawał się być inny. Był bardziej tajemniczy, ale również zbyt ludzki. Podobało jej się jak traktował swoich poddanych. Był dla nich uprzejmy, pomocny, a przede wszystkim miał do nich szacunek, który oni odwzajemniali. Między sobą mówili o nim "Arkadiusz", ale każdy z nich traktował go jak następce tronu, i to się Izabeli podobało w nim najbardziej. To nie był Książe z bajki o którym opowiadała jej matka. To był zwykły, zakochany w koniach mężczyzna, o którym nigdy by nie pomyślała, że w przyszłości ma zostać królem. 
   W końcu zasnęła głębokim i spokojnym snem.


piątek, 15 marca 2013

Kto to jest?

-A przy okazji-powiedziała Danielle.-Antonio przyjechał.

   Antonio był królem sąsiadującego państwa Montepulciano i wieloletnim przyjacielem Arkadiusza. Znali się od małego. Co prawda Antonio był od Arkadiusza starszy o 5 lat, ale to nie przeszkadzało im się zaprzyjaźnić. Ich Ojcowie również byli przyjaciółmi, a oni zwyczajnie kontynuowali tradycję.

-Arkadiuszu, jak śmiałeś nie przyjechać do mnie się przywitać?-Antonio był wyraźnie ucieszony widokiem przyjaciela.
-Witaj Antonio. Wybacz mi, ze się nie zjawiłem. Wróciłem wczoraj w nocy.-Podszedł do gościa.
Obaj mężczyźni się uśmiechnęli i przywitali starym uściskiem.
-Synu!-na tarasie pojawił się Jaśnie Pan i król Volterry.-Jak to możliwe, ze wracasz po latach i nawet nie przyszedłeś się przywitać. Boisz się, że twoje konie gdzieś uciekną?
-Witaj Ojcze. Wybacz mi proszę. Przyjechałem wczoraj dość późno. Nie chciałem Cię budzić.
-Nie byłbyś sobą gdybyś tak nie odpowiedział.-zażartował Antonio-Witaj Najjaśniejszy Panie.
-Dzień dobry młody człowieku!-Odpowiedział władca.-Ładny mamy dzisiaj dzień, nieprawdaż?

   Arkadiuszowi ulżyło, że nie musi się dłużej tłumaczyć Ojcu. Stwierdził, że jeszcze będzie miał dużo czasu, żeby porozmawiać z przyjacielem. Póki co chciał dowiedzieć co działo się w Volterze w czasie jego nie obecności, więc wyjątkowo ucieszył się kiedy podszedł do niego jego brat.

***
-Kto to jest?-szepnęła Izabela siedząc na płocie padoku.-Ten rozmawiający z królem?
-Antonio Salvatore.-odparł Luca masując dobrze zbudowane nogi konia, z którego przed chwilą zsiadł.-Król Montepulciano i przyjaciel Arkadiusza. Nie jest żonaty jeśli o to ci chodzi.
-Dlaczego ty zaraz zakładasz, że chciałabym być żoną króla?-powiedziała patrząc na niego podejrzliwie.
-Nie wiem czy chcesz.-odparł.-Jesteś ambitną kobietą. Po prostu wydaje mi się, że powinnaś zainteresować się jakimkolwiek mężczyzną, jeżeli nie chcesz zostać starą panną.
-Czy ty znajdujesz się na liście tych mężczyzn?-Zapytała z uśmieszkiem.
-Już ci mówiłem kochana, że jesteś dla mnie za stara.-uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
-Czy ja ci już mówiłam, że jesteś szalony?-Izabela uśmiechnęła się.-Poza tym jesteś tylko 4 lata młodszy ode mnie.
-No niby tak,-Przejechał palcami po jej krągłościach- ale ja szukam dziewczyny niedoświadczonej.
Izabela uderzyła go w twarz.

***
-Czy dobrze słyszałem?-Zapytał Morten.-Czy Tobie również, spodobała się ta rudowłosa Irlandka?
-Dlaczego wszyscy tak uważają?-Arkadiusz był poirytowany.-Czy ja zwyczajnie nie mogę mieć stajennej. Czy tylko mężczyźni mogą mieć zaszczyt?
-Nie denerwuj się tak. Ja tylko spytałem.
-Czy ty powiedziałeś "również"? Spodobała ci się? Kim jesteś i co zrobiłeś z moim bratem?-Zaśmiał się.
-Dorosłem. Poza tym, lubię nowości, a ta dziewczyna jest zdecydowanie inna od wszystkich nam znanych.
-Może masz rację. -westchnął Arkadiusz.-Mimo wszystko stwierdzam, że naszej rodzinie trudno będzie znaleźć godnych małżonków.

***

-Paddy!-krzyknął król- Powiedz mi proszę, kto to jest? -zapytał wskazując na Irlandkę.
-Ależ, Jaśnie Panie, to jest moja bratanica. Izabela. Jest nową stajenną. 
-Jak to stajenną? Dlaczego chodzi w spodniach a nie w spódnicach? Dlaczego nie jest zamężna? Przyjacielu,      dlaczegóż to zatrudniłeś własną bratanicę?
Padrick szybko odpowiedział na wszystkie pytania władcy.
-Dziewczyno!-król zwrócił się do Izabeli.-Podejdź proszę.
Izabela podeszła do królów i Paddy'ego, ukłoniła się i stanęła najzgrabniej jak tylko mogła.
-Dobrze Padricku. Zgadzam się, żeby tu pracowała.

Wieśniaczka znikąd.

   Arkadiusz stał przed stajnią i oporządzał konia. Nieważne jak wiele miał stajennych, lubił robić to sam.
-Nie uważasz, że za długo go już czeszesz? Chcesz go rozpieszczać?-Zapytał Paddy.
-Naprawdę?-odpowiedział Arkadiusz.-Jak długo już to robię?
-Wystarczająco długo, żeby Izabela zdążyła objechać i umyć dwa inne.-Zaśmiał się.
   Rzeczywiście. Przecież ją obserwowałem.

***

-Izabela!-krzyknął Luca, jeździec który wygrał już nie jeden wyścig dla królestwa Volterry-Może ja z nim teraz potrenuję. Jak jeszcze trochę będzie się nim zajmować ładna kobieta, to już całkowicie zapomni o tym jak się ze mną jeździ.
-Chyba oszalałeś jeśli myślisz, że jestem piękną kobietą.-Zaśmiała się Izabela.
-Może trochę za starą, ale wciąż piękną.-Posłał jej szelmowski uśmiech.
  Zaśmiała się i rzuciła w niego kopystką.
-No, uważaj, bo gdy Arkadiusz się dowie, że nie szanujesz rzeczy którymi pracujesz...
-Śmiesz mi grozić, chłopcze?-odparła.

   Zaśmiali się. Młody jeździec wsiadł na konia i wyprowadził go na tor. Izabela odwróciła się i natychmiast przestała się śmiać.
-Nie, nie przestawaj.-powiedział Arkadiusz.-Lubię słuchać jak się śmiejesz. Mówisz wtedy z takim ładnym akcentem.
-Ja? Ależ skąd Jaśnie Panie. Ja pochodzę z wysp. Można by rzec jestem potomkiem ludzi, którzy stworzyli język którym się posługujemy. To ci ludzie tutaj, którzy myślą, że mówią po angielsku, mówią z akcentem.
-A ja?-zapytał-Ja też, twoim zdaniem, tak mówię?
-Nie.-odparła Izabela, opierając się o płot ogradzający tor, po którym biegł trzylatek.-Jaśnie Pan studiował we Francji?
-Tak.-Odparł zaskoczony i oparł się obok niej.-Dlaczego pytasz?
-Ponieważ, Francuzi nie lubią nas wyspiarzy i języka którym się posługujemy. Wymawiają go w tak dziwaczny, ale na swój sposób uroczy sposób.
-Przecież Ty i Paddy posługujecie się językiem celtyckim.-Zauważył-Jak wielu Francuzów poznałaś?
-Kilku.-Odpowiedziała Izabela.-Mieszkałam przecież w miejscowości portowej. Żyliśmy z handlu, między innymi z Francją. Nauczyli mnie mówić w ich szalonym języku.-Uśmiechnęła się.
-Z takimi kwalifikacjami marnujesz się w stajni.-Odparł Arkadiusz.
-Cóż, kto by chciał kobietę za urzędnika? Przepraszam najmocniej, ale muszę już iść.-Odpowiedziała Izabela i pobiegła w stronę stajni.
-Ja chciałbym.-Powiedział cicho spoglądając za nią.

-Nie powinieneś tak na nią patrzyć.-Powiedziała Danielle.-Jeszcze Padrick Lestrange to zauważy i zechce wymierzyć na Tobie sprawiedliwość.
-Im dłużej Cię słucham tym bardziej dochodzę do wniosku, że namawiasz mnie do kazirodztwa.
-Gdybym tego chciała już dawno byś o tym wiedział.-Zaśmiała się.
-Ja? Nie Morten?-postanowił zażartować. Uwielbiał swoją siostrę za to, że mógł z nią szczerze porozmawiać na wszystkie tematy (nawet te o których ludziom wysoko urodzonym nie wypadało rozmawiać).
-Tak ty. Wolę starszych.
-Myślałem, że nie wolisz nikogo. I to jest właśnie powód dla którego jesteś starą panną.
-Uważasz, że to, że nie wyszłam za mąż za twojego przyjaciela oznacza, że nie chcę za nikogo wychodzić? Wiesz, masz rację. Nie potrzebuję być niczyją żoną. Jest mi dobrze tak jak jest.
-Masz 25 lat. Prędzej czy później nie będzie ci się podobał ten stan rzeczy. Młodsza już nie będziesz. Powinnaś zatroszczyć się o swoją przyszłość i zdecydować się na któregoś ze swoich absztyfikantów.
-Powiedział 30-letni kawaler.-zbagatelizowała odpowiedź brata.-Może mi wyjaśnisz, czemu nie ożeniłeś się z jego siostrą? Dlaczego wciąż nie masz żony? Ojciec chce ci przekazać władzę jeszcze za swojego życia, ale do tego musisz mieć ślub z jakąś kobietą. 
-Wiesz mi pracuję nad tym.-Uśmiechnął się.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że spodobała ci się ta pomocnica ze stajni.-Wykrzyknęła zaskoczona księżniczka-Przecież to zwykła wieśniaczka. Niewiele warta, nisko urodzona dziewka. Co ona ma czego nie mają inne kobiety naszego pokroju? Arkadiuszu, proszę Cię, wróć na ziemie. Wieśniaczka, która przybyła znikąd nie może być królową.-poprosiła rozżalona.
-Uspokój się. Nie zaciągnąłem jej do ołtarza. Poza tym, Izabela nie jest zwykłą wieśniaczką. Ile znasz kobiet znikąd, które w ciągu jednej chwili zmieniają wszystko w swoim życiu? Przez to jest właśnie taka wyjątkowa.-Arkadiusz odparł kolejny atak siostry.
-Bracie, błagam Cię. Wiedz co robisz.

   W tym samym czasie Luca skończył pierwszą część treningu i zszedł z toru, żeby chwilę odpocząć. Przyprowadził konia pod stajnie, gdzie zajęli się nim stajenni. Zastał tam Izabelę spoglądającą w stronę książęcego rodzeństwa.
-O co oni się kłócą?-zapytała.
-Chyba jakieś problemy ze służbą.-Uśmiechnął się jeździec.

poniedziałek, 11 marca 2013

Pierwsze spotkanie.

   Kończył się kolejny dzień Izabeli w nowym miejscu. Jak co wieczór, poczekała aż Stryj Paddy zaśnie, żeby móc się po cichu wymknąć z domu. Podobało jej się tu. Lubiła tą ciepła bryzę, tych ludzi, ten język, nawet ten zapach koni.
Podeszła do stajni, żeby posiedzieć z końmi. Robiła tak w domu. Gdy nie mogła zasnąć przychodziła do stajni zobaczyć się z Courteous'em. Właśnie zamierzała przekroczyć próg, kiedy jakieś dwie ręce uniosły ją w górę i obróciły.
-Kim jesteś!? Kto ci pozwolił tu wejść!?-Krzyknął napastnik. Odstawił Izabelę na ziemię i ściągnął jej kaptur z głowy. -Ty jesteś kobietą!
-Oczywiście, że jestem kobietą? A ty kim jesteś i czemu napadasz Bogu ducha winnych ludzi?
Mężczyzna tylko się roześmiał. Dopiero teraz zauważyła jak wygląda. Był wysoki, ale nie tak jak Alec, przystojny i zdecydowanie rozbawiony złością Izabeli. Miał piękne ciemno-brązowe włosy i granatowe oczy. Był dobrze zbudowany a jego mocne rysy szczęki pokrywał trzydniowy zarost.
-Nazywam się Arkadiusz.-Uśmiechnął się.-Arkadiusz Volturri.
Powiedział Volturri. Dobrze mi się wydaje? Czy powiedział Arkadiusz Volturri. Syn króla, następca tronu, właściciel koni, którymi się zajmuje. Chyba powinna był zarobić na nim dobre wrażenie.
-Sądząc po akcencie-Znów się uśmiechnął-Ty musisz być bratanicą Paddy'ego.
-Tak Jaśnie Panie. Nazywam się Izabela Lestrange i jestem jego bratanicą.-Odpowiedziała szybko.
-Czemu nakryłem cię na włamywaniu się do mojej stajni?-Był wyraźnie rozbawiony, chociaż próbował to ukryć.-Radziłbym uważać na Vincitore'a. Jest dość humorzasty. Lepiej do niego nie podchodź.
- A jak mam to zrobić, skoro go regularnie objeżdżam i czyszczę?
- O nie! Nie pozwoliłbym takiej kruszynie jak ty dosiąść mojego wierzchowca.
Izabela w prawdzie była niewysoka i szczupła, ale wyjątkowo silna i wytrzymała przez ciągłą pracę na roli.
- Jaśnie Panie, jeśli nie byłby to afront z mojej strony to chciałabym już się oddalić w stronę domu.- Pobiegła. Jeszcze tylko przed samymi drzwiami odwróciła się i weszła do środka.
Następnego dnia rano, gdy ona i jej stryj szykowali się do pracy, zdążyła mu napomknąć, że poznała Arkadiusza poprzedniego wieczora. Przeszli do stajni, żeby zająć się swoimi obowiązkami. Do Paddy'ego podszedł młody mężczyzna.
-Słyszałem, że poznaliście się ubiegłej nocy.-Zaśmiał się starszy mężczyzna.-I co o niej myślisz? Musiałeś pomyśleć, że oczadziałem prosząc tą malutką istotę o opiekę nad twoim trzylatkiem.
-Przyznaję, że zwątpiłem w twój zdrowy rozsądek, gdy mi o tym powiedziała. Jednakże nie sądzę, żeby stary Padrick Lestrange stracił głowę dla swojej własnej bratanicy.
Stajenny i właściciel uśmiechnęli się. Paddy był jedynym człowiekiem nie szlachetnie urodzonym, który mógł sobie pozwolić na coś takiego.
Kiedy przyjechał do Voltery, Arkadiusz był jeszcze małym chłopcem, którego ojciec karał bardziej niż najniżej postawionych służących. Gdy był dzieckiem,znosił każdą uwagę z pokorą, kiedy wyrósł na wysokiego i silnego młodzieńca, Padrick często zastanawiał się, dlaczego nie postawi się ojcu, wszyscy wiedzieli, że miał możliwość. Irlandczyk zlitował się nad chłopcem i opowiadał mu baśnie i mity o elfach karłach i innych stworzeniach zamieszkujących odległe krainy. Szybko stał się zarówno przyjacielem młodego księcia, jak i doradcą króla.
-Ufam ci, Paddy.-powiedział Arkadiusz.-Jeżeli uważasz, że się nada, to kim jestem, żeby to osądzać?

poniedziałek, 4 marca 2013

Nowy świat

   Był mglisty poranek kiedy statek, na którym się znajdowała, przybił do brzegów Volterry. Nie wiele ludzi kręciło się po porcie, głównie byli to marynarze którzy nie mieli się gdzie podziać. Izabela zeszła po trapie i podeszła do mężczyzny wyróżniającego się na tle innych.
-Stryjku Paddy-zawołała.-Jak się cieszę, że Cię widzę.
   Padrick Lestrange był niskim, krępym, ale wyjątkowo przystojnym starszym mężczyzną. Jego siwe włosy dodawały mu uroku a długie wąsy zawinięte do góry-męskości.
-Mała Izy!-Krzyknął uradowany.-Gdy Cię ostatnio widziałem mieściłaś mi się w jednej dłoni.
   Uśmiechnęła się, a on wziął jej tobołek i zaprowadził ją do zamku. Po drodze opowiadał jej o wszystkim co powinna wiedzieć o jej nowym domu, pytał o Irlandię i napawał się widokiem młodej bratanicy. Według niego wyglądała jak nimfa leśna, jak jutrzenka, jak uosobienie wiosny. Ona spokojnie odpowiadała mu na wszystkie pytania, sama nie mogąc ukryć ekscytacji związanej z przyjechaniem do zupełnie innego świata. Do tej pory nie była dalej niż 50 mil od domu. Teraz sama przebyła drogę prowadzącą przez morza i pół Europy.

   Bez żadnych problemów przeszli przez mury zamku i dotarli do domów dla służby. Stryj Paddy pozwolił zostawić jej rzeczy w izbie przygotowanej specjalnie dla niej, ale ona jak najszybciej chciała się dowiedzieć czy znalazłoby się gdzieś dla niej jakieś zajęcie. Była pewna, że jeżeli zaraz nie weźmie się do jakiejś pracy to szybko zwariuje.
   Padrick nie był w stanie odmówić bratanicy więc od razu zabrał ją do stajni. Jakież było jej zdumienie gdy zobaczyła tą ilość koni. Stajnie były podzielone na trzy części. Pierwsza-największa, dla rycerstwa i straży. Druga-konie rodziny królewskiej. Trzecia-fanaberia księcia-konie wyścigowe. Tymi trzecimi zajmował się Stryj Paddy. Nie tyle zajmował co był bezpośrednim przełożonym stajennych zajmującymi się końmi. W ten właśnie sposób Izabeli zostało przydzielone codzienne ich objeżdżanie.

   Kobieta szybko przyzwyczaiła się do nowego miejsca. W ciągu kilku dni nauczyła się obowiązującego języka, zdobyła potrzebne doświadczenie i poznała więcej ludzi niż w ciągu całego swojego życia. Miała niesamowitą rękę do zwierząt, a konie uwielbiała w szczególności. Padrick był przyjacielem i doradzą Jego Wysokości więc prędzej czy później na dworze mówiło się o przyjeździe jego urodziwej bratanicy.

   Król był już starym człowiekiem. Miał trójkę dzieci: Arkadiusza, Danielle i Mortena. Zdawał sobie sprawę, że nie jest już tak szybki i cierpliwy jak niegdyś dlatego przygotowywał się do odejścia z urzędu i przekazania władzy najstarszemu synowi. On natomiast jej nie chciał. Arkadiusz od dziecka był urwisem. Nudziły go dobre maniery i etykieta dworska. Wolał jeździć konno i biegać po lesie. Nie bawiło go rozlewanie krwi, za to bardzo kochał konie. Jego ulubiony Vincitore, zwycięzca, był czarny jak węgiel, miał przenikliwe spojrzenie i charakter podobny do właściciela. W chwili gdy Izabela przyjechała do Volterry, Arkadiusz miał trzydzieści lat i właśnie kończył studia gdzieś w zachodniej Europie. W zamku została jego młodsza siostra i brat.
   Morten był kobieciarzem. Chociaż miał dziewiętnaście lat, wiele dojrzałych kobiet uważało go za idealnego mężczyznę. Nie był wulgarny ani brutalny, przeciwnie dbał o wszystkie kobiety które uznał za godne bycia jego towarzyszkami. Posiadał interesującą urodę. Był przystojny i dobrze zbudowany. Uwielbiał uczty, walki i turnieje rycerskie. Był w nich dobry. Kobiety padały do jego stóp, on jednak chciał się ustatkować. Nic więc dziwnego, że zainteresował się rudowłosą przybyszką. Różnił się bardzo od swojego brata, ale z całą pewnością był inny od swojej siostry. Danielle również nie przepadała za siedzeniem w zamku. Damy dworu ją nudziły. Zdecydowanie wolała by odjechać stamtąd w nieznane. Marzyła o włóczeniu się po świecie z koniem i odrobiną chleba. Chciała jeździć, poznawać świat. Gdy była młodsza Ojciec zobaczył ją uzbrojoną jedynie w patyk, walczącą z drzewem rosnącym w ogrodzie. Wtedy zadecydował, że każe nauczyć ją sztuki walki. Była dobra, często dorównywała w niej swoim braciom. Nigdy nie chciała być księżniczką. Choć była piękna, zazdrościła tej irlandzkiej wieśniaczce wolności, której nigdy nie zazna.

   Tak stała na tarasie zamku obserwowała jak nowa stajenna czyści Santanę i pozwalała jej czarnym włosom unosić się na wietrze. Swoimi jasnobłękitnymi oczami obserwowała jednego z jeźdźców, który to w tym momencie podszedł do Izabeli, żeby z nią porozmawiać. "Co zrobiła ta dziewczyna, że Bóg uczynił ją taką szczęśliwą, a ja na to nie zasługuję?"-zastanawiała się, ścierając łzę spływającą po jej śniadym policzku."Jak to dobrze, że już jutro wraca Arkadiusz. Może on coś zaradzi.".

niedziela, 3 marca 2013

Początek

   Urodziła się 13 września roku 982 w Irlandii w miejscu które obecnie nazywane jest Skibbereen. Jeszcze wtedy nie wiedziała co ją czeka.
  Mieszkała tam, żyła, uczyła się. Jej Ojciec i Stryj zajmowali się grzebaniem zmarłych, Matka z Ciotką uprawą roli i wychowywaniem dzieci. Była biedna, ale zadowolona z życia. Mieszkała z całą rodziną jaką dane jej było poznać. Miała dwie siostry Victorię i Charlottę. Oprócz nich w domu żyli ich kuzyni Bellatrix i Alecey.



   Wydawali się być najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Problemy zaczęły się w noc gdy najmłodszy członek rodziny-Alec skończył pół roku. W drewnianej chatce w której mieszkali była tylko ona-Izabela, jej Ciotka i Kuzyn. Reszta domowników świętowała wraz z innymi mieszkańcami osady koniec wielkiej suszy. Nasza bohaterka siedziała w sieni gdy nagle usłyszała krzyk. Pobiegła w stornę gdzie wydawało jej się znajduje się źródło hałasu i stanęła. Widziała kołyskę w której drzemał jej młodszy kuzyn i mężczyznę, ubranego na czarno, pochylającego się nad nim. Jednak najdziwniejsze było to, że ten człowiek miał skrzydła. Długie do ziemi, przerażające i czarne. Mężczyzna wyczuł jej obecność i obrócił się w jej stronę. Spod kaptura zobaczyła tylko jak się krzywo uśmiecha, a potem zniknął.
   Podbiegła do Aleca. Malec obudził się i uśmiechnął do niej. W tej samej chwili ze stropu skapnęła na niego jakaś czerwona ciecz. Izabela odwróciła głowę i ujrzała Ciotkę przybitą kołkiem do sklepienia, powtarzającą resztkami sił "Zabierz go stąd.". Dziewczynka wyjęła chłopca z kołyski i w tym momencie dom stanął w płomieniach. Wybiegła z niego i zatrzymała się tuż przed nim. Ludzie ze wsi zaczęli krzyczeć. Kto mógł ten pomagał ratować resztki płonącego miejsca który do tej pory służył im za schronienie.
   Gdy ogień został ugaszony a ludzie wyszli z pierwszego szoku zaczęto zadawać pytania. "Skąd ten pożar?", "Jak to możliwe sześcioletnia dziewczynka wyszła z niego cało w dodatku ratując życie sześciomiesięcznemu kuzynowi?", "Gdzie jest jego matka?". Izabela wiedziała, że nikt by jej nie uwierzył w "Czarnego Anioła", więc opowiedziała wymyśloną na szybko historyjkę o zapaleniu się domu przez potrąceniu przez Ciotkę świeczki i że ta zginęła od razu. Wszyscy w to uwierzyli a sprawa poszła w niepamięć.



   Od tego czasu odpowiedzialną za wychowanie Alecey'a uznano Izabelę. Dziewczyna starała się wywiązać z obowiązku nałożonego przez rodziców najlepiej jak tylko mogła. Gdy chłopak skończył siedem lat przeszedł pod opiekę Ojca który uczył go zawodu. Jako, że sześć lat po pożarze domu umarł ojciec Izabeli, jej Matka i Stryj starali się we dwoje prowadzić gospodarstwo. Mieli pole uprawne i konia imieniem Courteous. Jednak nie zawsze dawali sobie radę. Gdy Izabela podrosła odkryto u niej wspaniały talent muzyczny. Alec był bardzo inteligentny, pomysłowy i zręczny, więc zbudował coś na kształt skrzypiec i nauczył się na nich grać. A ponieważ żadnemu z nich nie brakowało urody. Dorabiali jeżdżąc do większych miejscowości, grając i śpiewając. Z czasem zaczęto im płacić za granie na weselach. Ich rodzina nie wierzyła w Boga ani w pogańskie przesądy. Dlatego właśnie dożyli czasów młodzieńczych. Inne rodziny wytakły ich palcami, bały się ich, ponieważ wszyscy Lestrange'owie mieli włosy w innym odcieniu rudego. Najjaśniejsze miała Victoria (prawie pomarańczowe) póżniej była Charlotta (ciemniejsze ale jednolicie rdzawe), włosy Izabeli były bardziej kasztanowe z pomarańczowo-złotymi pasemkami, Alec miał włosy już bardziej brązowe z tylko miedzianymi refleksami które w letnim słońcu zdawały się świecić, włosy Bellatrix były najciemniejsze (wydawały się być czarne, ale jakby się lepiej przyglądnąć przypominały Alec'owe).
Jedyną rodziną która nie odwróciła się od nich była rodzina Mikaelsonów. Esther i Mikael mieli 5 dzieci także co dwa lata. Młodzi szybko zaprzyjaźnili się z młodszym pokoleniem Lestrange'ów. Najstarszy Finn z najstarszą Victorią, Nicklaus z Izabelą, Elijah z Bellatrix, Kol z Charlottą i Rebeckah z Alec'iem. Dzieci były gotowe skoczyć za sobą w ogień. Nyli sobie tak wierni, że rodzice starali się ich między sobą zeswatać.

   W 995 (czyli rok po śmierci Ojca głównej bohaterki) do wsi przyjechał (razem ze swoją wtedy 12 lat małżonką) właściciel ziemi na której leżała wieś. Izabela bywała już niegdyś na dworze (gdzie zupełnie przypadkiem nauczyła się czytać i pisać, czego później nauczyła resztę rodziny) i widziała jak ta o rok młodzsza od niej dziewczyna traktuje swoich poddanych. Ich wizyta we wśi była niezapowiedziana, więc dostojnicy znaleźli ludzi w ich codziennych czynnościach. Izabela właśnie wracała z nad rzeki gdzie zażywała kąpieli. Owinięta wyłącznie w prześcieradło próbowała wmieszać się w tłum i nie rzucać się w oczy. Niestety hrabina dojrzała ją między głowami chłopów i kazała jej wyjść przed nich i zrobić pełny ukłon przed jej władcami. Pełny ukłon oznaczał podniesienie rąk i spowodowanie opadnięcia prześcieradła które okrywało piękne, młode ciało. Izabela nie miała wyboru. Została upokorzona przez chichoczącą małolatę. Gdy tylko hrabia uciszył małżonkę Nicklaus podbiegł do zalanej łzami dziewczyny, okrył swoim płaszczem, przytulił i zaprowadził do domu.
  Od tamtej pory Izabela nie wychodziła z domu. Bała się pokazać po za nim. Było jej wstyd za to co się stało. Często przychodził do niej jej przyjaciel, ale ona nie chciała widywać nikogo. Nie wychodziła na farmę, nie śpiewała na weselach jak dawniej. Nic co by mogło potwierdzić że tamta dziewczyna wciąż była tą samą Izabelą.
   Kilka miesięcy po tym zdarzeniu Victoria postanowiła zająć się młodszą siostrą. W czasie rozmowy z matką doszły do wniosku, że dziewczynie przyda się odpoczynek od wsi i że powinna gdzieś wyjechać.
W ten oto sposób Izabela i Victoria wyjeżdżają do Szkocji gdzie wstępują w szeregi asasynów, szkolą się, zmieniają, zaprzyjaźniają z ich królem by później zostać jego pomocniczkami.

  Wróciły po roku, zupełnie odmienione. Oczywiście nikt nie wie co naprawdę stało się w czasie ich nieobecnośći. Nikt z wyjątkiem Klausa któremu Izabela powiedziała wszystko w tajemnicy.
   W rok później Victoria znudzona ciągłą pracą na roli wyjechała na stały ląd. Trzy lata później w jej ślady poszła Bellatrix. Jej Ojciec umarł, załamany tym, że prawdopodobnie nie zobaczy już więcej córki . Na gospodarstwie zostali tylko Matka Izabeli, Izabela, Charlotta i Alecey.

   Przyjaźń między młodymi a Mikaelsonami zmieniła się w coś mocniejszego. Alec zaczął zdawać sobie sprawę, że uczucie którym darzy piękną blond włosą córkę Mikael'a staje się coraz silniejsze. Charlotta była już pewna że zakochała się w Kolu. Jedynie Izabela wiedziała, że ona i Nicklaus mogą być tylko przyjaciółmi niestety nie wiedziała co dzieje się w jego sercu.
   W roku 1001, pewnego jesiennego popołudnia młodsza siostra Izabeli wpadła do domu zapłakana. Nic nie mówiła tylko płakała. Alec (z którym nie najlepiej się dogadywała) trzymał ją w ramionach i nie wypuszczał. Wszyscy chcieli wiedzieć jaki jest powód jej smutku. Następnego dnia Charlotta wyjawiła, że Kol ją zgwałcił. Boi się, że nie znajdzie męża który by chciał "nie dziewicę" oraz tego, że zostanie wygnana po tym jak urodzi dziecko nie będąc niczyją żoną. Na wieść o tym Alec wpadł w szał był gotów zabić najmłodszego syna Mikael'a tylko, że ten zdążył opuścić Skibbereen. Cała trójka ukrywała prawdę przed matką, ale kiedy Charlotta nabrała ciężarnych kształtów, przestała się pokazywać i pracować matka zaczęła podejrzewać co się stało. Kiedy jej córka wyjawił jej prawdę, umarła z żalu do syna swojej przyjaciółki.

   Alec i Izabela podzielili obowiązki na pracę na roli, zajmowanie się brzemienną krewną i grzebaniem zmarłych. Kiedy dla Charlotty nadszedł czas rozwiązania, urodziła bliźniaki-chłopca i dziewczynkę. Klaus obiecał zająć się dziećmi tak, żeby nikt z sąsiadów się nie dowiedział. Ich matka nie chciała ich widzieć. Jej miłość do ich ojca zmienia się w nienawiść. Prawda jednak wyszła na jaw i mieszkańcy kazali się wynieść Charlottcie.
   W domu zostali tylko Izabela i Alec, ale i oni marzyli o wyjeździe, ponieważ nie radzili sobie z pracą we dwójkę. Alec sprzedał warsztat w którym niegdyś budował trumny dla najbogatszych ludzi w hrabstwie. Był gotów odejść, pozostała mu tylko sprawa Rebecki. Nie zdawał sobie sprawy, że ona również była w nim zakochana i kiedy wyznał jej miłość w lesie nie daleko wsi, nie wiedział, że ona marzyła o wyjechaniu z nim. Niestety jej rodzice zdążyli ją zaręczyć z bogatym mieszczaninem i kiedy Alec się o tym dowiedział wyjechał ze wsi ze złamanym sercem i udał się do Europy. Zdesperowana Izabela szukała ratunku u jedynej jej żyjącej rodziny. Wysłała kruka z listem, w którym opisuje całą sytuację, do drugiego brata jej ojca, który pracował jako stajenny na dworze króla małego państewka w obecnych Włoszech. Stryj odpisał jej, żeby przyjeżdżała do niego, że on jej pomoże.