niedziela, 17 marca 2013

Irlandzka róża.

   Nadszedł pierwszy dla Izabeli dzień wolny od pracy. Ponieważ zbliżała się wiosna, postanowiła zając się trochę domem w którym mieszkała ze Stryjem. Wysprzątała cały dom, wyprała pościele i firany, a później wyszła do ogrodu.
   Słońce świeciło mocno bo zbliżało się już południe. Koło domu był wyznaczony fragment ziemi. Najprawdopodobniej kiedyś rosły tu jakieś rośliny, ale Paddy raczej nie dbał o piękny widok z domu. Zaczęła pracować. Z Irlandii przywiozła jeszcze parę nasion. Były to głownie róże, które uwielbiała jej matka, a Izabela szczerze nie znosiła. Uznała jednak, że lepiej jest mieć kwiaty pod oknem, niż gołą ziemię. Pracując nuciła starą irlandzką pieśń. Nie wiedziała, że jest obserwowana.

Co ja tu robię?-myślał patrząc na nią-Ciekawe czy ona też zadawała sobie to pytanie. Wydaje się być szczęśliwa, ale jak długo tak będzie?-Szedł w jej kierunku. Zna co najmniej trzy języki, umie czytać i pisać. Co ona robi u mnie w stajni?
   Przestała nucić. Usłyszała szmer żwiru za sobą i odwróciła się.
-Nie przestawaj.-powiedział Arkadiusz-Co takiego robisz? Myślałem, ze wykorzystasz dzień wolny tylko dla siebie.
-Sadzę kwiaty, Jaśnie Panie. Nie przywykłam do dbania o siebie.-spuściła wzrok i kontynuowała pracę.
Arkadiusz przykucnął obok niej. Ona wzięła w dłonie kupkę ziemi i położyła ją na jego dłoniach, ostrożnie, żeby przypadkiem ich nie dotknąć.
-Ziemia Najjaśniejszego Pana jest bardzo żyzna. Nic dziwnego, że wszystko chce tutaj żyć i rosnąć.-uśmiechnęła się.
Arkadiusz zawachał się przez chwilę, zrzucił ziemię, chwycił jej dłonie i zaczął im się przyglądać. Izabela była wyraźnie speszona jego zachowaniem, ale nie cofnęła ich. Skomentował:
-To grzech, żeby taka kobieta miała ręcę jak kopacz rowów. Nie zgadzam się na to, żebyś wyglądała jak chłopcy, którzy zajmują się moimi końmi. Wiesz przecież, że już raz cię wziąłem za kogos takiego.
-Przykro mi.-cofnęła zmęczone wieloletnią pracą na farmie dłonie-Na szczęście praca, którą mam dla Jaśnie Pana wykonywać nie wymaga dłoni damy.
-Izabelo.-starł ziemię z jej policzka.-Kiedyś nadejdzie czas, że nie będziesz chciała być pomocnicą ze stajni. Będziesz chciała czuć się kobietą, a to -wręczył jej sakiewkę-jest na taką okazję.
-Co to jest?-zapytała zaskoczona.
-Twoja pierwsza wypłata.- Arkadiusz uśmiechnął się i włożył woreczek w jej ręce.
-Nie mogę tego przyjąć.-odpowiedziała Izabela.-To zdecydowanie za dużo. Poza tym nie mam potrzeby sobie niczego kupować.
-Pierwszy raz ktoś mi mówi, że za dużo mu płacę.-Powiedział niekryjąc rozbawienia.-Dzisiaj w mieście jest targ. Powinnaś iść tam i kupić sobie coś nie dlatego, że tego potrzebujesz tylko dlatego, że tego chcesz.


   Morten schodził po schodach i przyglądał się im. "Arkadiusz zawsze miał gust" pomyślał. Nawet nie wiedział, że nie stoi tu sam.
-Kolejny.-powiedziała Danielle kładąc mu rękę na ramieniu.
-Co kolejny?-odpowiedział zaskoczony jej obecnością.
-Kolejny któremu zawróciła w głowie ta wieśniaczka.
-Mnie? Ależ skąd? Nie interesuje mnie kobieta która wie co robi.-uśmiechnął się.
-No tak. Ciebie interesują kobiety, których nie obchodzi co robią tylko ile masz pieniędzy. Przyznaj, że lubisz spędzać z nimi czas.
-Ostatnio, co raz rzadziej.-odparł zażenowany.-Ale widzisz, gdyby Izabela miała równie ładną co ona siostrę, to kto wie...

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz :) wciągająca historia...
    Ze swej strony mogę Cię zaprosić na:
    lirykę :noccciemna.blogspot.com
    i prozę:noccciemna-ksiazka-wampir.blogspot.com
    proszę informuj mnie o nowych rozdziałach

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Nie ma problemu. zawsze możesz dostawać infromacje na maila (aplikacja po prawej).
    Będę śledzić
    TheAvcia

    OdpowiedzUsuń