sobota, 16 marca 2013

Kobiety, ach kobiety...

   To był piękny, słoneczny dzień i Antonio doskonale o tym wiedział. Przechadzał się po ogrodzie na zamku w Volterze i obserwował. Lubił tu przyjeżdżać, nie tylko dlatego, że spotykał się z przyjacielem. Podobało mu się to małe państewko i podobała mu się córka jego króla.
-Ile ona ma lat?-zapytał wskazując na Izabelę, gdy Danielle do niego dołączyła.
-21. A co? Czyżbyś polubił kobiety dużo młodsze od siebie?-Zapytała z nieukrywaną niechęcią.
-Wiesz dobrze, ze lubię tylko jedną.-Posłał jej szelmowski uśmiech.-Nadal nie zmieniłaś zdania co do twojego zamążpójścia?
-Nie. I nie masz na co liczyć.-Odparła, kryjąc śmiech.
   Antonio uklęknął przed nią na jedno kolano i chwycił jej dłonie.
-Danielle Anno Mario Volturi, uczyń swoje i moje życie milszym i wyjdź za mnie. Zobacz jakie masz możliwości. Wokół Ciebie wciąż kręcą się adoratorzy z odległych krajów. Będąc moją żoną będziesz miała blisko do domu, będziesz miała męża który poza Tobą nie będzie widział świata i będziesz wiedziała, że w razie czego, zawsze będziesz mogła wrócić do brata. Błagam cię Danielle, zadbaj o swoją przyszłość!
   Kobieta patrzyła na niego jak na kogoś opętanego. Z jednej strony była wzruszona jego słowami, z innej przerażona perspektywą podjęcia decyzji, z jeszcze innej urażona tym, że ten mężczyzna klęczący przed nią uważał, że ona nie chce zadbać o siebie.
-Antonio, wstań.-Powiedziała spokojnie.
Spełnił jej prośbę, a ona odpowiedziała.
-Jeżeli naprawdę leży ci na sercu moje dobro, to zechcesz uszanować moją wolę.
-Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Będę czekać, aż zmienisz zdanie.-Pocałował ją.
   Wiedziała o tym. Zawsze o tym wiedziała. Odwzajemniła pocałunek i poszła do zamku. Antonio odprowadził ją wzrokiem, westchnął i podszedł do przyjaciela, który właśnie skończył dawać rozkazy stajennym.

-A więc stajenna? Doskwiera ci brak kobiet, że pozwalasz jednej z nich na zajmowanie się twoimi końmi?
-Czy ty również uważasz, że pozwalam jej tu pracować tylko dla tego, ze lubię na nią patrzeć?-Powiedział rozbawiony tym stwierdzeniem Arkadiusz.-Ale skoro tobie ten brak doskwiera to znajdź sobie kobietę mniej zatwardziałą w swoich przekonaniach niż moja siostra.
-Tylko, że...-Antonio był zmieszany-Żadne inne nie są tak ładne. No bo nie ożenię się ze służką z innego królestwa.

***
   Wieczorem tego samego dnia Izabela leżała w łóżku i rozmyślała. Myślała o domu w Irlandii, który zostawiła, o swojej rodzinie, o jej życiu tam, o przyjeździe tutaj, o stryju i o jej nowym władcy. Zastanawiała się kim on jest i dlaczego jest taki intrygujący. Już wcześniej widywała wielkich książąt, wysokich i przystojnych, do których młode panny stały sznurem. Ale on wydawał się być inny. Był bardziej tajemniczy, ale również zbyt ludzki. Podobało jej się jak traktował swoich poddanych. Był dla nich uprzejmy, pomocny, a przede wszystkim miał do nich szacunek, który oni odwzajemniali. Między sobą mówili o nim "Arkadiusz", ale każdy z nich traktował go jak następce tronu, i to się Izabeli podobało w nim najbardziej. To nie był Książe z bajki o którym opowiadała jej matka. To był zwykły, zakochany w koniach mężczyzna, o którym nigdy by nie pomyślała, że w przyszłości ma zostać królem. 
   W końcu zasnęła głębokim i spokojnym snem.


1 komentarz: