-To twoja komnata, Izabelo.-powiedział Arkadiusz otwierając drzwi.- Mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Jest cudowna.-powiedziała Izabela zaglądając do środka.-Dziękuję.-stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.-Dziękuję, za wszystko co dla nas zrobiłeś.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się i przekroczył próg.
Izabela podążyła za nim. Znalazła się w najpiękniejszym pomieszczeniu jakie kiedykolwiek widziała. Na środku komnaty było wielkie łóżko a obok niego piękna skrzynia na ubrania. Przy ścianie stał mały cokolik i toaletka. Wszystkie meble były wykonane z ciemnego drewna. Cały pokój był ozdobiony kwiatami wszelkiego rodzaju, ale nie było w nich ani jednej różowej róży. Roześmiała się w zachwycie. Arkadiusz dostrzegł zmęczenie w jej głosie. Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Nie protestowała. Uśmiechnął się do niej i pocałował w czoło.
-Powinnaś się położyć.-powiedział.-To był długi dzień, a jutro czeka cię wiele nowych rzeczy. Śpij dobrze.-pocałował ją jeszcze raz i wyszedł zamykając cicho drzwi.
Izabela uśmiechnęła się do siebie i zasnęła głębokim snem. Tej nocy nie śniła wcale.
***
Obudziły ją ptaki, których śpiew wpływał do komnaty przez otwarte okno. Otwarte okno? Przecież jak zasypiała to było zamknięte.
-Dzień dobry.-powiedział Arkadiusz siadając na łóżku.
-Dzień dobry.-odpowiedziała odruchowo. -Czy wszystko z nim dobrze?
-Wiedziałem, że to będzie pierwsze o co zapytasz.-uśmiechnął się.-Tak, czuje się dobrze, ale medyk powiedział, ze będzie lepiej, jeżeli nie będziesz go tak męczyć swoją obecnością.
-Trudno.-odpowiedziała z udawanym smutkiem.-będę musiała pogodzić się z faktem, ze jestem dla niego tylko problemem.
-Nawet tak nie mów.-Arkadiusz zaczął dokładniej dobierać słowa.- Powinien dużo spać. Czyjaś obecność mu na to nie pozwoli.
-No tak. -Wyskoczyła z łóżka i podeszła do toaletki.
-Jako przyszła królowa nie powinnaś sama zajmować się swoim wyglądem.-zauważył.-za drzwiami stoją służące, które będą o to dbać.
-Arkadiuszu, proszę. Kazałeś mi tu mieszkać, pozwól mi chociaż stopniowo przyzwyczajać się do tego kim będę.
-Dobrze.-przyznał jej rację. Boże, czemu on wcześniej o tym nie pomyślał. Był przyzwyczajony do takiego traktowania?-Gdy się doprowadzisz do stanu użyteczności to wyjdź. Będę czekał za drzwiami. Zaprowadzę cię na śniadanie. Pewnie umierasz z głodu.
Chwilę później Izabela siedziała na rzeźbionym krześle, jadła niesamowicie wykwintne potrawy i słuchała Arkadiusza opowiadającego jej o tym jak będzie wyglądać jej dzień. Nie podobało jej się to, ale nie miała wyboru. Przede wszystkim oficjalnie nie stwierdzono, że Irlandka zostanie królową Volterry. Do tego musiała przejść "badanie". "Badanie" polegało na tym, że pójdzie do łaźni z innym przedstawicielkami płci pięknej, a przez dziurkę będzie obserwował ją duchowny i stwierdzi czy Izabela ma predyspozycje do urodzenia następcy tronu.
Łaźnie były dużym pomieszczeniem z basenem na środku. Izabela myślała, że będzie tam więcej kobiet, tymczasem była sama.
-Zdenerwowana?-spytała Danielle podchodząc do niej.-Masz coś do ukrycia?-Zapytała, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-Ależ nie. Skądże? Czy Jaśnie Pani...
-Tak- weszła jej w słowo.- I nie mów do mnie "Jaśnie Pani". To strasznie męczące. Skoro masz być moją bratową mów mi po imieniu. Danielle-podała jej rękę.
Izabela zawahała się. Pamiętając reakcję Arkadiusza na dotyk jej skóry, nie chciała podać dłoni. Po pewnym czasie zdecydowała, że byłoby to niegrzeczne. Księżniczka natychmiast zrozumiała wahanie Izabeli, ale nie skomentowała tego. Wręcz przeciwnie. Zazdrościła jej tego, że nigdy nie wymagało się od niej bycia kobietą. Chciała mieć taką skórę na dłoniach jak ona.
Danielle nie czekając na zaproszenie zsunęła z siebie odzienie i weszła do wody. Jej ciemna skóra wyglądała pięknie w promieniach słońca wpadających przez okno i kroplach wody z basenu. Popatrzyła na Izabelę wyczekująco. W końcu nadszedł moment na który wszyscy czekali. Izabela zdjęła ubranie, które miała na sobie i dołączyła do księżniczki.
***
Za ścianą w niewielkim pomieszczeniu stali Najjaśniejszy Pan i Król Volterry, biskup Bernardo i Arkadiusz. Duchowny zaglądał przez "dziurkę od klucza" do łaźni i oglądał kobiety kąpiące się w basenie. Oficjalnie nie mógł mieć rodziny, więc ta czynność zajęła mu sporo czasu. Wystarczająco, żeby Arkadiusz w połowie już miał dosyć. Od początku nie podobał mu się ten pomysł, a teraz gdy widział jak biskup oblizuje się na widok jego przyszłej żony i siostry, robiło mu się nie dobrze. Przypomniała mu się sytuacja sprzed kilku tygodni. Zastanawiał się czy było by to bardzo złe gdyby pobił mężczyznę, który za dwa tygodnie ma udzielać mu ślubu.
-Cóż...-powiedział w końcu biskup.-Nic jej nie brakuje... no może poza tym, że ma bardzo wąskie biodra, ale to chyba nie powinien być problem. Powiedz mi tylko Jaśnie Panie, dlaczego akurat ona? Przecież nie pasuje do kanonu piękna. Ma zbyt duże piersi-na ich wspomnienie uśmiechnął się pod nosem tak, że tylko Arkadiusz to zauważył. "Stary zboczeniec"-pomyślał.-i za niskie czoło.
-To chyba nie są wady.-powiedział Arkadiusz z niewymuszonym uśmiechem.-Nie widzę nic złego w tym, żeby moja żona miała duże piersi.
-Synu.-Ojciec go upomniał.-Więc?-zwrócił się w stronę duchownego.-Jaki werdykt?
-Nie widzę przeciwwskazań.-wciąż wpatrywał się z nienawiścią w opierającego się z nonszalancją o ścianę i chichoczącego Księcia.-Chociaż nadal nie rozumiem powodu.
-Nie masz potrzeby.-powiedział Król otaczając go ramieniem i wyprowadzając z pomieszczenia. Zganił tylko syna wzrokiem i zniknął za drzwiami.
***
Danielle uważnie obserwowała Izabelę. Jak to jest,-zastanawiała się- że Arkadiusz zawsze dobrze wybiera. Wiedziała, że już nikt ich nie obserwuje. Mogła zrobić wszystko.
***
-Synu!-Król pojawił się z powrotem w drzwiach.- Rozumiem, ze chciałbyś wiedzieć z kim się żenisz, ale podglądanie własnej siostry chyba nie leży w dobrym wychowaniu króla.
-Może masz rację.- Książę cofnął się od ściany.-Będę miał jeszcze dużo czasu, żeby ją zobaczyć.
***
Izabela leżała naga i mokra na łóżku. Nie rozpoznawała pomieszczenia. Przez okno wlewały się promienie zachodzącego słońca. Popatrzyła na osobę leżącą obok niej. Nagle przypomniała sobie wszystko.
***
Powoli zbliżał się wieczór, więc Izabela postanowiła wyjść z zamku na chwilę, żeby zobaczyć Vincitore. Wyszła ze stajni.
-Gratuluję.-błyskawicznie pojawił się przy niej Arkadiusz.- Danielle i biskup Bernardo stwierdzili, że nadajesz się na królową.
-Czy kiedykolwiek w to wątpiłeś?-zapytała uśmiechając się.
-Ależ skąd.-odwzajemnił uśmiech i pocałował ją w czoło.
-Czy ty powiedziałeś Danielle? Twoja siostra miała to ocenić?
-Tak. -odpowiedział zaskoczony tym pytaniem.-Myślałem, że wiesz. Dlatego nie było tam nikogo innego.
-Aha.-powiedziała Izabela.
Już wszystko stało się jasne.
O.Mój.Bosz.
OdpowiedzUsuńWątek świetnie wprowadzony. Pierwsze co mi przyszło na myśl: biedny, głupi Antonio...
Coś w tym jest, ale nie martw się. O Antonio jeszcze trochę będzie. :D
UsuńTheAvcia